Z ANGORY nr 21
Dziennikarze RP | 19 maj 2025 19:03 | Brak komentarzy
Brzytwą po mediach
Kampania prezydencka dobiegła, ale nie końca, bo czeka nas jeszcze dogrywka. A co mieliśmy do tej pory? Festiwal obietnic, bon motów, niekończących się debat, wiecowych spotkań i filmów w internecie. Znowu stajemy – to już tradycja – przed najważniejszymi wyborami, w których po raz kolejny musimy rozstrzygać sprawy zasadnicze, dotyczące przyszłości Polski w Unii Europejskiej i w NATO. A wydawało się, że już to mamy za sobą, że istnieje w tych kwestiach narodowy konsensus. Bynajmniej: nadal jesteśmy głęboko podzieleni, a między nami niezasypany rów polaryzacji.
W czasie kampanii tak naprawdę brakowało merytorycznych dyskusji, bo cóż można powiedzieć w minutę? Zabrakło wielkich wizji państwa, programów, zadań dla prezydenta. Najważniejszym tematem ostatnich dni okazało się mieszkanie Karola Nawrockiego. Bezczelna hucpa kandydata PiS biła w oczy, ale przecież nie to powinno być jądrem dyskusji! Nie było poważnych rozmów o prawach kobiet, sytuacji imigrantów, nauce i kulturze, o podatkach, związkach partnerskich i reformie sądów. Z drugiej strony, nawet gdyby kandydaci chcieli opowiedzieć nam o swoich pomysłach (o ile je mają), to przecież prerogatywy prezydenta RP są mocno ograniczone. Pamiętamy wszak, że jest on „strażnikiem żyrandola”. Według konstytucji jego zadania sprowadzają się do kwestii obronności i spraw zagranicznych. Może nadawać ordery, stosować prawo łaski, powoływać sędziów czy mianować ambasadorów. Prezydent może być hamulcowym i wetować ustawy, ale może też podejmować inicjatywy ustawodawcze i nie przeszkadzać w realizacji dobrego prawa.
Ta kampania pokazała, że nie mamy szczęścia do kandydatów. Zaledwie kilku z nich zasługiwało, żeby stanąć w szranki wyborcze. Partie prawicowe wystawiły drugie garnitury, a najgorszym z nich okazał się kandydat PiS; kłamał w sprawie mieszkań, mataczył, kręcił i kluczył, unikał jasnych odpowiedzi na pytania, choć wyborcom PiS wcale to nie przeszkadzało, bo namaścił go sam Jarosław Kaczyński. Czyżby na prawicy nie było ludzi z charakterem? Z kolei konfederacki kandydat Sławomir Mentzen miał dobry początek, jeszcze lepszy środek, ale w końcówce dostał zadyszki – okazało się, że jazda na hulajnodze wymaga niezłej kondycji. Reszta prawicowych kandydatów powtarzała nacjonalistyczne i antysemickie hasła bądź głosiła miłość do Putina. Swoją obecność zaznaczył na scenie celebryta Krzysztof Stanowski – człowiek o dwóch janusowych obliczach: dziennikarza i polityka. Kiedy wchodził do studia obcych stacji, stawał się politykiem, a kiedy siadał w swoim studiu, to grał rolę dziennikarza. Stanowski ugrał to, co chciał; ostatecznie zyskał na kampanii jego kanał, bo miał darmową reklamę za publiczne pieniądze i audycje o dużym zasięgu.
W sumie to z tej pierwszej kampanii najbardziej zapamiętamy mieszkania Nawrockiego, hulajnogi Mentzena, debaty w Końskich, dwie flagi (jedną biało-czerwoną, a drugą tęczową), happeningi Stanowskiego, zmęczenie Trzaskowskiego, dynamizm Biejat i Zandberga oraz błyskotliwe bon moty polityczki z czerwonymi koralami – „Sensejszyn” Senyszyn. O programach kandydatów nie warto mówić, bo i mało kto się nimi przejmował.
MAREK PALCZEWSKI
TELEWIZOR POD GRUSZĄ
Chodząc po moim ulubionym bydgoskim bazarku, natknąłem się na dawno niewidzianą, uroczą, sympatyczną koleżankę ze szkolnych lat. Ucieszyłem się na jej widok, ale szybko podkuliłem ogon, gdy zobaczyłem jej wyraz twarzy nieodwzajemniający mojej radości z tego przypadkowego spotkania. Przywitała się wprawdzie serdecznie, ale wyraźnie było widać, że coś z nią jest nie tak – coś ją gryzie! Zaniepokojony jej stanem zapytałem wprost: Co się stało, że jesteś taka przybita? Spojrzała na mnie nieco zdziwiona, jakbym pytał ją o coś, o czym wszyscy wiedzą, o czym wszyscy rozmawiają, po czym smutnym, drżącym głosem powiedziała, że nie wie jak ja, ale ona jest zszokowana tym, iż Marcin Mroczek się rozwodzi, że od tej decyzji nie ma odwrotu – klamka zapadła! Owa wiadomość, jak żadna inna, tak ją zdołowała, że nie może się pozbierać!
Widząc pojawiające się w jej oczach łzy, przytuliłem ją odruchowo, po przyjacielsku, by ją nieco uspokoić, a sobie to wszystko, co usłyszałem, w głowie poukładać! Usilnie zastanawiałem się, kim do wuja garbatego jest Mroczek, że tak się nim przejmuje! Nie miałem jednak na tyle odwagi, żeby ją o to zapytać. Uznałem, że lepiej będzie spróbować rozluźnić atmosferę, wyciszyć niepotrzebne emocje. Tak też zrobiłem. Spojrzałem koleżance głęboko w oczy i powiedziałem, że rozwód to nie koniec świata i nie ma co się przejmować żadnym rozwodnikiem – szkoda twoich łez, dziewczyno. Nie ma sensu pogrążać się w smutku z powodu rozwodu jakiegoś Mroczka. I tu nastąpił zaskakujący zwrot akcji.
W życiu bym się nie spodziewał, że dodawanie otuchy rozzłości ją na maksa! Rozjuszona spojrzała na mnie z politowaniem i rzekła tonem nieznoszącym sprzeciwu: Jesteś żałosnym ignorantem niemającym zielonego pojęcia o ważnych wydarzeniach mających miejsce w polskiej kulturze – szczegółowo opisywanych w bulwarowej prasie! Nazywając Mroczka jakimś Mroczkiem, obraziłeś nie tylko mnie, ale całą rzeszę jego fanów! I tak oto mój brak wiedzy zniweczył odnowienie dobrych koleżeńskich stosunków!
ANTONI SZPAK
Komentarze
Pozostaw komentarz: