Z kroniki pandemii. Kasztan, który kłuje
Dziennikarze RP | 6 paź 2020 15:22 | Brak komentarzy
Kłuje – ten z kolcami, w łupinie. Na drzewach go mnóstwo. Wokół nas też. Jesienne wyobrażenie koronawirusa jest uprawnione, choć smutne. O tej porze roku ludzie wpadają w depresję. Znany Andrzej Mleczko narysował rozmowę kolegów, którzy skarżą się na stan duszy i jeden z nich zaznacza: – Twoja depresja przy mojej jest doprawdy śmieszna. – Coś nam to przypomina…
Radek Rak, lekarz weterynarii z Krakowa, laureat tegorocznej Nagrody Nike, powiedział w TVN, że ludzie do niego przychodzą, aby o książkach porozmawiać, a on: – Mikusia trzeba odrobaczyć. Dodał, o swoim pisaniu, że narzuca sobie żelazną dyscyplinę i jego powieść kapie po troszeczku. Tak, jak życie każdego z nas. I może nie rozpościeramy szeroko skrzydeł, lecz fruniemy do przodu. Co jakiś czas lądujemy na twardej ziemi, bo to Trumpowie zakażeni, a u nas – Adam Bodnar – rzecznik praw obywatelskich, Jerzy Brzęczek – selekcjoner piłkarzy, ostatnio Jacek Sutryk – prezydent Wrocławia. Kasztan się panoszy. O ironio, postulat równości tak się tu materializuje.
Choć dawno po żniwach, rekordowe zakażenia w Polsce: 3 października – 2367. W szpitalach – 2850 osób, 179 – pod respiratorami. Ministerstwo Zdrowia podaje, że liczba aktywnych przypadków wynosi ok. 22 tysięcy. Ale liczba ozdrowieńców przekracza 72 tysiące. I tego się trzymajmy. Dr Joanna Jursa-Kulesza, mikrobiolog z Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego, publicznie przyznała, że ludzie w wieku 20–40 lat częściej się zarażają, lecz lżej przechodzą, w przeciwieństwie do 65-latków. Nadal trzeba stosować się do obostrzeń – apeluje prof. Krzysztof Pyrć, wirusolog z UJ – bo liczba zakażeń będzie rosła. Specjaliści policzyli, że co dziesiąty testowany Polak ma wynik dodatni. A fachowcy u naszych sąsiadów przekonali władze do wprowadzenia stanu wyjątkowego: w Czechach – 30-dniowego, Słowacji – 45-dniowego.
Ma znaczenie dawka, jaką się zarażamy. Eksperci na całym świecie są zgodni, że tzw. masywny kontakt, w zamkniętym pomieszczeniu, może poskutkować ciężkim przebiegiem. Zatem – głowy ciągle na karku: dystans, maseczki, mycie rąk. Dowcipniś zauważa, że spada sprzedaż pomadek do ust, bo panie ich teraz nie malują. W temacie urody jeszcze obserwacja: sąsiadka nie pójdzie do fryzjerki, bo ta ma katar. Tylko katar. Ale z obcięciem włosów trzeba poczekać. To się nazywa dmuchać na zimne!
Dzieci i młodzież chodzą do przedszkoli i szkół. Około 460 placówek pracuje w trybie mieszanym, 116 – zdalnym (na prawie 48 tysięcy wszystkich). Słychać jednak o pozytywnym wyniku testów wśród nauczycieli i uczniów. Nie ma to, tamto, Sanepid niechętnie wydaje zgody na nauczanie inne niż stacjonarne. Brzmi jak w starym dowcipie: – Panie doktorze, wszyscy mnie ignorują, co robić? – Następny proszę!
Podobnie, jak z żabą u lekarza: „Nic nie kumam”. Ech, te suchary. Może jeszcze jeden: „Panie doktorze, czwarty dzień nie chce mi się pracować, co to może być?”. Lekarz: „To może być czwartek”.
Czytelnik „odśmiany” (to nawiązanie do powiedzenia Melchiora Wańkowicza bodajże), więc idźmy dalej. Lekarz rodzinny, zdaniem Ministerstwa Zdrowia, już nie musi badać fizykalnie, żeby skierować na test. Martwi się autor rozsyłanego mema: „Czy ktoś, oprócz telefonu i maseczki, jest uzbrojony w kompetencje?”. Dr Michał Sutkowski, lekarz rodzinny, mówi, że nareszcie uregulowano to, do czego dążyli lekarze. Trzeba jeszcze dokładnie ustalić – gdzie testować i jak przewozić chorych pacjentów. Po niechlubnym szczycie, 5 października były 1934 zakażenia, wykonano blisko 26 tysięcy testów.
W antycovidowej strategii mnożą się strefy; łącznie na 3 października 51 powiatów: 17 (w tym Sopot) w strefie czerwonej, a 34 – żółtej (w tym Gdańsk, Gdynia, Szczecin, Kielce i Rzeszów). W strefie czerwonej (powyżej 12 zakażeń na 10 tysięcy osób) nie można organizować kongresów, targów itp. Wróciły limity do kin, siłowni, na wesela. W strefie żółtej (od 6 do 12 – na 10 tysięcy osób) można ciut więcej, ale też są ograniczenia uczestników na metr kwadratowy. Myślący suweren pyta retorycznie, czy mieszkańcy Zakopanego – teraz też „czerwonego” – zorganizują wesele dla 50 gości, skoro tradycją jest kilkuset uczestników? Narzuca się znane hasło reklamowe: „Tradycja i nowoczesność”.
A propos reklamy: jeden z portali mieszkaniowych ma celne hasło marketingowe: „Adresujemy marzenia”. Żeby je lokować, najpierw trzeba je mieć. Socjolog mówi: Miejmy je, tym bardziej w pandemii. Wspiera go psycholog: Myślcie pozytywnie. Bo z koronawirusem będziemy żyć ze dwa, trzy lata. Co najmniej. W ryzach trzeba utrzymać stosowanie nakazów i wykazać wytrwałość. To, co w tym momencie sądzą zmęczeni i poirytowani obywatele, nie nadaje się do powtórzenia.
Podobnie jak duża część opinii o manewrach na rodzimej scenie politycznej. Dziennikarze piszą o rekombinacji rządu. Telewidz – autor sms-a do Szkła Kontaktowego: „PZPR nowa – to Polska Zjednoczona Prawica Rekonstrukcyjna”. Kadrowe roszady i nominacje podkusiły Wojciecha Fiedorczuka do komentarza: „Jak ktoś jest dobry we wszystkim, to nawet, jak nic nie robi, robi to bardzo dobrze”. Żeby już odejść od tego „drażliwego” dla niektórych wątku, warto dodać, że ruszyły kontrole poselskie w wielu resortach i województwach… Artur Andrus w TVN proponuje dodać do nazwy Ministerstwo Edukacji, Szkolnictwa Wyższego – „i Oświecenia Publicznego”, bo nie wiemy, „co tam będzie niesione – kaganek czy kaganiec oświaty”.
Jeden ze szkiełkowiczów ujął to tak: „Przestańcie już tyle robić dla Polaków, bo Polska tego nie wytrzyma”.
W kategoriach nadziei można powtórzyć wypowiedzi lekarzy (tak twierdzą m.in. Andrzej Matyja – prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, dr Paweł Grzesiowski – epidemiolog), że eskaluje pandemia i eskalują braki w służbie zdrowia. Znowu przelewa się czara goryczy.
Jak od niej uciec? Proponuję przywołać obrazy pięknej, złotej jesieni. Przedszkolaki robią z kasztanów wesołe ludziki. Na szczęście z tych bez łupiny. Młodzież natomiast używa tego słowa, by określić „burakowatego gościa, głupka”. Kasztan został Młodzieżowym Słowem PWN w 2017 roku.
A w minionym roku – 2019 – jednym z trzech zwycięskich słów była „jesieniara”, czyli miłośniczka siedzenia pod kocem, z kubkiem ciepłej herbaty. O, tak nie. Głowa do góry, drodzy rodacy. I wymarsz spod koca!
Małgorzata Garbacz
Komentarze
Pozostaw komentarz: