Z ANGORY nr 47
Dziennikarze RP | 18 lis 2024 11:01 | Brak komentarzy
Brzytwą po mediach
Są pytania, które nie powinny były paść. Monika Olejnik jedno z takich zadała Radosławowi Sikorskiemu na zakończenie programu „Kropka nad i”. Po odpowiedzi na nie Radosław Sikorski wstał i wyszedł ze studia bez pożegnania. Trudne pytania zostawia się na koniec. Tak zrobiła Monika Olejnik. Czy miała prawo, a może obowiązek je zadać?
W mediach zawrzało. Niektórzy bronili postawy Sikorskiego, inni pisali i mówili, że można zadać każde pytanie. Uważam, że nie. Czy wyobrażacie sobie, że dziennikarz pyta np.: „Czy pan/pani lubi seks oralny?”. Albo: „Czy pan/pani lubi bić swoją żonę/swojego męża?”. Pytań, których się nie powinno zadać w przyzwoitym dziennikarstwie, jest mnóstwo (przy okazji polecam dziennikarzom lekturę książki „Wywiad dziennikarski” Sally Adams i Wynfroda Hicksa). Chyba że ktoś uprawia dziennikarstwo tabloidowe, plotkarskie, klikbajtowe, etc., ale nie nazywajmy takiego dziennikarstwa poważnym, jakościowym. Monice Olejnik pomyliło się jedno z drugim.
O co jest więc ten cały raban? W „Kropce nad i” Olejnik zapytała Sikorskiego: „W «Tygodniku Powszechnym» przeczytałam o tym, że dla członków KO problemem jest pochodzenie pańskiej żony (Anne Applebaum – M.P.). Co by pan odpowiedział autorowi «Tygodnika Powszechnego» na to?”. Sikorski: „Ja bym powiedział, że jest już świecka tradycja, że pierwszymi damami powinny zostać osoby pochodzenia żydowskiego”. Olejnik podziękowała, Sikorski wstał i wyszedł bez słowa. Kompromitujące jest to, że Olejnik zacytowała jakoby „Tygodnik Powszechny”, w którym takiego artykułu nie było! Nie odrobiła researchu albo została wprowadzona w błąd przez swojego researchera/researcherkę. Wszystko jedno. Skoro zdecydowała się zadać tak drażliwe pytanie, powinna była to sprawdzić.
Po drugie, artykuł, na który powoływała się Olejnik, napisał Piotr Śmiłowicz dla Gazeta.pl. W tekście padają zastrzeżenia wyrażane rzekomo przez członków Koalicji Obywatelskiej, że Sikorski po wygranej Trumpa ma mniejsze szanse na kandydowanie na prezydenta ze względu na żonę, która porównywała Trumpa do Hitlera i Stalina (gwoli ścisłości: porównywała retorykę jego przemówień). Najważniejsze było jedno zdanie: „Poza tym, jak można usłyszeć już zupełnie na offie w KO, w naszym społeczeństwie dobrą rekomendacją nie jest pochodzenie Applebaum”. W jednym i drugim przypadku (Śmiłowicza i Olejnik) mamy powołanie się na formułę „w KO mówi się”, „na offie w KO”. Kto mówi, dlaczego mówi, czy naprawdę mówi – nie wiemy. Wiemy tylko, że to jest dziennikarstwo plotkarskie, prosto z magla, niepoważne, brukowe. Nie znoszę tego rodzaju dziennikarstwa, bo każdy bezkarnie może powiedzieć i napisać, co mu ślina na język przyniesie, a weryfikacja nie jest możliwa, bo to przecież było anonimowo, „off the record”. A jeśli był to tzw. wrogi przeciek, żeby zaszkodzić konkurentowi, a dziennikarze dali się uwieść i wykorzystać?! Przy okazji: pochodzenie żony kandydata na prezydenta RP mnie NIE INTERESUJE. Interesują mnie jego poglądy i wizja prezydentury. Koniec, kropka.
Monika Olejnik znalazła jednak wśród dziennikarzy obrońców. W „Gazecie Wyborczej” Marek Markowski twierdzi, że Olejnik zrelacjonowała „jakąś polityczną rzeczywistość – zapytała o wątpliwość czy pogląd krążące w partii jej rozmówcy”. Markowski za pewnik przyjął czyste domniemanie, plotkę, nie wiadomo przez kogo rozpuszczaną. I na tak wątłej podstawie buduje swoją teorię, że takie „ważne i niewygodne pytanie” musi być postawione i z grubej już rury wali: „Ocena, czy partia biorąca pod uwagę takie czynniki jak antysemityzm, robi dobrze (…) czy źle (…), to temat na odrębną analizę”. Myślę, że o ile Olejnik się zagalopowała, o tyle teza o antysemityzmie (w KO lub wśród wyborców KO – M.P.) postawiona w oparciu o jakąś anonimową wypowiedź woła o pomstę do nieba. Tak kreuje się w mediach alternatywne tematy, które zastępują ważne pytania do kandydatów w wyścigu do Pałacu Prezydenckiego.
MAREK PALCZEWSKI
TELEWIZOR POD GRUSZĄ
Stary, zgorzkniały, nikczemnego wzrostu i charakteru kawaler Jarosław Bez Trybu Kaczyński jest ostatnimi czasy aktywny niebywale – wszędzie go pełno, gęba mu się nie zamyka! Przemawia z taką samą werwą i zapałem do swoich wielbicieli siedzących w zatęchłych salach, jak i do tych stojących na świeżym powietrzu. Gdy tylko uzna za stosowne i wskazane, poucza jednych i drugich na miejscu, żeby wiedzieli, co mają o tym czy o tamtym myśleć – żeby dali sobie spokój i nie dociekali, nie nadwyrężali swoich mózgownic. W celu zobrazowania powyższego tekstu posłużę się fragmentem wystąpienia prezesa tysiąclecia z okazji obchodów kolejnej miesięcznicy: „Będziemy bronili prawdy o Smoleńsku i bronili godności tych, którzy zginęli z ręki Putina, z ręki tej bandy zbrodniarzy, która rządzi Rosją, ale która ma niestety swoich przedstawicieli w Polsce na różnych poziomach – także w obecnej władzy!”. Krótko, rzeczowo, nie ma o czym mówić!
Wypowiedzianych przez Jarosława Polskęzbawa słów – ważkich słów tudzież użytych z namysłem znaków interpunkcyjnych – nie jest w stanie podważyć żaden raport! Ba, żadne dowody świadczące o katastrofie lotniczej mającej miejsce w Smoleńsku nie odbiorą sensu, nie ośmieszą wypowiedzi Kaczyńskiego! On wie swoje. Przez te wszystkie lata dochodził, krok po kroku, do prawdy. Teraz, gdy do niej DOSZEDŁ, IDZIE DALEJ, bo nie zwykł spoczywać na laurach! Z pewnością nie jest mu lekko, wszak mozół jest wielki! Ale nie narzeka, nie skarży się na swój los. Kaczyński – Gomułka naszych czasów – jest świadom tego, że musi SAM zmierzyć się z każdym problemem – OSOBIŚCIE podjąć każdą decyzję! Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że to on, a nie Błaszczak, Terlecki, Suski, Kuźmiuk, Tarczyński czy inny Bredziński, dźwiga na swoich barkach odpowiedzialność za Polską Zjednoczoną Partię Prawo i Sprawiedliwość – za cały Obóz Patriotyczny! Kaczyński nie jest cysorzem, co ma klawe życie, on jest tylko żałosną parodią, karykaturą przywódcy partii, którego – o zgrozo – popiera 30 proc. moich rodaków!
ANTONI SZPAK
Komentarze
Pozostaw komentarz: