Potrzebna druga strona
Andrzej Maślankiewicz | 15 wrz 2013 19:35 | Brak komentarzy
Komentarz Andrzeja Maślankiewicza po protestach związkowców
Imponująco wypadła związkowa manifestacja w Warszawie. Szczególnie ta sobotnia (14. września 2013 r.).Pokazano siłę organizacji i zdeterminowania. To zgromadzenie można różnie oceniać, w zależności od pozycji spojrzenia. Rząd poprzez swoje służby widział na ulicach 100 tysięcy demonstrujących, związkowcy oceniali przemarsz 200 tysięcy, a warszawiacy byli po prostu świadkami zablokowania prawie centrum.
Nie liczby są najważniejsze, ważne jest to , że niezadowoleni, którzy zjechali z całej Polski do stolicy przekazali rządowi i parlamentarzystom poważne – może ostatnie! – ostrzeżenie. Rząd w tych czterech dniach, bo tyle trwały demonstracje, zlekceważył protest. Zamknął się w swych gabinetach, nie skorzystał z zaproszenia do debat pod namiotami i – jak sadzę – z ogromną dozą prawdopodobieństwa konstatował: niech sobie pokrzyczą, pomaszerują i na tym się skończą związkowe „Dni Protestu”.
Przypomina mi to jako żywo sytuację z roku 1980. Wówczas kiedy w różnych miejscach kraju wybuchały mniejsze i większe ogniska strajkowe, władza lekceważąco mówiła: takie tam bulgotanie. Postrajkują i się rozejdą. Jak pamiętamy rozeszli się po całej Polsce, z akcentem na stocznie w Szczecinie i Gdańsku. Pamiętam te dwa tygodnie gorącego sierpnia w Gdańsku. Jako rzecznik Komisji Rządowej, nie tylko kursowałem między Mieczysławem Jagielskim a sztabem Lecha Wałęsy, ale przede wszystkim bacznie obserwowałem działania obu stron, przede wszystkim zaś metamorfozę w sposobie negocjowania po stronie rządowej. To prawda, że w pierwszym podejściu były wicepremier Tadeusz Pyka, zastąpiony właśnie przez M. Jagielskiego, próbował strajkujących wyprowadzić w pole, ale w drugiej fazie władza, ta komunistyczna nie skora do kompromisów, uznała, że innego wyjścia nie ma, jak rzeczowe rozmowy i ostateczny kompromis.
Po latach szybko zapomniano, że podpisanie porozumień sierpniowych było efektem zawartego porozumienia, wymuszonego, to oczywiste, ale jednak kompromisu dwóch negocjujących stron. Przy okazji fetowania kolejnych rocznic Sierpnia, jakże ważnych dla historii naszego kraju i narodu, z pewnością również dla znacznej części wschodniej Europy, nie wymienia się już drugiej strony konfliktu, jakby w ogóle nie istniała. Zapomina się o tym, że nie było by zwycięstwa Solidarności, gdyby nie racjonalne, rozsądne na owe czasy, stanowisko strony rządowej. Niech to zabrzmi jak memento. Tu i teraz!
Nie tylko do tańca trzeba dwojga. W sytuacjach konfliktowych, kiedy po jednej stronie stają niezadowoleni związkowcy, to dla osiągnięcia kompromisu po przeciwnej powinien stanąć rząd i rozmawiać, a nie chować głowę w przysłowiowy piasek, jak czyni to obecnie rządząca koalicja, bo świadczy to o lekceważeniu protestujących. A tych 100 czy 200 tysięcy niezadowolonych z rządzenia krajem nie wolno lekceważyć, chyba że wzorem postępowania obecnych władz są partia i rząd z tamtego nie lubianego systemu.
Komentarze
Pozostaw komentarz: