Doręczanie
Jolanta Czartoryska | 10 sty 2014 16:12 | Brak komentarzy
To zacznijmy od początku. Rozlatuje nam się państwo, a koło się zamyka. Przesada! Przesada? Czy to prawda, dowiemy się za jakiś czas. A może moje pokolenie nie zdąży? Przypomnijmy sobie, że Polska „rozkładała się” przez cały XVIII wiek. Inne czasy? To prawda, ale historia, niestety, powtarza się. W innej formie? W inny sposób? Ale jednak się powtarza!
Przez długie 27 lat otrzymywałam zawodowo wezwania i zawiadomienia z sądów. Było normalne, że jeśli sąd, od razu na rozprawie, nie zawiadamiał o terminie następnego posiedzenia, to posiedzenie „odraczał z terminem na piśmie”. Oznaczało to, że wcześniej czy później doręczone zostanie wezwanie lub zawiadomienie z sądu o kolejnym terminie.
Dla nierozróżniających znaczenia tych słów w kontekście sądowym wyjaśniam, że wezwanie oznacza, iż powinniśmy się raczej stawić w sądzie. Odmawiać albo nie wolno, albo nie warto. Skutki niestawienia się mogą być nie tylko niechciane, ale również opłakane. Zawiadomienie zaś oznacza, że bezwzględnie musimy być poinformowani o posiedzeniu sądowym, ale przyjść nie musimy, jeśli mamy désintéressement.
Przez te wszystkie lata było oczywiste, że z sądu wezwania przychodzą za pośrednictwem Poczty Polskiej, przedsiębiorstwa państwowego, od pewnego momentu spółki prawa handlowego ze 100 procentowym kapitałem Skarbu Państwa.
Nie będę sięgać głębiej do historii niż czasy Zygmunta II Augusta. Wystarczy powiedzieć, że w Polsce od drugiej połowy XVI wieku przesyłanie poczty królewskiej odbywało się pod patronatem króla. To on zorganizował przesyłanie listów królewskich do Włoch, zezwalając prywatnym nadawcom na korzystanie ze swej poczty. Po perturbacjach związanych z pierwszym okresem funkcjonowania nowego, jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli, przedsiębiorstwa, w dniu 11 lipca 1562 roku król zawarł układ z dyrektorem poczty cesarskiej w Wiedniu i od tej chwili powstała jednolita instytucja państwowa pod nazwą Poczta Polska, czyli Królewska. W historii Poczty Polskiej za początek jej istnienia, jako instytucji publicznej, uważa się dzień 18 października 1558 roku.
W XX wieku Poczta Polska, Telegraf i Telefon, jako przedsiębiorstwo państwowe powstała w 1928r. Tuż po wojnie, w 1944r. w Lublinie odtworzono firmę, poprzez uruchomienie oddziału Poczty Polskiej w tym mieście. W 1991 r. od poczty odłączono usługi telefoniczne, tworząc Telekomunikację Polską. Taki stan, mniej więcej, trwa do dzisiaj.
Narzekamy na pocztę, ale czy wyobrażamy sobie życie bez niej? Nie, na pewno nie! Uważamy, że standardowo poczta powinna być solidna i niezawodna. Przesyłka nadana na poczcie nie może zginąć, choć oczywiście, jak to w życiu, bywa różnie. Jednak nadając przesyłkę w okienku pocztowym uważamy, wierzymy w to, że przesyłka na pewno dotrze do adresata. Ale właściwie, dlaczego tak myślimy? Ano, dlatego, że odkąd Poczta Polska istnieje uważamy ją za instytucje państwową, więcej: instytucję zaufania publicznego. Mimo ogromnych zmian w naszym życiu w ostatnich kilkudziesięciu latach, ciągle jeszcze uważamy, że listonosza można się nie bać, można go wpuścić do domu, że listonosz nas nie oszuka. I dzieje się tak, mimo że listonosze od dawna nie noszą już swego munduru, atrybutu służby państwowej. Trzeba pamiętać, że przed rokiem 1989 listonosz w czasie pracy korzystał z ochrony funkcjonariusza publicznego.
Na fali liberalizmu czy też neoliberalizmu (w tym przypadku bez różnicy) państwo wyzbywa się, krok po kroku, wpływu na życie gospodarcze i społeczne swoich obywateli. Wyłączone zostaje powoli oddziaływanie na wszystkie podstawowe sfery życia, na które państwo ewidentnie powinno zachować wpływ (edukacja, lecznictwo, ochrona najsłabszych, policja, wojsko). Bez tego nie można mówić o istnieniu państwa. W naszym kraju, wiele na to wskazuje, ma miejsce celowa polityka prowadzona na fali sprzeciwu wobec reglamentacji życia społecznego w PRL. Nie zważa się na to, że przesada zawsze nie jest dobra. Jak tak dalej pójdzie, spełni się porzekadło: „hulaj dusza piekła nie ma”.
Można się z takim osądem zgadzać, albo nie. Jednak warto podkreślić, że przedstawiciele Państwa (świadomie piszę tu Państwo dużą literą) powinni przynajmniej raz na jakiś czas zaglądać do konstytucji. W niej jest napisane, że w Polsce obowiązuje trójpodział władzy: na ustawodawczą, którą sprawuje Sejm i Senat, wykonawczą, którą sprawuje Prezydent i Rada Ministrów. I wreszcie trzecią – równorzędną władzę – sądowniczą.
Gdy zaglądnę na karty historii, to widzę, że nasze Państwo zawsze było, w bardzo różny sposób, bardzo mocno związane z Pocztą Polską i vice versa! No więc pytam: a cóż to za władza, która zamiast korzystać z usług przedsiębiorstwa państwowego (no dobrze, niech będzie spółki Skarbu Państwa) w przesyłaniu korespondencji, niosącej władcze komunikaty, korzysta z usług firmy prywatnej, posługującej się prywatnymi sklepami, kioskami i innymi straganami?
Nie przeciwko prywatnym firmom występuję, ale obywatele powinni wiedzieć jaką oni oraz sądy mają gwarancję, że wezwania dotrą do adresatów? Na jakiej podstawie prawnej ma odbywać się odpowiedzialność za niedoręczenie korespondencji sądowej? Na cywilnej? Na ogólnych zasadach? Zresztą nie o literalny przepis chodzi. Ważniejsze jest: czy i jak będzie karany obywatel, który nie stawi się w wyznaczonym przez sąd terminie, bo nie otrzyma wezwania lub zawiadomienia? Czy ktoś się zastanowił, że w rzeczywistości, postępowania będą się toczyć znacznie dłużej na skutek problemów z doręczeniami? Czy ktoś wziął pod uwagę możliwość fałszowania podpisów na zwrotnych poświadczeniach odbioru korespondencji? Czy ktoś zastanowił się, że w takich warunkach zachodzić będzie niemożność ustalenia KTO sfałszował podpis? Przecież w kiosku, sklepiku itp. może być wiele osób, mających dostęp do korespondencji. Polacy potrafili nie takie rzeczy robić! Nie takie!
Cóż to za przestrzeganie prawa przez sądy, które dopuszczają do tego, że osoby zupełnie nieuprawnione będą wiedziały, kto jest wzywany do sądu, do jakiego wydziału i do jakiej sprawy? Wszak na wezwaniach i zawiadomieniach podane są sygnatury toczących się postępowań, a z nich wynika jednoznacznie czy sprawa jest karna, czy cywilna, czy jeszcze inna. Dla wszystkich adresatów dyskrecja jest jedną z najważniejszych kwestii. I co więcej: wszyscy mają prawo do dyskretnego traktowania przez urząd państwowy.
Tak bardzo narzekamy na złe pomysły ustawodawcze i jeszcze gorsze stosowanie prawa. Co to za argument dla zmęczonego ciągłymi zmianami, i coraz mniej udanymi reformami społeczeństwa, że przetarg na dostarczanie wezwań z sądu został wygrany przez najtańszego – za parę milionów złotych! – doręczyciela korespondencji sądowej, wobec ewidentnej utraty resztek prestiżu Państwa, które i tak nie ma dobrej opinii u swych obywateli?
Wracam do początku: Dlaczego koło się zamyka? Gdy Zygmunt II August organizował pocztę, oddał ją na kilka lat różnym nieudacznikom do prowadzenia i bardzo mocno tego żałował. Tak bardzo, że postanowił sam wszystko prowadzić i nadzorować. Po królewsku! Nie chciał zmniejszania prestiżu swego Państwa.
Jak tak dalej pójdzie, to władza sądownicza odda dalsze swoje atrybuty i po wyroki będziemy chodzić do… krawca albo do fryzjera! Z całym szacunkiem dla obu tych zawodów.
O tempora! o mores! (Z Cycerona) – Co za czasy! Co za obyczaje!
Jolanta Czartoryska
Komentarze
Pozostaw komentarz: