Święte prawo własności!
Ryszard Sławiński | 6 sty 2014 20:50 | Brak komentarzy
Pamiętam ten dzień. 27 lipca 2007 roku było upalnie. Kilka dni wcześniej na moje konto nadeszła odprawa emerytalna. Świadom, że na ostatniej prostej nic mnie już nie czeka postanowiłem jakoś spieniężyć, czyli zainwestować choćby część emeryckiej mamony. Wiele się mówiło dookoła o funduszach inwestycyjnych. Kolega wpłacił 10 tysięcy złotych dziesięć lat temu i ma obecnie 20 tysięcy. Drugi, niestety z 10 tysięcy także po 10 latach stracił i zostało mu 8,5 tysiąca. Makler w banku przekonywał, że tak nie musi być, ale się zdarza. Ta kwestia zależy od inwestowania.
Zarządzający funduszem może trafić z inwestycjami, ale też może ponieść porażkę. Pomyślałem sobie, że taki pech nie musi, a nawet nie może, spotkać mnie ani moich pieniędzy. Szczerze powiem, że postawiłem sobie pytanie; jak to możliwe, że wpłaciłem do funduszu, a więc do swego rodzaju banku swoje pieniądze i one znikają, a w każdym razie pomniejszają się wraz z upływem czasu.
Ponieważ ten lipcowy dzień nastrajał optymistycznie, pomyślałem sobie, że tyle lat jeszcze przede mną, więc mam szansę zarobić. To przekonanie umocniło się we mnie, gdy przejrzałem opis dokonań funduszu, który pierwszej wyceny dokonał w 1995 roku i każdego roku powiększał aktywa o 30 do 60 proc. Policzyłem sobie, ja – naiwny humanista – że za 5 lat co najmniej mi się kwota wpłaty podwoi. W ogóle nie dopuszczałem myśli, że może być tych pieniędzy mniej niż w dniu wpłaty. No, bo jakże to! Czy ktoś może pozbawić mnie mojej własności? Mojej krwawicy, na którą pracowałem 40 lat?
Tego upalnego dnia wykupiłem w jednym z funduszy dwa certyfikaty po 2648,77 zł każdy. Oczywiście wiem, że to żadna inwestycja. Dla mnie jednak nadzieja, że to mi się podwoi, a może potroi po 10 czy 15 latach była silną motywacją. Żeby nie zapeszać, postanowiłem o tej „inwestycji” zapomnieć. Dopiero w czerwcu 2011 roku zapytałem maklera, co tam z moimi certyfikatami? Każdy z nich zyskał przez prawie cztery lata niecałe 20 złotych. Krezusem się nie poczułem, ale w stan apatii też nie wpadłem. W końcu mieliśmy kryzys roku 2008, a teraz giełda coraz częściej sygnalizuje wzrosty. Będzie już tylko dobrze – pomyślałem. 19 grudnia 2013 roku w związku z zamiarem dokonania domowej inwestycji przypomniałem sobie o dwóch certyfikatach, z których miałbym przynajmniej 5,5 tysiąca złotych. O zgrozo: dowiedziałem się, że moje certyfikaty poleciały w dół i wartość jednego wynosi 1103.33 zł. No, trafił mnie szlag. Mnie drobnego ciułacza, byle jakiego inwestora.
Zapytałem maklera, kiedy będę musiał rozpocząć dopłacanie do moich certyfikatów. Usłyszałem, że może do tego nie dojść, mam zachować spokój, bo zarządzający może lepiej zainwestuje w rynek akcji, a moje pieniądze nie tylko odzyskam, ale nawet zarobię. Kiedy?
Piszę o tym tylko dlatego, że nie mogę opędzić się od myśli, że oto fundusz inwestycyjny zabiera mi moje pieniądze. Przyszła mi na myśl fundamentalna zasada obecnego ustroju, jaki mi wywalczyła klasa robotnicza przy wsparciu inteligencji pracującej miast i wsi, że najświętszym prawem w RP jest prawo własności. Tak, tak, ja wiem, że podpisałem umowę i zgodziłem się na podział mojego kapitału na jednostki i zarządzający funduszem może tymi jednostkami grać do woli, a mnie właścicielowi kapitału, nic do tego, czy przyniosą one zysk, czy będą stratą. Jest mi przykro, bo słyszę, że moje państwo obroniło się przed kryzysem. Tyle że moje państwo nie ochroniło moich nędznych groszy.
Piszę o tym smutnym, w skali kraju nic nieznaczącym epizodzie w życiu obywatelika, małego żuczka w państwie, które chętnie mieni się tygrysem Europy, bo wiem, że takich „graczy” w Polsce jest całkiem sporo. Piszę też o tym dlatego, że tym samym regułom jak w funduszach inwestycyjnych podlegają środki gromadzone na kontach Otwartych Funduszy Emerytalnych. A więc ku przestrodze.
Na koniec zadam zapewne niemądre pytanie: Czy jeśli mój fundusz inwestycyjny nie trafia z inwestycjami i ja z tego tytułu ponoszę stratę, to czy również Zarząd Funduszu i jego Rada obniżają sobie z tego tytułu wynagrodzenie?
Ryszard Sławiński
Fot.: www.sxc.hu
Komentarze
Pozostaw komentarz: