Teatr wspomnień Tomasza Miłkowskiego
Barbara Janiszewska | 5 gru 2016 10:11 | Brak komentarzy
Małe, ale pojemne wydawnictwo, przygotowane w serii Czarna Książeczka z Hamletem (Wrocław 2016). Autor, Tomasz Miłkowski prezentuje „166 monodramów”, z ponad tysiąca spektakli teatru jednego aktora.
„Autor wybrał je, kierując się kryterium charakterystyczności – każdy z omawianych monodramów oddaje pewien typ wypowiedzi artystycznej, który na scenie jednoosobowej zwracał uwagę oryginalnością albo typowością” – czytamy w notce wydawniczej. Prezentowany zbiór to „pokłosie” pobytów Miłkowskiego na festiwalach we Wrocławiu i Toruniu. To właśnie tam, zwłaszcza na festiwalu wrocławskim, najstarszym tego typu na świecie, był wytyczany główny nurt teatru jednego aktora przez ostatnie pół wieku. To 16. pozycja wydana w tej serii.
Teatr jednego aktora – skromne formy teatralne, bardziej spotkania, czyli coś więcej niż tylko przedstawienia. Określenie zaczęło być używane od występu Wojciecha Siemiona w krakowskim Klubie pod Jaszczurami w 1960 roku. Warto w tym miejscu przytoczyć stwierdzenie autora, dlaczego uważa ostatnie półwiecze za okres sprzyjający teatrom jednego aktora. „W latach ideologicznie kontrolowanej polityki repertuarowej, to właśnie monodramy wymykały się często nazbyt wnikliwej ocenie cenzorskiej… Aktorzy szybko uczyli się „sztuczek”, jak omijać przeszkody cenzorskie – kiedy pojawiał się „zapis” na jakieś nazwisko grywali monodramy bez wymieniania nazwiska autora – tak było przez pewien czas z tekstem Antoniego Słonimskiego „Jak to było naprawdę”, zrealizowanym przez Wojciech Siemiona”.
„Teatr jednego aktora kusił także swobodą – aktor wyzwalał się spod władzy reżysera, mógł sam poszukiwać repertuaru, sam go kształtować, a czasem nawet tworzyć: od tekstu, przez inscenizację po wykonanie”. Niezależność formalna i myślowa są w przypadku teatru jednego aktora ważne, nie można zapominać jednak o względach ekonomicznych – dla części wykonawców monodramy stały się sposobem zarobkowania. Czasami bywały „misją ideową”: „Jak choćby wspomnienia obozowe, prezentowane z determinacją przez Augusta Kowalczyka lub „misją artystyczną”: „Jak „Scenariusz” Bogusława Schaeffera, prezentowany przez Jana Peszka przez całe dziesięciolecia”.
Nie ma jednego modelu tego teatru. „To zresztą atut tego ruchu, w którym dostrzec można odpowiedniki rozmaitych poszukiwań teatralnych, widocznych w teatrze wieloosobowym, a nawet forpocztę przyszłych eksperymentów” – pisze Miłkowski.
Wszystko zaczęło się od Danuty Michałowskiej, która w 1961 roku założyła w Krakowie Teatr Jednego Aktora i legendarnego spektaklu „Bramy raju” Jerzego Andrzejewskiego. Cztery lata później spektaklem „Komu bije dzwon” Ernesta Hemingwaya zainaugurowała I Ogólnopolski Przegląd Teatrów Jednego Aktora we Wrocławiu, a uczestnikami tego przeglądu byli Wojciech Siemion, Andrzej Dziedziul, Kalina Jędrusik, Andrzej Łapicki i Ryszarda Hanin.
Wojciech Siemion, związany z STS-em, w którym zaprezentował w 1959 roku wieczór poezji ludowej „Wieża malowana” stał się zaczynem współczesnego teatru jednego aktora. Potem była „Mironczarnia” wg Mirona Białoszewskiego, klasyczny przykład autorskiego spektaklu poetyckiego, w którym autor wykorzystał prozę i poezję. Bartosz Zaczykiewicz, w 2009 roku (43. WROSTJA) przedstawił monodram „…podszyty” wg Witolda Gombrowicza, autora jak wiadomo dość trudnego w odbiorze, ale jak pisze autor: „Mówi językiem Gombrowicza w sposób naturalny, co więcej wpisuje w scenariusz monolog Kordiana na Mont Blanc na prawach cytatu”. Wśród zaprezentowanych w zbiorze monodramów czytamy o „Promethidionie” Henryka Boukołowskiego, „Rozmowie w domu państwa Stein” Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej, „Dialogach sumienia” Igi Cembrzyńskiej, „ Mszy wędrującego” Anny Chodakowskiej, „Kalinie” Katarzyny Figury, „Mszy za miasto Arras” Janusza Gajosa, „Białej bluzce” Krystyny Jandy. Na specjalną uwagę zasługuje „Wyprzedaż używanych spektakli” Ireny Jun, uznawanej za „klasyka gatunku”, zaprezentowana tylko raz, w Toruniu (OFTJA, 2009). Podkreśla to Tomasz Miłkowski pisząc: „Okazało się, że „używane” spektakle Ireny Jun zachowały świeżość, może nawet dojrzały jak wino, stając się lekcją poglądową, czym jest, a czym nie jest teatr jednego aktora”. Człowiek orkiestra, wybitna osobowość artystyczna, czyli Bogusław Kierc w teatrze jednego aktora debiutował w 1972 roku monodramem „Śmieszni z gniewu, a z bólu tak bliscy”, w którym połączył wiersze Juliana Przybosia, a po wielu latach, w roku 2008, sięgnął po wiersze Adama Mickiewicza w monodramie „Mój trup”. Tak pisze Miłkowski o tym monodramie: „Mimo, że to spektakl tak ascetyczny i skupiony na słowie, ze zdumiewającą mocą przemawia do widzów nieznających języka polskiego”. Na festiwalach w Estonii, na Litwie, w Armenii.
Na festiwalach oglądaliśmy „Psalmy Dawida” Olgierda Łukaszewicza, „Żmiję” wg Tołstoja, którą przedstawiła Dorota Stalińska – była prezentowana ponad 4 tysiące. Jerzy Stuhr przywiózł „Kontrabasistę”, a Wojciech Pszoniak „Belfra”. W roku 1970 główną nagrodę za monodram o Edith Piaf „Urodziła się jak Wróbel” na 5. Ogólnopolskim Festiwalu Teatrów Jednego Aktora we Wrocławiu otrzymała prawie już zapomniana Lidia Zamkow.
To subiektywny przegląd zawartości „166 monodramów” – mam jednak adzieję, że zachęci do sięgnięcia po tę niewielką książeczkę.
Barbara Janiszewska
Komentarze
Pozostaw komentarz: