Ostatnia droga Stasia Spyry
Dziennikarze RP | 1 lis 2019 11:13 | Brak komentarzy
„Oto już jesień i pora umierać,
pożółkłe liście wiatr strąca i miecie,
drżące gałęzie do naga obdziera,
chór, gdzie sto ptaków modliło się latem.
Ja jestem zmierzchem dnia, który,
ku zachodowi i w ciemności brodzi.
Noc, siostra śmierci oczy mi przesłania
i wkrótce z całym światem mnie pogodzi.
A jeśli kochasz, choć prawdę dostrzegniesz,
kochasz tym bardziej, im rychlej odbiegniesz
-Szekspir Sonet 71
30 października 2019 roku pożegnaliśmy zmarłego red. Stanisława Spyrę. W kondukcie pogrzebowym, na cmentarzu w Świętej Katarzynie, oprócz najbliższej rodziny i przyjaciół zmarłego, uczestniczyli również przedstawiciele Stowarzyszenia Dziennikarzy RP Dolny Śląsk.
Mowę pożegnalną nad grobem zmarłego wygłosił red. Ryszard Mulek, przewodniczący Zarządu Stowarzyszenia Dziennikarzy RP Dolny Śląsk, który stwierdził między innymi, że śp red. Stanisław Spyr znany był ze swojej życzliwości i dobrego serca. Gdy ktoś potrzebował pomocy lub dobrej rady, on nigdy jej nie odmawiał. Był również naszym serdecznym przyjacielem i kolegą ze Stowarzyszenia Dziennikarzy RP Dolny Śląsk. Urodził się 94 lata temu w Chorzowie, w tym przez 70 lat przepracował jako dziennikarz. Był między innymi redaktorem naczelnym w wielu czasopismach na Wybrzeżu i Śląsku, redaktorem naczelnym wrocławskiej Rozgłośni Polskiego Radia i korespondentem Interpressu w Berlinie. Cztery lata temu, podczas naszego spotkania z okazji jego 90 rocznicy urodzin, z wielkim sentymentem wspominał pielgrzymkę Jana Pawła II, podczas której pełnił obowiązki szefa Biura Prasowego.
Red. Stanisław Spyra był przykładem dobrego, wspaniałego człowieka, od którego wielu młodych ludzi uczyło się dziennikarskiego rzemiosła. Wielką stratą jest więc dla nas, że nie ma go już wśród żywych. Tyle jeszcze rzeczy mógł nam przecież opowiedzieć, tyle pięknych historii ze swojego długiego życia ukazać w nowym świetle. W tak trudnych chwilach ukojenie daje nam jedynie świadomość, że być może kiedyś spotkamy się ponownie i razem dalej będziemy pełnić dziennikarską powinność w niebiańskich redakcjach.
Wspomnienia o Stasiu Spyrze
To było tak niedawno. Jeszcze parę lat temu siedzieliśmy obok siebie na opłatkowym spotkaniu dziennikarskim. Zarówno patrząc wtedy na Staszka, jak też słuchając Jego wypowiedzi , nikt by mu nie dał tych lat, na które wskazywała data urodzenia. Jak zawsze kontaktowy, rzeczowy, serdeczny!
Wczoraj, akurat w dniu Jego pogrzebu, miałem pisać krótkie wspomnienie. Nie napisałem. Nagle komputer zastrajkował. Widać nie chciał tekstu o życzliwym ludziom i nad wyraz pracowitym, serdecznym naszym Koledze po piórze – pisanego w czasie przeszłym! Bo trudno uwierzyć, że Staszka nie ma już wśród nas.
Poznałem Staszka na początku lat siedemdziesiątych ub. wieku, gdy On, jako dziennikarz z Dolnego Śląska, pracował dla organu związków zawodowych, ogólnopolskiego wydawanego w Warszawie dziennika „Głos Pracy”, ja zaś we wrocławskim „Słowie Polskim”. Siłą rzeczy nasze kontakty były sporadyczne i spotykaliśmy się najczęściej na różnego typu imprezach, w tym również związkowych, z których relacje umieszczaliśmy potem w prasie.
Nie tę oczywistą dziennikarską pracę Staszka chcę tu upamiętnić. Łączyła nas bowiem oprócz dziennikarstwa również… działalność estradowa. Staszek nie tylko wyglądał atrakcyjnie na estradzie, ale i ze swadą prowadził konferansjerkę na przeróżnych, przeważnie organizowanych przez związki zawodowe imprezach, w tym także dużych, plenerowych. Długo o tym nie wiedziałem. Przypadek sprawił, że w pewne letnie popołudnie będąc w delegacji w tzw. terenie natknąłem się na imprezę prowadzoną przez Staszka. I przyznam się, nie tylko mi zaimponował, ale i wzbudził zazdrość. Ta lekkość prowadzenia dialogu z widzami, ta wyczuwalna sympatia do ludzi, którym w niedzielne popołudnie dawał chwile wypoczynku i oddechu od codzienności! I finezyjny dowcip: „ O, pani ma takie ładne czerwone buciki. Widać, mąż chyba specjalnie pojechał po nie do Wrocławia, bo tu raczej się takich nie dostanie!” Oczy wszystkich zwróciły się na obuwie wyróżnionej przez konferansjera damy, która zadowolona, że stała się obiektem zainteresowań uczestników imprezy, aż poczerwieniała z radości. Odczekałem, aż impreza się skończy i poszedłem pogratulować udanej konferansjerki. A nawiązując do epizodu z czerwonymi bucikami zupełnie na serio stwierdziłem: ” Świetny pomysł. Tego by chyba nawet Lucjan Kydryński nie wymyślił” Na co Staszek spojrzał na mnie z dobrotliwym uśmiechem i odparł „ Oczywiście. Dlatego tu nie przyjechał. Nie miałby czego szukać!” I po paru sekundach obaj wybuchaliśmy śmiechem.
Po latach pracując w Warszawie w „Głosie Pracy” często spotykałem się z nazwiskiem Staszka Spyry, ale ponownie zobaczyliśmy się dopiero po dziesięcioleciach, właśnie na wspomnianym dziennikarskim opłatku we Wrocławiu. Witaliśmy się serdecznie, nie wiedząc, że jest to jednocześnie pożegnanie.
Trudno powiedzieć „żegnaj Staszku”. W czasach, gdy tak intensywnie próbuje się człowiekowi odebrać wiarę i podważyć nadzieję, właśnie ta wiara i nadzieja powodują, że warto zakończyć wspomnienie innymi słowami: do zobaczenia Staszku w lepszym, wolnym od trosk i lęku przed przemijaniem świecie!.
Wojciech W. Zaborowski
Komentarze
Pozostaw komentarz: