Wycieczka na Białoruś? Teraz?
Jolanta Czartoryska | 17 kwi 2014 22:30 | Jeden komentarz
Białoruś ma w Polsce złą prasę. No, może nie cała Białoruś, ale na pewno jej prezydent. W Polsce to jednak bez różnicy. Gdy mówię, że byłam na Białorusi, to spotykam się z reakcją: „Gdzie? Na Białorusi!?” Prawdę mówiąc, przed wyjazdem miałam wiele obaw, chociaż tak naprawdę nie wiem, co mnie niepokoiło. Przecież prawie nic o samej Białorusi nie wiedziałam. Zatem to ten wytworzony w mediach… klimat grozy. Na szczęście nie byłam sama, lecz w przemiłej grupie, więc strach był podzielony na kilka dziesiątek osób. Przed wyjazdem chyba wszyscy stawialiśmy pytanie: jak tam jest? Jak tam będzie? Niektórzy nawet: czy wrócimy cali i zdrowi.
Wjazd do Białorusi robi dobre wrażenie. Droga ma charakter drogi szybkiego ruchu, prawie autostrady (brak ogrodzenia wzdłuż drogi): równiutka, szeroka, obudowana banerami reklamowymi, ale nie w przesadnej ilości. Najważniejszy z nich brzmi: Ja kocham Białoruś, przy czym słowo kocham zastąpione jest rysunkiem serca!
Brześć, miasto graniczne, w którym mieszka ponad 320 tys. mieszkańców, stanowi specjalną strefę ekonomiczną. W polskiej historii ma ponurą sławę, a mnie, z racji zainteresowań historycznych, najbardziej kojarzył się z więzionymi tutaj w 1930 roku posłami, przeciwnikami Józefa Piłsudskiego. Funkcjonują również inne dramatyczne skojarzenia z tym miastem: ostre walki żołnierskie na przestrzeni dziejów oraz podpisane traktaty. Muzeum twierdzy brzeskiej jest duże, rozległe, a teren jest bardzo zadbany. Pomniki, trawniki, budynki, poza ruinami, wyglądają tak, jakby dopiero przeszły remont. Wszędzie czysto, ani papierka lub niedopałka! Ten obraz wszechobecnej czystości będzie towarzyszyć nam przez cały czas pobytu w Białorusi. Wzruszający jest fakt, iż słynny brzeski dworzec, na którym polskie pociągi przyjaźni przed laty zmieniały podwozia na szerokość radzieckich pociągów, nosi nazwę „Warszawski”. To miłe na początek zwiedzania przez Polaków. Jest również Warszawskoje szosse. Wyjeżdżających z miasta żegna ostrzegawczy napis „Zapnij pasy”.
Baranowicze, to miasto położone około 200 km na wschód od polskiej granicy, zamieszkałe przez około 170 tys. ludzi. Z Terespola całą trasę pokonaliśmy drogą płatną, typu autostrada. Tablice ostrzegały kierowców, że czyha na nich kontrola radarowa z możliwością uwiecznienia szybkości przy pomocy fotki. Zupełnie jak u nas! Baranowicze to niezbyt stare miasto, bo założone w połowie XIX wieku. Dużo tu zaakcentowanych poloników.Przez miasto przebiega sporo szerokich jezdni (prospektów). Wszystkie widoczne budynki, zarówno te nowe, jak i te z przełomu wieku, czyściuteńkie, odmalowane, jakby dopiero przeszły renowację. Wygląda to, jakby miasto wystroiło się w oczekiwaniu na coś lub na kogoś. Być może zarządzono porządki w związku z mającymi odbyć się w maju mistrzostwami świata w hokeju na lodzie, ale chyba nie jest możliwe, aby tak wszystko na jeden raz pomalować? Trudno powiedzieć czy jest tak w całym mieście, w każdym miejscu, ale ta czystość i jasne elewacje rzucają się w oczy w centrum Baranowicz. My nie byliśmy wszędzie, niestety!
Tutaj, podobnie jak w innych miastach, w których byliśmy, ulice nadal noszą nazwy wyjęte z minionego ustroju: jest prospekt Lenina, ulica Radziecka. Komsomolska W tę rzeczywistość akuratnie wpisują się pomniki Lenina, stojące w centralnych punktach miast.
Okazuje się, że Białorusini świetnie łączą stare z nowym. Obserwacja otoczenia ukazuje, że ulice, budowle, rozwiązania ruchu drogowego, reklamy są niezwykle podobne do naszych. Nowoczesne sklepy, hipermarkety, zaopatrzone są w takie same towary jak u nas. Wiele znanych nam nazw i marek. Globalizacja trzyma się, więc, dobrze, bez względu na szerokość geograficzną i swobody polityczne! Na każdym rogu jakiś bank, światła na przejściach dla pieszych pokazują, za jaki czas zmieni się kolor świateł, a u nas Galicji to jest stosunkowo nowość i do tego (prawdopodobnie) do likwidacji, bo za droga.
Zarówno Baranowicze, jak i poprzednio widziany Brześć, mają ogromne osiedla mieszkaniowe wybudowane z osławionej wielkiej płyty. W Polsce już się mieszkań w tej technologii nie buduje, zaś w Białorusi – jak najbardziej! Widoczne są place budów na różnym stadium ukończenia – w zieleńcami lub jeszcze bez. Niezwykły jest widok nowych osiedli, w których wyrastają jeszcze nowsze, cerkwie ze złoconymi lub kolorowymi kopułami. Są też kościoły katolickie, w których w niedzielny poranek zjawiła się ogromna liczba wiernych.
W Baranowiczach widać, że te szerokie jezdnie i wielkie parkingi nie są wypełnione tak gęsto samochodami, jak u nas. Jest to widoczna różnica. Po drogach jeżdżą samochody zachodnich marek, od starszych po najnowsze modele, jednak jest ich zdecydowanie zauważalnie mniej. Przejazd drogami płatnymi łączy się nie tylko z wygodą. Można zaobserwować, ogromną różnicę krajobrazu w stosunku do polskiego. Też widać zieleń, ogromną masę drzew, lasów mieszanych i …pustka! Wzdłuż drogi ciągną się kilometrami połacie zaoranej ziemi, która w Białorusi jest w całości w rękach państwa i uprawiana przez uspołecznione gospodarstwa rolne. Czasami, w tych polach, można zobaczyć niewielkie skupiska szarych domów jednorodzinnych, przypominających chatki. Są najczęściej opuszczone, a te, w których jeszcze ktoś mieszka wyróżniają się kolorową elewacją, przeważnie zielono-żółtą. Na wsi (według otrzymanych informacji) mieszkają w zdecydowanej większości ludzie starsi, zaś młodzież i trochę starsi od niej przenieśli się do miast. To dlatego, ponoć, warunki życia ludzi na wsi są zdecydowanie gorsze niż ludzi w mieście. Po prostu w budynki na wsi się nie inwestuje, nie robi się remontów. I rzeczywiście, jest to bardzo widoczne, chociaż spotyka się nowo wybudowane domy mieszkalne lub budynki w stanie budowy. Jako pokrycie dachowe króluje eternit, chociaż na nowych budynkach montuje się kolorową blachę. Popytem cieszy się kolor niebieski.
Według informacji od osób, z którymi mieliśmy kontakt, na Białorusi żyje się ludziom bezpiecznie. Co to oznacza? Ludzie mają pracę, jakkolwiek spotkaliśmy banery reklamujące portal internetowy praca.by. Nie wiem czy jest bezrobocie, ale pracujący mają pewność wypłaty. Według otrzymanych informacji ludzie zarabiają przeciętnie 500 – 600 dolarów miesięcznie, chociaż lekarz zarabia 1.000 dolarów. Zapewne przy tych zarobkach oraz cenach zbliżonych do polskich, nie przelewa się, ale ani po ubraniach, ani po ruchu w sklepach nie można powiedzieć, że jest bieda. Nie słyszeliśmy narzekających i nie zauważyliśmy w rozmowach z Białorusinami inwigilacji, ale czyż można mieć pewność? Naszej grupie nie pozwolono rozłożyć w hotelu baneru informującego ktośmy zacz. To był niepotrzebny zgrzyt!
Białorusini ponoć nie mają wątpliwości co do możliwości i skuteczności ochrony zdrowia – szpitale i przychodnie są widoczne w różnych punktach miast. Jeden z uczestników naszej grupy nagle zachorował i szybko udzielono mu w szpitalu pomocy. Zalecono kontakt ze szpitalem w razie pogorszenia, podając do kontaktu numer telefonu. Wprawdzie na ulicach nie widzi się milicji, ale ludzie mają świadomość, że milicja czuwa. Spotkaliśmy poglądy, że Białorusini należą do nacji niezbyt upolitycznionych. Nie interesują się polityką i nie lubią w niej uczestniczyć. Powszechny jest pogląd, że jeżeli obywatel jest lojalny w stosunku do władzy, to nie ma problemów z codziennością. No cóż, Polacy inaczej rozumieją funkcjonowanie w społeczeństwie. Jako ciekawostkę przyjęliśmy informację, że Andżelika Borys, o której tak często było głośno w naszych mediach pewien czas temu, nie mieszka już na Białorusi. Wyjechała wraz z rodziną do… Kanady! Oczywiście, luka została natychmiast wypełniona i nadal działa stowarzyszenie Polaków na Białorusi. Ba, działają nawet dwa takie stowarzyszenia: jedno lojalne wobec władz miejscowych, a drugie – wobec polskich władz.
*
Chętnie dowiadywaliśmy się o życiu współczesnym Białorusinów, ale przede wszystkim pojechaliśmy zobaczyć miejsca historycznie bliskie sercom Polaków. Najpierw zobaczyliśmy taflę osławionego błękitnego jeziora Świteź, nad którym obecnie widoczna jest infrastruktura dla wypoczynku. Zaosie, domniemane miejsce urodzin Adama Mickiewicza oraz dom Mickiewiczów w Nowogródku są ważnymi dla Polaków miejscami. Okazuje się jednak, że dla Białorusinów i Litwinów także. Każdy naród chełpi się A. Mickiewiczem jak swoim. Rozczuliła nas przewodniczka recytująca duże fragmenty poezji Mickiewicza. Okazało się, że nasza grupa także znała wiersze i „Pana Tadeusza” na pamięć. Odbył się, więc, w czasie zwiedzania piękny koncert na dwa głosy! Dla nas, Polaków, powinno być ważne, że oba domy, budynki związane z wieszczem są starannie zrekonstruowane. Na starych, oryginalnych fundamentach wybudowano od podstaw zachowane w stylu epoki budynki, które dają świadectwo bytności Mickiewicza w tamtych miejscach. Przewodnicy wyraźnie podkreślali, że nie byłoby tych miejsc pamięci historycznej, gdyby nie polityka historyczna prezydenta Łukaszenki, który przykłada ogromną wagę do utrwalania wartości kulturowych, bez rozróżniania czy chodzi o Polaków czy Białorusinów czy Litwinów.
*
Bardzo złożona narodowościowo historia tamtych terenów doznaje dbałości i jest wartością, którą należy docenić! Ta sama dbałość widoczna jest w podobnej rekonstrukcji zamków w Mirze i Nieświeżu, dawnych siedzibach rodu Radziwiłłów. Oba te ogromne zabytki zostały w ostatnim dwudziestoleciu gruntownie odnowione dzięki ogromnym nakładom państwa białoruskiego. Oba też zostały wpisane na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Są okazałe, bardzo dobrze odrestaurowane i odwiedzane licznie przez wycieczki, w tym z Polski. Warto je zobaczyć, podobnie jak ruiny ogromnego zamczyska, jakie pozostały po rodzie Sapiehów w Różanach. Koniecznie trzeba zajrzeć do Kosowa, gdzie również z pieczołowitością odtworzono w całości od podstaw (na starych fundamentach) dom, w którym podobno urodził się Tadeusz Kościuszko.
*
Sympatyczne uczucia rodzą się w miejscach świadczących jednoznacznie o polskości tamtych terenów, a utrzymywanych w dobrym stanie technicznym przez państwo białoruskie. Mam na myśli grób Jana i Cecylii Bohatyrowiczów we wsi Bohatyrowicze oraz dom Elizy Orzeszkowej w Grodnie. Grób Jana i Cecylii leży w miejscu odosobnionym, oznaczonym specjalną tablicą, z której wynika, że jest to obiekt historyczny o znaczeniu państwowym. Między drzewami, w tego miejsca, można zobaczyć lśniący błękitną taflą Niemen. Wspaniały widok! Pamięć o Elizie Orzeszkowej jest widoczna poprzez utrzymane w bardzo dobrej kondycji jej muzeum – domu, w którym onegdaj mieszkała. W podobnie dobrej kondycji utrzymany jest jej grób na katolickim cmentarzu.
*
Grodno jest miastem ponad 370 tysięcznym, również czystym, nowoczesnym, w którym goszczą Polacy nie tylko zwiedzając, ale i szperając po archiwach państwowych, otwartych dla historyków. Szczególnie w Grodnie byłam zainteresowana jak radzą sobie mieszkańcy, żyjąc w konglomeracie narodowości oraz plątaninie wyznań. Bez problemów!- brzmiała odpowiedź. Wszyscy nauczeni są, że to jest ich miejsce na ziemi, dla każdego jednakowo ważne.
Gdy tak jeździliśmy po białoruskiej, obecnie, ziemi nie mogłam oprzeć się refleksji: jak to się stało, że Polska będąc taką potęgą kilka wieków temu, dała się tak okroić terytorialnie? Jak to się stało, że Polacy, uważając się za pawia narodów, zgubili się w rozsądku i w historii, dopuszczając do rozbiorów? To tylko taka chwilowa refleksja, bo przyczyny zostały już dokładnie dawno wskazane przez historyków w opasłych tomach. Dlaczego brak refleksji nie pozwala nam współżyć spokojnie z sąsiadami? Czy to tak będzie już zawsze? Nie wiem! Wiem natomiast, że podróż po miastach Białorusi jest spokojna, sympatyczna i warto ten kraj zwiedzać, choćby po to, aby zobaczyć miejsca związane głęboko z historią naszego narodu i państwa. Warto zastanowić się przez chwilę, gdzie jesteśmy obecnie na linii dziejów. To, co widać w Białorusi daje podstawy do porównań, że nasze kraje różnią się od siebie niewiele. To, co nie jest widoczne dla turysty, według opinii Białorusinów, nie jest dla nich problemem. Zapewne nie dla wszystkich, ale my swoich własnych problemów mamy dość.
Jolanta Czartoryska
Fot: Wikipedia
PS
Autorka zapewnia, że niniejszy tekst nie jest sponsorowany i oparty jest wyłącznie na osobistych obserwacjach i doświadczeniach.
J C
Komentarze
Jeden komentarz do “Wycieczka na Białoruś? Teraz?”
Pozostaw komentarz:
sobota, 28 - lis - 2015, godz. 21:23
Dobry artykuł – reportaż.Szkoły winny organizować wycieczki na Białoruś dla młodzieży. To nasza historia.