DYKTATORZY ŹLE KOŃCZĄ
Dziennikarze RP | 1 paź 2018 16:57 | Brak komentarzy
Dawno temu, ktoś trafnie zauważył, że Historia jest nauczycielką życia. Jest to bardzo ważna dziedzina nauki dokumentująca fakty i wydarzenia z przeszłości ludów i narodów oraz ich przywódców. Dzięki niej możemy poznać błędy przez nich popełnione, by dziś i w przyszłości ich nie powtórzyć.
Okazuje się jednak, że uczniów jest niewielu, a ponadto dawni dziejopisarze popełniali pewien błąd skupiając się wyłącznie na faktach i decyzjach wodzów i przywódców. W ich zapisach mało jest np. wzmianek o przyczynach podjętych decyzji, a często stanowiły je… choroby psychiczne. Po prostu medycyna i psychologia nie były wówczas jeszcze tak dobrze rozwinięte. Kilku wodzów weszło do historii z określeniem Wielki tylko dlatego, że przyłączyli do swej krainy ziemie sąsiadów, a zrobili to tylko dlatego, że cierpieli na manię wielkości.
Okazuje się, że jest to choroba nie tylko jednostek, ale i zbiorowości ludzkich – sekt, partii, a nawet narodów. Dziś już wiadomo, że na obłęd wielkości cierpieli m.in.: Juliusz Cezar, Neron, Iwan Groźny, Hitler, Lenin, Stalin, Benito Mussolini, Francisco Franco, Augusto Pinochet, Nicolae Ceauşescu i Muammar Kaddafi.
Kilku cierpiało na fobie, zaburzenie nerwicowe, którego objawem jest lęk przed pewnymi sytuacjami, zjawiskami, lub przedmiotami. Niektórych do działań skłaniała mania, zawyżona samoocena, powodująca, że człowiek stawał się gniewny, skłonny do wybuchu wściekłości, a nawet agresji. W historii zapisano sporo psychopatów, których cechuje impulsywność, powtarzające się akty agresji, a nawet okrucieństwa. Trudno uwierzyć, że tak wielu przywódców kierowało państwami i narodami z których byli kompletnie wyalienowani.
Oto kilka przykładów z jakże niedawnego wieku dwudziestego, a nawet naszego:
– Enver Hodża w (1908–1985) przywódca Albańczyków, paranoik. Okres jego rządów to czas upodlenia narodu, zacofania, izolacji od świata, i dyktatury. Bał się wszystkich i wszystkiego. Kazał wybudować kilka tysięcy betonowych bunkrów w obronie przed wyimaginowanym najeźdźcą i atakiem atomowym. Marzył o państwie potężnym i samo wystarczającym. Chciał decydować o losie każdego obywatela. Tysiące ludzi, z jego rozkazu, spędziło życie w więzieniach.
– Nicolae Ceauseşcu (1918–1989) przywódca Rumunów, obarczony manią i paranoją. Mając spore sukcesy w polityce zagranicznej zyskał sympatie i wsparcie czołowych polityków Zachodu. Podczas podróży do Chin i Korei Północnej w 1971 roku zachwycił się hołdami tamtejszych społeczeństw oddawanymi przywódcom. Po powrocie nakazał obchodzenie dnia swoich 55 urodzin jako święta państwowego. Tzw. dwór rozpoczął tworzenie kultu jednostki. Pod wpływem propagandy ponoć uwierzył, że jest „Geniuszem”, a nawet „Słoneczkiem” Karpat. Bał się wszystkiego i wszystkich. Podczas narady przywódców bloku wschodniego nie korzystał – jak wszyscy uczestnicy – z restauracji warszawskiego hotelu „Victoria”. Przywiózł własnego kucharza i artykuły spożywcze, a nawet sztućce. Rządził krajem za pomocą dekretów i sławnej, tajnej policji Securitate, która kilka tysięcy rodaków umieściła w grobach i więzieniach.
– Pol Pot (1925–1998), przywódca ówczesnej Kampuczy, obecnie Kambodży, maniak i psychopata. W 1975 roku, wraz z wiernymi oddziałami Czerwonych Khmerów wkroczył do Phnon Penh, stolicy i natychmiast zamknął szkoły, urzędy, szpitale i zakłady pracy. Mieszkańców zmusił do osiedlenia się na wsiach. Kraj miał być państwem bezklasowym, samowystarczalnym, pozbawionym wszelkiej religii, odciętym od świata. Wciągu zaledwie czterech lat rządów wymordował jedną czwartą ludności 7-milionowego kraju. Podrzynanie gardła tępymi narzędziami, duszenie plastikowymi torbami, zabijanie łopatami i zakopywanie żywcem, to tylko część z bogatego repertuaru tortur. Wymordowano inteligencję, osoby duchowne, ludzi znających języki obce i noszących okulary. Była to najbardziej radykalna rewolucja w dziejach ludzkości. Dokonał jej jeden człowiek, nauczyciel, a wcześniej student jednej z paryskich uczelni…
– Benito Mussolini (1883–1945), przywódca Włoch, twórca faszyzmu, zwolennik kultu władzy i siły, ogarnięty manią. Naród, w jego przekonaniu był zaledwie tworem wtórnym, ukształtowanym jedynie w wyniku powstania państwa. Na mocy ustawy specjalnej zlikwidowano wszystkie partie polityczne z wyjątkiem faszystowskiej. Do zwalczania opozycji powołano specjalny trybunał, upoważniony do wydawania wyroków śmierci. Dla przeciwników politycznych utworzono obozy koncentracyjne. Rząd wydawał dekrety z mocą ustawy. Parlament służył jedynie za dekorację reżimu. Mussolini, przybrawszy tytuł „duce” (wódz) zebrał ok. 200 tys. zwolenników ubranych w czarne koszule, którzy bezkarnie organizowali napady i egzekucje, zwłaszcza działaczy lewicowych. Kraj ogarnęła fala terroru.
– Francisco Franco (1892–1975) El Caudillo (wódz) Hiszpanów, ogarnięty manią wielkości i nacjonalizmu. Rządził krajem od 1939 roku do śmierci. Do władzy doszedł w efekcie krwawej wojny domowej. Zlikwidował wszelaką opozycję. Za fundament reżimu, niezbędny do zapewnienia wsparcia ludności, uznał poparcie kościoła katolickiego, który także ma sporo na sumieniu. Zostawił po sobie ok. 2400 masowych grobów, zawierających ok. 140 tys. zamordowanych przez rozkazy dyktatora i setki tysięcy w więzieniach.
– Augusto Pinochet (1915–2006), generał, prezydent Chile, także ogarnięty manią wielkości. W 1973 roku, stanąwszy na czele junty, dokonał zamachu stanu i natychmiast zaczął się w kraju dziki terror. Represje dotknęły każdego Chilijczyka, który został podejrzany o lewicowe czy wręcz liberalne poglądy. W licznych obozach koncentracyjnych stosowano okrutne tortury. Ulubioną rozrywkę członków junty stanowiło wyrzucanie „wrogów ludu” z helikoptera do oceanu. Dyktator, zwany diabłem w aureoli, po przejściu na emeryturę został aresztowany i oskarżony o zbrodnie dokonane podczas swoich rządów. Śmierć uwolniła go od kary.
– Donald Trump (1946), prezydent USA to paranoik i sadysta. Ze zdumieniem i niepokojem przeczytałem to zdanie w Gazecie Wyborczej (20 lipca br.). Autor, powołując się na ekspertów amerykańskich, napisał: „Obserwujemy u Trumpa, coś, co psychiatrzy nazywają dekompensacją (oderwaniem od rzeczywistości). Z jednej strony czuje, że jest poza kontrolą i może dowolnie formułować swoją rzeczywistość. Z drugiej – czuje się osaczony, ma paranoję i jest gotów zrobić wszystko, by przetrwać.” Zaś dalej przeczytałem: „Trump cierpi na kilka zaburzeń psychologicznych, które sprawiają, że stanowi zagrożenie dla świata”. Chodzi o paranoję, brak empatii, sadyzm.
Zauważyłem, że wszyscy dyktatorzy są do siebie bliźniaczo podobni i źle kończą. Dlaczego o nich napisałem? Zaniepokojony sytuacją w kraju staram się być dobrym uczniem Historii. Psucie demokracji i praworządności, łamanie prawa i nadużycia władzy już stają się groźne dla polskiego państwa. Wydaje mi się jednak, że zwykły poseł, kandydat na dyktatora, nie jest groźny. Sprawia wrażenie, że jest zmęczony życiem, że jest człowiekiem, któremu pociąg już dawno odjechał do innego świata. Groźny jest natomiast jego dwór, ludzie mający dostęp do jego ucha. To oni szepcą mu czułe słówka, które go zwodzą. W ten sposób uczynili z niego szyld za którym się kryją i próbują przebudować Polskę według swojego, wielce dla niej szkodliwego scenariusza. Sądzę jednak, że nasilające się manifestacje społeczne w obronie trójpodziału władzy przekształcą się w zaporę, która im to uniemożliwi. Jednakże wypowiedzi niektórych i sposób sprawowania urzędów świadczą, że czekają tylko na dogodny moment do przejęcia po nim schedy. W tym widzę duże niebezpieczeństwo dla mojego kraju.
Gdyby jednak któryś z dworzan zechciał spojrzeć na mój krótki opis żywota dyktatorów i satrapów może by naszła go jakaś racjonalna refleksja, np. że psucie państwa jest szkodliwe i niedopuszczalne, zaś dla sprawców groźne. Ponadto, niech wszyscy pamiętają, a wynika to z Historii, że władcy są śmiertelni, państwo zaś jest wieczne
(wstępniak z magazynu „AMBASADOR”nr 35(41) 2018)
Stanisław Błaszczyk
redaktor naczelny
Komentarze
Pozostaw komentarz: