Wredny
Jolanta Czartoryska | 22 lut 2014 18:54 | Brak komentarzy
Wredny! To słowo robi niezwykłą wprost karierę. Otwieram „Newsweek, a tu naczelny nie może napisać wstępniaka bez tego słowa. Otwieram „Politykę”, a tu cały ogromny tekst czołowych publicystów, w którym słowo to jest wymieniane wiele razy. Co się dzieje?
WREDNY! Oto słowo klucz. Do czego? Do opisu sytuacji w dzisiejszej Polsce, do porównania przeciwnika do siebie, oczywiście w kontrapunkcie. A co to słowo tak naprawdę znaczy? Ja używam go czasami, doprawdy bardzo rzadko, wtedy, gdy nie mogę znaleźć już gorszego określenia na czyjeś negatywne zachowanie. Nie ma w moim słowniku mocniejszego określenia na czyjeś złe zachowanie.
Z ciekawości zajrzałam do słowników języka polskiego. I co się okazało? Otóż, w słowniku języka polskiego PWN z 1968 roku w ogóle tego terminu nie ma! No cóż, słownik jest Mały (chociaż ma 1033 strony). Następnie zajrzałam do słownika języka polskiego PWN z 1989 roku. Tu już „wredny” jest. Jak należy je rozumieć? Podkreślam, że słowo oznaczone zostało, jako pospolite. „Wredny” to człowiek fałszywy, obłudny, zły (wredny człowiek, kolega, typ, uśmiech a w przenośni – wredna droga, pogoda). A co w nowszych czasach? W internetowym wielkim słowniku języka polskiego – „wrednie” to podle, nieprzyjemnie, zaś w internetowym słowniku języka polskiego PWN „wredny” to (też słowo potoczne), taki, który jest pełen fałszu i podłości, trudny do zniesienia, budzący niechęć.
Wróćmy do wskazanych elitarnych tekstów. Otóż w jednym z nich „wrednym” nazwane jest nasze państwo! Dalej użyte są jeszcze słowa: niebezpieczne i bezmyślne. Wszystko to w kontekście „sprawy Trynkiewicza”. Nie chcę się wypowiadać w tej sprawie, choć jako prawnik wykonujący w życiu wiele lat zawód prokuratora i adwokata, mam wiele do powiedzenia, i od strony merytorycznej i formalnej. Jednak, jako czytelnik prasy opiniotwórczej stanowczo protestuję!
Jestem w stanie zrozumieć konieczność używania zabiegów marketingowych, zwiększających poczytność pisma. Nie odmawiam nikomu, kto ma, talentu, przenikliwości, trafności w wielu ocenach i talentu dziennikarskiego. Jednak, nie spodziewałam się, że ulegając owczemu pędowi, tygodnik uchodzący za opiniotwórczy i w pewnym sensie elitarny zejdzie do poziomu obecnego w przestrzeni internetowej. Gdy będę chciała pooglądać zalew panującej tam nienawiści, to otworzę sobie komputer i wybiorę dowolną stronę z komentarzami. Zobaczę jak wygląda nienawiść w czystej postaci. O nie, przepraszam, nie czystej, bo z wszechobecnymi błędami ortograficznymi. Jednak nie chcę! Nie obchodzi mnie, jakim językiem operują ludzie, którzy nie mają odwagi powiedzieć komuś w oczy, co złego myślą. Wychowano mnie, że anonimy to coś obrzydliwego! Otwierając tygodnik „na poziomie” chcę mieć informacje, komentarze „na poziomie”, jaki jeszcze pamiętam z czasów słusznie minionych. Dobrze, że minionych pod wieloma względami. Ale, nie pod wszystkimi! Nie chcę, aby minęła polszczyzna, jaką operowali ludzie uważający siebie i sobie podobnych za elitę intelektualną. Co więcej, taką elitą byli i równanie do nich było programem, wskazówką, a nawet zaszczytem! A dzisiaj? No cóż, wszystko się zmieniło. Przede wszystkim wartości. Ludzie też!
Podobnie rzecz się ma z tekstem „Wredna mowa” M. Janickiego i W. Władyki w „Polityce”. Jeżeli obu autorom zdaje się, że w tym tekście są lepsi od krytykowanych, to powinni się zastanowić, na ile cytując obficie wstrętne wypowiedzi internetowych hejterów dają im satysfakcję swym zainteresowaniem i nagłaśniają to, co tamci piszą. Wydaje mi się, że chyba rozumiem ideę zabiegu cytowania, ale pisząc o tym, że „wredna mowa” jest zaraźliwa, pokazali równocześnie, że mikroby choroby i na nich mają pewien wpływ. I nie zmienia tego faktu, że oni ciągle jeszcze krytykują „wredną mowę”. Swymi wiwisekcyjnymi cytatami dają możliwość oswojenia się czytelnikom z zalewającym nas – powiedzmy to wprost – chamstwem nie tylko w mowie i piśmie, ale i obyczajach. Powtarzają wszystkie obrzydliwe zniewagi, przyczyniając się do ich utrwalania. Myślę, że nie to było ich zamiarem.
Dlaczego o tym piszę? Dlatego, że aż się prosi krzyknąć, kolokwialnie właśnie: stop kapela, resetujemy! Od teraz gramy inaczej! Od początku!
U mnie w domu mówiło się, że pewnych rzeczy się nie robi. Po prostu, nie i już! Jakich? Zwykłych – nie używa się pewnych słów, a poza tym nie obraża innych, nie rani ich uczuć, nie obmawia, nie sprawia przykrości, a jak się zrobi coś złego, to trudno, trzeba się przyznać i ponieść skutki. Tak po prostu, tak normalnie: nie rób drugiemu, co tobie niemiłe. Naiwnie? Być może, jak na dzisiejsze czasy, ale obawiam się, że jeśli nie zostanie powstrzymany ten zalew złych myśli, brutalnych zachowań, a także złych słów, to czeka nas…..Czy ktoś pamięta jeszcze, co w polskim języku oznacza Sodoma i Gomora? Tego właśnie oczekiwaliśmy od wolności?
Jolanta Czartoryska
Komentarze
Pozostaw komentarz: