Janusz Józef Bryliński (1933-2013)
Dziennikarze RP | 12 kwi 2013 12:22 | Brak komentarzy
Zmarł trzy dni po ukończeniu osiemdziesiątki, 31 marca 2013 r. Chyba nie był świadom, że przekroczył kolejną barierę wiekową, bo w stanie śpiączki leżał w szpitalu. Znalazł się tam po upadku na tył głowy, co było skutkiem choroby Parkinsona.
Janusz Bryliński, w żargonie dziennikarskim zwany Bryłką, urodził się 28 marca 1933 r. w Toruniu. Studiował dziennikarstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Do Olsztyna trafił w 1954 roku – z nakazem pracy. Najpierw pracował w „Głosie Olsztyńskim”, a po utworzeniu w 1957 r. przez Henryka Święcickiego „Panoramy Północy”, stał się podporą tego popularnego w kraju tygodnika. Doskonale znał niemiecki, czasami wyjeżdżał na Zachód, rozmawiał ze sławnymi niemieckimi pisarzami. Jego teksty, na tle dobrych piór, zgromadzonych wokół pisma, były atrakcyjne i mądre. Po upadku „Panoramy” (1981), redaktora Brylińskiego skierowano do „Gazety Olsztyńskiej”. Okazał się niezastąpiony, gdy w Mikołajkach pojawiła się hrabina Marion von Dönhoff. Elegancki, w pięknym garniturze i krawacie, którego nie znosił, przeprowadził z nią wywiad dostrzeżony w prasie krajowej i niemieckiej. Świetne pióro, refleksyjność, rzetelność, piękna polszczyzna – to cechy warsztatu dziennikarskiego Janusza Brylińskiego. > Czytaj dalej >>>
Dominik Sowa (1949-2013)
Dziennikarze RP | 4 kwi 2013 21:20 | Brak komentarzy
W środę 27.03.2013 r. zmarł nagle po krótkiej, przegranej walce z okrutną chorobą red. Dominik Sowa, wybitny dziennikarz radiowy, wieloletni członek zespołu Radia Gdańsk.
Urodzony w 1949 r. na południu Polski , absolwent slawistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim, a następnie również Studium Dziennikarskiego (1978 r.) tejże uczelni. Uprawianie dziennikarstwa radiowego rozpoczynał w Krakowie, a od 1984 r. kontynuował w Rozgłośni Polskiego Radia w Gdańsku. Wszędobylski reporter, bystry obserwator, rozumiejący a także doceniający lokalność i regionalność Pomorza i Kaszub, niezwykle uzdolniony reportażysta, należący do czołówki dziennikarzy Wybrzeża Gdańskiego i kraju. Laureat licznych nagród dziennikarskich i wyróżnień, których zdobycie było zasługą jego talentu , ale i nieprzeciętnej pracowitości, świetnego opanowania warsztatu radiowego.
Swoje doświadczenie zawodowe przekazywał następcom prowadząc zajęcia z reportażu radiowego w Instytucie Filozofii, Socjologii i Dziennikarstwa Uniwersytetu Gdańskiego. Otwarty na sprawy społeczne, członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich od 1975 r., od wielu lat we władzach tej organizacji, jako wiceprezes Oddziału Gdańskiego SDP, a w poprzedniej kadencji także członek Zarządu Głównego Stowarzyszenia. Człowiek solidny i prawy, odpowiedzialnie traktujący obowiązki, których się podejmował. Miał wielu wiernych słuchaczy doskonale identyfikujących jego głos, którzy dla jego audycji systematycznie słuchali Radia Gdańsk. Z upływem lat nabierał zawodowego doświadczenia , ale nie rutyny. Nie tracił reporterskiej ciekawości, fascynacji kolejnymi tematami, ludźmi z którymi przyszło mu rozmawiać.
Miał w życiu trzy pasje: Rodzinę, Ojczyznę i Radio, innym sprawom nie szczędził czasu, który jako radiowiec potrafił specyficznie wyliczać i cenić. Wiecznie zapracowany, odkrywający piękno i bogactwo Pomorza Gdańskiego oraz jego mieszkańców. Takim go zapamiętamy!
Pogrążeni w smutku żegnamy naszego Kolegę i Przyjaciela, łączymy się w żałobie z Jego Żoną i całą Rodziną.
Zarząd Główny Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, Zarząd i Członkowie Oddziału Gdańskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, Oddział Morski Stowarzyszenia Dziennikarzy Rzeczypospolitej Polskiej.
[Olsztyn] Stara gwardia nie rdzewieje
Dziennikarze RP | 4 kwi 2013 20:28 | Brak komentarzy
Tym razem zebraliśmy się w sześcioosobowym gronie, co znaczy, że zabrakło przynajmniej dwóch-trzech osób. Nie przyszedł np. Roman Wachowiec, były zastępca redaktora naczelnego „Gazety Olsztyńskiej”, który co prawda nie należy do SDRP, ale z przyjaciółmi chętnie się spotyka. Powód jego absencji był bardzo przykry – od wtorkowego poranka zajmował się organizacją pogrzebu swego starego druha Janusza Brylińskiego, znakomitego olsztyńskiego dziennikarza, który zmarł w pierwszy dzień Wielkiej Nocy. Janusz nie miał rodziny i od kilku lat zmagał się z chorobą Parkinsona, pisząc na komputerze listy do Romana, bo nie mógł mu przekazać swoich myśli słowami. Jakiś czas temu upadł na tył głowy, popadł w śpiączkę i zmarł kilka dni po skończeniu osiemdziesiątki.
Stara szkoła (dziś mówi się – oldskulowa) olsztyńskiego dziennikarstwa popada w coraz większe zapomnienie. Mało kto z młodych adeptów tego zawodu interesuje się, kim byli, kim są ich poprzednicy, jakie mieli osiągnięcia, jak radzili sobie z ówczesną rzeczywistością. Ale właśnie dlatego nasz oddział postanowił utrwalać ich wspomnienia, publikując je w biuletynie SDRP „Dziennikarz”. Te wspomnienia to plon konkursu ogłoszonego w 1986 roku z okazji 100-lecia „Gazety Olsztyńskiej”. Ponad ćwierć wieku szczęśliwie przechował je Czesław Pazera, do 1990 roku redaktor naczelny „GO”. Dzięki temu światło dzienne ujrzały zapiski z przeszłości pionierów prasy olsztyńskiej: Józefa Koneckiego, Bogusława Lesiewicza, Danuty Kołodziej-Głuchowskiej i Romana Wachowca, a w kolejce czekają następne prace. Jest to nie tylko świadectwo tamtych czasów, ale i fascynująca lektura, po którą – mamy taką nadzieję – sięgnie też młodsze pokolenie.
Anatomia kłamstwa
Dziennikarze RP | 3 kwi 2013 23:54 | Jeden komentarz
Do kolejnego 10 kwietnia pozostało już tylko kilka dni. Znów zaleje nas fala histerycznych reakcji, które z wielkim zacięciem transmitowały będą wszystkie media, a najskuteczniej te zwane same przez siebie „niezależnymi”. Pion propagandowy w stosownych środowiskach cały czas pracuje na pełnych obrotach, ale można — z wielką dozą prawdopodobieństwa — założyć, iż erupcja tych aktywności nastąpi wiadomego dnia. Przestrzeń publiczna znów zagarnięta zostanie przez ludzi, którzy każą nam dyskutować ich obłędne teorie o eksplozjach i środkach wybuchowych, a media — niestety, co do tego również należy mieć pewność — podchwycą ten motyw z największą gorliwością. Za nasz komentarz niechaj posłuży lead artykułu pt. „Anatomia kłamstwa” opublikowany w marcowym numerze pisma „Przegląd Lotniczy”.
Nigdy w historii lotnictwa nie odnotowano sytuacji, w której machina partyjnej propagandy rozpowszechniałaby anty-wiedzę lotniczą w formie wykładów naukowych, do czego dochodzi obecnie w Polsce.
Dziękujemy redakcji „Przeglądu Lotniczego” za zgodę na reemisję tego materiału.
Redakcja DziennikarzeRP
Wspomnienie o Klemensie Krzyżagórskim
Dziennikarze RP | 3 kwi 2013 21:42 | Brak komentarzy
Klemensa Krzyżagórskiego poznałam we Wrocławiu, w czasach, gdy był redaktorem naczelnym „Odry”. Poznałam go dzięki mojemu ojcu, rzeźbiarzowi. O dziennikarstwie mi się wtedy jeszcze w ogóle nie śniło. Od czasu do czasu odwiedzałam Klemensa z ojcem w redakcji, czasami Klemens wpadał do Klubu Związków Twórczych. Pamiętam ich rozmowy, pamiętam spory o sztukę i rzeczywistość. I swoje zasłuchanie w melodię języka. Piękną polszczyznę, którą Klemens posługiwał się nie tylko pisząc reportaże, scenariusze, szkice teatralne, recenzje, ale i po prostu rozmawiając.
Ogromną miłością darzył teatr lalek, w którym widział nie tylko kwintesencję teatru, ale i rzeczywistości, może nawet życia. Kukły i marionetki fascynowały go w sposób szczególny. Niby martwe, a żywe. Niby lalki, a nie – lalki. Niby nieprawdziwe, a wręcz przejmująco prawdziwe. Kiedyś powiedział: „Justynko Roztomiła, pokochaj teatr lalek. On jest najprawdziwszy. W nim widać najwyraźniej i najgłębiej to, co w człowieku jest pięknego i paskudnego”. Pokochałam lalki, a Klemens stał się dla mnie kimś niezwykle ważnym. Po prostu wreszcie dorosłam do rozmów z nim. Odtąd zwracał się do mnie Justyno Roztomiła.
Klemens wyjechał do Białegostoku. Ja jeszcze byłam we Wrocławiu. Został redaktorem naczelnym „Kontrastów”, jednego z najlepszych czasopism w tamtych czasach. Zaproponował mi współpracę. Wiedział, że zaczęłam pisać o teatrze, że moje teksty są publikowane. No, to pisałam do „Kontrastów”. O teatrze, o książkach o teatrze. Bywałam w Białymstoku. Właściwie wtedy na dobre uświadomiłam sobie, kim naprawdę był dla mnie Klemens. Jakby drugim ojcem. I takim pozostał do końca. Dlaczego aż tak blisko? Przede wszystkim dlatego, że mogłam na nim polegać jak na Zawiszy, że chciał – a może i potrzebował? – ze mną rozmawiać, że moje życie go interesowało, że łączył nas teatr, zwłaszcza teatr lalek dla dorosłych. Dopiero po iluś latach uświadomiłam sobie, że Klemens w jakimś sensie mnie ukształtował. Nie tylko jako osobę patrzącą tak, a nie inaczej na teatr, ale i w pewnej mierze charakterologicznie. Wpoił mi głęboko bezkompromisowe oddzielanie ziaren od plew, potrzebę posiadania własnego zdania i wyrażania opinii, pewną surowość ocen, ale z odcieniami szarości, potrzebę szukania zawsze nawet w najgorszym przedstawieniu czegoś pozytywnego. Nie namawiał mnie do doszukiwania się czegoś pozytywnego na siłę, ale miał rację, że nigdy nic nie jest do końca absolutnie schrzanione, a za każdym słowem, gestem, myślą w teatrze stoi żywy człowiek. Powtarzał mi zawsze, że jeżeli jako recenzentka wiem lepiej, jak należy zrobić spektakl, to mam go sama zrobić, a nie oczekiwać od obcych i odmiennych ode mnie ludzi, żeby zrobili przedstawienie tak, jak ja bym chciała. Nie chodziło, oczywiście, o żadną taryfę ulgową, lecz o rzetelność, uczciwość, odpowiedzialność za słowo. „Recenzja nie ma być popisem twojej elokwencji, dowcipu, złośliwości i wiedzy, lecz rzetelną, odpowiedzialną oceną tego, co zobaczyłaś” – podkreślał.
Rozmowy. Wielogodzinne. O wszystkim. O teatrze, o medycynie, o zdrowiu, o przyjaźni, o życiu, o trudnej, szczególnie w ostatnich latach, naszej polskiej rzeczywistości. Za te przegadane godziny, bardzo Ci dziękuję. Wracam do nich, jak do myśli najserdeczniejszych, ale i mądrych. Stale w myślach toczę z Tobą spór o teatr, przerzucamy się argumentami, dyskutujemy o książkach o teatrze, które nas poruszyły. Miałeś napisać obszerną książkę o teatrze lalek. Namawiałam Cię do tego, zgromadziłeś dużo materiałów, notowałeś refleksje, przemyślenia albo telefonowałeś do mnie i starałeś się skonfrontować swoje spostrzeżenia z moimi, zderzyć z kimś po prostu młodszym. Przezornie robiłam notatki z tych rozmów. Niestety, odszedłeś i książka pozostała w planach jedynie.
Jakaś cząstka mnie umarła wraz z Tobą. Nie tylko mnie. Gdy zawiadomiłam Profesora Jana Kurowickiego o Twojej śmierci, napisał: Nie wiem, co powiedzieć. Coś mnie ubyło. Gdy zadzwoniłam z tą smutną wiadomością do Krzysztofa Raua, usłyszałam: Jakbym stracił starszego brata… Wiesław Hejno podobnie: Był mi niemal bratem, kimś bardzo bliskim…
Justyna Hofman-Wiśniewska