Raz w roku jest taki wieczór… Driady, „Driada”, Odra i my – prasowcy
Dziennikarze RP | 10 wrz 2019 15:49 | Brak komentarzy
W ten jeden wieczór, 2 września 2019, Bulwar Dunikowskiego nieopodal Hali Targowej we Wrocławiu zmienił się w Bulwar Zachodzącego Słońca. Podążającym nabrzeżem na coroczne spotkanie na Odrze prasowcom towarzyszyły bowiem przed godziną 18.00, nim jeszcze zapadł zmierzch, promienie słoneczne. I dałbym słowo, wśród konarów drzew dostrzec można było zwiewne postaci driad, bogiń drzewnych gałęzi, o których wspomina grecka mitologia. Nawet jeśli to było tylko złudzenie, jego powstanie miało realną przyczynę – zdążaliśmy przecież na statek noszący nazwę „Driada”, którym przez kolejne trzy godziny rejsu sprawnie dowodził kapitan Gabriel Gattner – tego typu omamy wydają się więc uzasadnione!
Organizator, jak co roku Stowarzyszenie Dziennikarzy RP Dolny Śląsk, zachęcił do udziału w tegorocznym rejsie po „królowej dolnośląskich rzek” prawie stuosobową grupę prasowców, którzy wraz z bliskimi sobie osobami, czyli żoną lub mężem, dorosłym potomstwem, a nawet wnukami wypełnili szczelnie znany nam już z poprzednich imprez statek. Przybyłych witał jeszcze na lądzie życzliwie uśmiechnięty szef dolnośląskiego SDRP Ryszard Mulek z żoną Józefą, który sympatię dla siebie umocnił dodatkowo, rozdając wszystkim uczestnikom talony umożliwiające zaspokojenie podstawowych funkcji życiowych, czyli nabycie kiełbasy z grilla i piwa z beczki. Skoro o kulinariach mowa, by wyczerpać temat dodam tylko, że przygotowany przez Dorotę Hordejuk catering polecał również smakowity chleb ze smalcem i orzeźwiające kiszone ogórki.
Ale przecież nie ogórki i piwo były przyczyną radosnej atmosfery, która panowała cały czas podczas rejsu. Spotkanie znajomych, często dawno niewidzianych twarzy Koleżanek i Kolegów (m.in. stałych bywalców naszych corocznych imprez – Jana Drajczyka z żoną Anną czy Janusza Szmyrki), poznanie nowych, sympatycznych a związanych więzami rodzinnymi lub przyjacielskimi z naszą prasową gromadką osób, wszystko to zaś na tle przesuwającej się za burtą „Driady” wrocławskiej malowniczej panoramy tworzyło niezapomniany klimat i radosny nastrój. Całość uzupełniała muzyka, którą zapewnił Oskar Dolot, zapraszająca do tańca i przywołująca wspomnienia z przeszłości, gdyż wiele melodii to były dobrze nam znane szlagiery sprzed lat. Przyznam się, że z zazdrością obserwowałem taneczne popisy (i tu wiódł prym Ryszard Mulek!); jeszcze te parędziesiąt lat temu…, ale dziś bezpieczniej było pozostać przy stoliku, tym bardziej że towarzystwo było i znane, i sympatyczne: wydawca „Odrodzonego Słowa Polskiego” Lesław Miller z żoną Alicją, poeta Jan S. Jeż z przybyłą aż z Łodzi wnuczką Luizą Janko. W pobliżu widoczni byli wydawca i dawny dziennikarz prasy wojskowej Jan Akielaszek, fotoreporter Andrzej Sasak (obaj, podobnie jak i Lesław Miller, członkowie zarządu SDRP Dolny Śląsk). A przecież była też Zosia Stachera z mężem Janem, która przez lata jak „I Sekretarz” dzierżyła stery całego sekretariatu naszego wrocławskiego stowarzyszenia.
Jak zawsze, dopisało wojsko. Przybyli m.in. Wiesław Sąsiadek (były dziennikarz „Żołnierza Ludu” i „Wieczoru Wrocławia” oraz były redaktor naczelny „Pandy”), Jerzy Lesicki (sekretarz Koła Stowarzyszenia Kombatantów Misji Pokojowych ONZ wraz z grupą weteranów), Krzysztof Majer (prezes Oddziału Dolnośląskiego Związku Weteranów i Rezerwistów Wojska Polskiego), któremu towarzyszyli małżonkowie Ewa i Janusz Gardyna, Czesław Warych z żoną Barbarą (były zastępca redaktora naczelnego „Żołnierskiej Rzeczy”).
Byli również reprezentujący media: Andrzej Milcarz („Wieczór Wrocławia”), Jolanta Podsiadła (dawniej „Wieczór Wrocławia”, dziś niezależna dziennikarka pisząca m.in. do magazynu „Natura i Ty” oraz miesięcznika „Czwarty Wymiar”), Maciej Głowacki („Słowo Polskie”).
Nie wszystkich wymieniłem? Przepraszam nieobecnych w tym tekście, ale gdybym wymienił wszystkich, omówienie imprezy musiałbym zakończyć na liście nazwisk. A przecież muszę jeszcze wspomnieć, z żalem, jak zawsze, o nieobecnych. Usprawiedliwionych, bo albo odeszli, albo wiekiem przykuci do łoża nie mogą już brać czynnego udziału w naszych spotkaniach. Do nich też biegła nasza myśl serdeczna w trakcie nadodrzańskiego rejsu. Byli jeszcze, tzn. nie byli, nieobecni nieusprawiedliwieni… Ale o nich nie będę już pisać. Może zjawią się za rok i przyniosą usprawiedliwienie? Ciągle w to wierzę!
Wojciech W. Zaborowski
Zdjęcia: Jan Drajczyk i Wojciech W. Zaborowski
Komentarze
Pozostaw komentarz: