Jaśku, miałeś chamie Złoty Róg…
Henryk Zagańczyk | 7 kwi 2014 21:12 | Brak komentarzy
Czy pamiętacie Państwo ten chocholi taniec w arcydziele Stanisława Wyspiańskiego, w Weselu? Tej przypowieści o Polsce i Polakach, a może lepiej powiedzieć za recenzentką Polityki, mówiąc o tym dziele, że jest to opowieść o trwającym do dziś polskim stuporze, o spętaniu przez symbole i mity, im mniej zrozumiałe, tym silniejsze. O polskim kompleksie niedorastania do Historii, absurdalnych majaczeniach o Sprawie czy Idei, które zastępują dojrzałe spojrzenie w głąb siebie. Sądzę, że jest to celna diagnoza.
Recenzentka, Aneta Kyzioł, pisała zapewne o aktualnym scenicznym obrazie. Mnie zaś szczególnie utkwiła w pamięci końcowa scena inscenizacji krakowskiego teatru przed laty prezentowana w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Biesiadnicy uczty weselnej tańczą na obrotowej scenie, nagle zastygają, scena nadal obraca się, a na niej nieruchomi tancerze. Padają znane chyba każdemu słowa Chochoła wypowiedziane do Jaśka, brata panny Młodej: „Miałeś chamie Złoty Róg, miałeś chamie czapkę z piór… Czapkę wicher niesie, róg hula po lesie. Ostał ci się ino sznur”. Chochoł mówi Jaśkowi, że zgubił róg, schylając się po czapkę z piórami pawimi, z której był tak dumny.
Przypomnę: Jasiek zgubił obie rzeczy: i czapkę i róg. Po rogu został mu tylko sznur, na którym ów róg był zawieszony. Czapka z pawimi piórami symbolizowała bogactwo, a róg to symbol wiary narodowej, miał on zachęcić do walki o niepodległość. Wszystko to stało się przez Gospodarza, który powierzył niedojrzałemu młodzieńcowi ważne zadanie: poderwanie chłopów do walki. Infantylny Jasiek pędząc po nocy, konia zajeździł, czapkę z pawimi piórami zgubił, nic nie załatwił…
*
Przyznam: do podjęcia poniższego tematu – a właściwie powrotu do sprawy, bo i ja i dziesiątki innych pisało o tym przez kolejne lata – poderwał mnie artykuł red. Waldemara Niedźwieckiego o możliwości likwidacji wrocławskiego ośrodka TVP, a może i całej firmy. Jak to u nas stało się już zwyczajem. Zaprzepaszczenie. I stąd pomysł z Chochołem i całym „świętem niszczenia”. Bowiem likwidacja całego dorobku RSW Prasa-Książka-Ruch nadal uważana jest przez teoretyków mediów i starszych dziennikarzy jako swoisty obłęd ideologiczny, odpędzanie miotłą „komunistycznego szatana”. A to było nic innego jak roztrwonienie ponad bilionowego majątku i olbrzymiego dorobku kulturalnego, naukowego. Bo koncern medialny, jakim była RSW Prasa-Książka-Ruch pozostawił po sobie olbrzymie archiwa, dokumentację. Wszystko to rozpłynęło się, minęło jak fatamorgana.
*
Kiedy na początku 1990 roku przystępowano w Sejmie do likwidacji największego koncernu prasowego w Europie – Robotniczej Spółdzielni Wydawniczej Prasa-Książka-Ruch, nasze Stowarzyszenie Dziennikarzy RP (wtedy jeszcze SD PRL) usiłowało przemówić ówczesnym posłom i władzy „do rozumu” – w Sejmie i poza nim. Dyskutowaliśmy. Spotkań z tej okazji było sporo, tu w Domu Dziennikarza przy Foksal 3/5 było bez liku. Mówiliśmy: uratujmy ponad bilionową własność dla państwa, dla kraju. Dla ludzi. Propozycji było wiele – mądrych i mniej dojrzałych. Spotykaliśmy się, tu na Foksal, jak i w siedzibie RSW przy Bagatela 14, z ostatnimi prezesami tego kolosa medialnego z prezesami: Rydygierem i Tabkowskim. Prezesi byli optymistami, my dziennikarze – mniej, mówiliśmy posłom: ratujmy dobro narodowe. Bo RSW stanowiła takowe: 244 gazety i czasopisma, własne i wydawane na „zlecenie” dla różnych organizacji, wydawnictwa książkowe, agencje wydawnicze, 18 drukarń, w niektórych nowiuteńkie maszyny drukarskie (np. w zakładach poligraficznych w Łodzi, stojące jeszcze pod plandekami sprowadzane ze Skandynawii, w Krakowie w nowym budynku nowej drukarni, w Pile, w Gdańsku, w Warszawie i w innych miastach. I rarytas w ówczesnych latach: komputery do składania tekstów. A ponadto 30 tysięcy kiosków w całej Polsce. Łączna wartość ponad bilion (!) złotych majątku RSW.
Do zacietrzewionych politycznie i zachłannych władzy, wywodzących się głównie z nowej „kasty” nie docierały żadne argumenty. Z rozmachem prawie za bezcen rozdawano skarby ciułane przez lata przez setki tysięcy ludzi, pracowników RSW: olbrzymi kęs – dla przykładu – dostał Jarosław K., Leszek M. z KPN. Niektórzy do tej pory nie spłacili długu, zaś tytuły – znakomite – potopili.
*
Gdyby jednak do końca zrealizowano postanowienia Okrągłego Stołu nie byłoby późniejszych dramatów, które się działy. Tysiące osób z chwili na chwilę pozbawione zostało pracy. Jako przewodniczącemu komisji zatrudnienia dziennikarzy (od 1978 roku jeszcze w SDP) przed likwidacją RSW – i za pieniądze tej firmy – udało mi się załatwić szkolenie komputerowe dla dziesiątek dziennikarzy, a nawet całej redakcji: Gromady Rolnik Polski. Tylko że komisja likwidacyjna sprzedała dobrze prosperujące pismo nie dziennikarzom, ale jakiejś drugorzędnej partyjce prawicowej, a właściwiej: producentowi pierogów z Zamojskiego, który cały zysk ze sprzedaży pisma przeznaczał na ratowanie pierogarni (to fakt: pierogi rozklejały się; upadla gazeta, dziennikarzy bezrobotnych utrzymywało państwo; splajtowała wytwórnia pierożków.)
Tak też było z innymi tytułami – sprzedawane dziennikarzom, po pewnym czasie plajtowały.
*
Mało: tuż przed wyborami 4 czerwca 1989 roku, które tak hucznie będą dziś obchodzone jako jedyne „prawdziwe i wolne” jeździliśmy za granicę, by przyjrzeć się, jak prosperują media już sprywatyzowane, bo przebąkiwano coś o prywatyzacji i u nas. Ja gościłem np. w Budapeszcie w dwóch tytułach prasowych. Dyskusje toczone w ówczesnym Nepszabadsag wiele dały mi do myślenia o tzw. prywatyzacji węgierskich mediów. Przeprowadzonych szybko, bez wiedzy. Gdy i u nas nastał ten czas, dziesiątki tysięcy właśnie dziennikarzy, i ludzi mediów – korektorów, metrampaży i innych pracowników z dnia na dzień pozbawionych zostało pracy. Wiem o tym. Bezrobotnymi dziennikarzami, jako społeczny przewodniczący komisji zatrudnienia, zajmowałem się osobiście.
Z kolei Instytut Dziennikarstwa, pod kierownictwem profesor Aliny Słomkowskiej, od długiego już czasu prowadził badania naukowe z zakresu tzw. transformacji mediów. Dziś obszerne tomy z tych badań zalegają półki biblioteczne. A są to pozycje aktualne i dziś, dotyczą prasy, radia i telewizji. Bo do Instytutu przyjeżdżali dziennikarze prowadzący badania z całej Polski. Warto po te dzieła sięgnąć. Chochoł za chwilę znów zaśpiewa: Miałeś chamie zloty róg… Bo jak pisze u nas red. Waldemar Niedźwiecki w tekście „Na Karkonoskiej powiało grozą!” grozi to niebawem TVP. Ale czy posłowie mają czas na czytanie? Na wyciąganie wniosków? Po to choćby, ażeby wyciągnąć właśnie wnioski z bardzo smutnej przeszłości.
Tymczasem nie ma dobrego prawa o mediach jako całości i w nowej rzeczywistości dla mediów. Nasi wybrańcy wolą brylować w coraz głupszych dyskusjach w TVN24 u red. Rymanowskiego czy głupiejącego w tej mierze TVP Info, skazującego nas na wysłuchiwanie mądrości tych samych.
Tymczasem polskie media (w tym internetowe) potrzebują prawnych regulacji. Natychmiast. Bo może stać się i tak, jak stało się właśnie, że „gołyszom” – przepraszam za dosadność – w tym prezesowi, podarowano np. Express Wieczorny, budynek redakcji (bezprawnie), a totumfaccy prezesa nałożyli na redakcje pracujące w tym budynku takie opłaty, że jedne po drugich upadały, w tym moja agencja Unia Press pisząca dla pism terenowych. Prezesowi zaś dołożono jeszcze drukarnię, a nawet część podwórka drukarnianego. Oby tak się nie stało i tym razem!
Henryk Zagańczyk
Fot: Wikipedia (pocztówka z reprodukcją fotografii przedstawiającej scenę z prapremiery Wesela – Teatr Miejski w Krakowie, premiera 16.03.1901)
Komentarze
Pozostaw komentarz: