Grzegorz Sporakowski (1950-2014), członek Zarządu SDRP Oddział Wielkopolski
Dziennikarze RP | 14 lut 2014 09:32 | Brak komentarzy
Świat bez Niego nie będzie taki sam
Trudno uwierzyć, że piszę o Nim w czasie przeszłym. Pojawienie się tej drugiej daty, która ostatecznie zamyka i podsumowuje czyjeś życie, to zazwyczaj chwila trudna dla wszystkich. Dla nas, dla przyjaciół Grzegorza, chwila bolesna.
Dziennikarstwo miał we krwi. Chociaż na Uniwersytecie imienia Adama Mickiewicza w Poznaniu ukończył geografię, to nie byłby sobą, gdyby nie zdobył „mocnych” papierów „prawdziwego” żurnalisty. Uzyskał je na Podyplomowym Studium Dziennikarskim Uniwersytetu Warszawskiego, a jego indeks z tamtego okresu wypełniony jest autografami wielkich nazwisk zawodu, na czele z Ryszardem Kapuścińskim.
W stolicy jednak nie pozostał i swoje dziennikarstwo poświęcił Wielkopolsce. Pracował od 1974 roku w „Gazecie Poznańskiej”, po czym, po epizodzie związania się z „Dziennikiem Poznańskim”, na stałe wszedł do zespołu „Głosu Wielkopolskiego”, w którym spędził resztę okresu aktywnej pracy zawodowej. Swoje wielkie doświadczenie i gruntowną znajomość anatomii gazety potrafił z sukcesem wykorzystać w dziale terenowym, którego pracę przez wiele lat koordynował, dbając o terminowość, wiarygodność i atrakcyjność redagowanych kolumn.
Grzegorz Sporakowski dla wielu Wielkopolan pozostanie przede wszystkim wybornym znawcą przeszłości Poznania. Wraz z grafikiem, Henrykiem Kotem, stworzył na łamach „Głosu Wielkopolskiego” poczytną rubrykę poświęconą zabytkom i pamiątkom miasta, także i tym, które bezpowrotnie znikały. Ta bezcenna dokumentacja została opublikowana w kilku wydawnictwach zwartych. Na szczególną uwagę zasługują kalendarze – wydano ich łącznie siedem – cenione przez miłośników Poznania i popularne wśród jego mieszkańców.
Do Stowarzyszenia Dziennikarzy RP wniósł nieoceniony humor, pacyfikującą trudne sytuacje ironię, także dyscyplinę działania i umiejętność prowadzenia dialogu między pokoleniami. Z chwilą przejścia na emeryturę wiele czasu poświęcił ludziom młodym, dla których bezcenna okazała się Jego gruntowna znajomość warsztatu prasowego i organizacji pracy redakcji. Jako jeden z nielicznych potrafił adeptom dziennikarstwa uświadomić korzyści płynące z pozyskiwania doświadczeń starszego pokolenia. Gawędy Grzegorza Sporakowskiego, tak chętnie słuchane, wprowadzały w świat powstającej gazety, od jej poczęcia aż do narodzin, ale nie stroniły też od ukazywania etyki zawodowej i wpajania zasad, których naginać nie można, wiodły więc ku horyzontom wartości dotkliwie nieobecnych w dziennikarskiej codzienności.
Odszedł nagle, pośrodku niezrealizowanych planów, niezamkniętych zadań. Nie zdążyliśmy się z Nim pożegnać. Na biurku pozostały osierocone Dziennikarskie Koziołki, nagroda wielkopolskiego środowiska, którą odbierał w roku 2008 nie potrafiąc ukryć łez wzruszenia. Choć odprowadziliśmy Go na górczyński cmentarz, wciąż zapominamy, że nie można już do Niego zadzwonić i przywołujemy tak dobrze znany numer. Do tej pory nie potrafimy usunąć go z pamięci naszych telefonów…
Tomasz Dymaczewski
Komentarze
Pozostaw komentarz: