Wokół dyskusji o „wolne media” w Polsce

| 11 sty 2016  09:42 | Brak komentarzy

Politycy wszystkich stron wołają o wolne media. Hasło to skandują uczestnicy demonstracji anty- i pro- rządowych. Zatem wszyscy chcą wolnych mediów. Tylko pytanie: jakich i jak do tego powszechnie pożądanego stanu rzeczy doprowadzić? Wbrew pozorom i okrzykom, pies jest pogrzebany o wiele głębiej niż przeforsowana przez parlamentarną większość „ustawka”.

Leży przysypany co najmniej trzema warstwami problemów, z których każdy był dyskutowany wielokrotnie, jednakże bez jakiegokolwiek pozytywnego rezultatu.

Warstwa pierwsza, najgłębsza i najtrudniejsza do rozwiązania: status dziennikarza w Polsce. Przez ćwierćwiecze nie doczekał się tak w miarę precyzyjnego zdefiniowania, jak i jednoznacznych regulacji prawnych. Wszelkie próby zmierzające do ucywilizowania tej sytuacji giną w inercji prawodawców oraz zajadłych sporach wewnątrzśrodowiskowych. W tej bezproduktywnej kłótni biorą udział zarówno dziennikarze, wydawcy i nadawcy, jak i politycy oraz różne grupy lobbingowe. Dezawuowane są projekty wprowadzenia pojęcia „dziennikarza zawodowego” jako osoby w pełni spełniającej – skądinąd dobrze znane i opisane – wymogi warsztatowe i etyczne. Lecz jeżeli „wolne media” mają stać się istotnie obiektywne, rzetelne, etyczne, a jednocześnie interesujące i społecznie inspirujące, to dziennikarstwem (nie – publicystyką, eseistyką czy wizjonerstwem) muszą zajmować się ludzie do tego specyficznego zawodu wszechstronnie przygotowani warsztatowo i mentalnie. Tymczasem do urzędowej, a co gorsza także do społecznej świadomości nie dociera, że między dziennikarzem a osobą publikującą na łamach, w eterze lub internecie jest taka sama różnica jak lekarzem a znachorem, astronomem a astrologiem, kierowcą z kategorią „DE” a użytkownikiem dróg z kat. „B”. Co gorsza w społecznej jaźni tworzy się i utrwala przekonanie, że oto są „nasi” i „ich”: dziennikarze, sędziowie, urzędnicy, policjanci, lekarze etc. Podczas gdy każda osoba pełniąca te społeczne role powinna być postrzegana jako postępująca – bez względu na okoliczności, światopogląd, osobiste przekonania i sympatie – zgodnie z jasno określonymi i powszechnie uznanymi zasadami swej profesji oraz jej kodeksem etycznym.

W tej sytuacji jeszcze raz, z uporem, powtarzam, że zawód dziennikarza powinien zostać wreszcie zakwalifikowany do zawodów „zaufania publicznego”, a prawo do używania tytułu „dziennikarz” (dziennikarz „zawodowy”, „licencjonowany”, czy inaczej) powinny mieć osoby, które znajomość warsztatu dziennikarskiego, przestrzeganie kodeksu etycznego oraz świadomość społecznych konsekwencji zawodowego uprawiania dziennikarstwa do tego predestynują. I – wbrew sceptykom – wcale nie zahamuje, czy ograniczy to wszystkim chętnym dostępu do zawodu. W dobie Internetu pisać, przemawiać czy filmować każdy może i nikt mu tego zabraniać nie będzie. Również wydawcom i nadawcom nikt nie zabroni zatrudniania i powierzania zadań dziennikarskich, komu uznają za stosowne. Jednak – w perspektywie – wydaje się, że wielu z nich będzie zależało na przyjęciu do redakcji jak największej liczby osób, których rzetelność i warsztatowa sprawność będzie w jakiś wiarygodny sposób potwierdzona. Wprowadzenie tej normy nie będzie rzeczą prostą, o czym mówiono niejednokrotnie, choćby podczas inspirowanych przez OW SDRP sesjach naukowych odbytych w 2015 roku na wyższych uczelniach w Sosnowcu, Poznaniu i Warszawie. Wnioski i dezyderaty podczas tych debat sformułowane winny jak najszybciej stać się przedmiotem powszechnej debaty i punktem wyjścia do uregulowania wreszcie statusu dziennikarzy w Polsce. Sama konstatacja, że jest źle, powtarzana od wielu już lat nie wystarczy i do niczego pozytywnego nie prowadzi.

Warstwa druga to poziom szkolnictwa dziennikarskiego, zarówno na wyższych uczelniach, jak i wszelkiego rodzaju seminariach, szkoleniach i kursach organizowanych przez rozmaite organizacje i redakcje. Podczas wspomnianych sesji również była o tym mowa. Problemów jest wiele, przy czym chyba najważniejsze to:

  • Zbyt wielka liczba uczelni kształcąca dziennikarzy, którzy potem nie mogą znaleźć zatrudnienia w zawodzie. Znajdując po latach taką szansę, powracają do zawodu nierzadko z doświadczeniami i praktykami obowiązującymi w PR, reklamie czy rzecznictwie prasowym, które, bywa, następnie wykorzystują – świadomie, lub nie – w pracy dziennikarskiej.
  • Likwidacja w wielu redakcjach instytucji tzw. „opiekuna redakcyjnego”. Ta metoda „mistrz – uczeń” pozwalała adeptom dziennikarstwa w praktyce opanować tajniki warsztatowe, uczyła należytego kontaktu z czytelnikami, słuchaczami i widzami, pomagała wyjść z sytuacji trudnych. Jej likwidacja zauważalnie spowodowała obniżenie jakości dziennikarstwa, zwłaszcza w mediach publicznych.

Warstwa trzecia, odpolitycznienie mediów, zwłaszcza publicznych.
Wprowadzenie „małej ustawy medialnej” oraz zapowiedź przekształcenia mediów publicznych w „narodowe” nie zapowiada niczego dobrego zwłaszcza, że na dobrą sprawę projektodawcy nie wyjawiają, co pod tym pojęciem należy rozumieć. Z dotychczasowych poczynań wynika, że tworzone są media państwowe, w pełni podporządkowane aparatowi administracji rządowej, realizujące i propagujące polityczną i światopoglądową wykładnię partii mającej aktualnie względną parlamentarną większość. Przedstawianie podjętych działań, jako dążenie do zapewnienia pluralizmu i pełnego obiektywizmu mediów zakrawa albo na cyniczny chwyt propagandowy, albo na niezrozumienie, na czym pluralizm i obiektywizm w mediach polega i jakie są demokratyczne drogi do osiągnięcia tego stanu prowadzące. Nie negując potrzeby stworzenia instancji monitorującej rzetelność, obiektywizm i pluralizm przekazu, choćby w postaci Rady Mediów Narodowych, nie może być ona tworzona li tylko na podstawie klucza parlamentarno–partyjnego. Już to samo przeczy zasadom demokracji. (Być może i z tego powodu kolejni premierzy, od 1985 roku, nie powoływali przy swoich urzędach „Rady Prasowej”, choć do tego zobowiązywała ich sejmowa ustawa).

Stworzenie takiego organu jest możliwe, a nawet pożądane, ale na zupełnie odmiennych od forsowanych przez parlamentarną większość zasadach. Do jej powołania powinny być, obok Prezydenta i Parlamentu, dopuszczeni – i to z głosem wiążącym – reprezentacje gremiów pozaparlamentarnych, w tym uczelni wyższych, stowarzyszeń twórczych, organizacji wydawców i nadawców, związków wyznaniowych itp. Ponadto w składzie Rady powinny być obligatoryjnie zarezerwowane miejsca dla środowisk opozycyjnych wobec aktualnego rządu, jakikolwiek by w przyszłości nie powstał. Tego typu rozwiązania są przyjęte w wielu krajach demokratycznych i warto z tych przykładów skorzystać.

Uregulowaniu musi wreszcie ulec system finansowania mediów publicznych. Gdy będzie zależał wyłącznie od widzimisię któregoś z ministerstw, uzależnienie programowe publicznego nadawcy od administracji państwowej będzie bezapelacyjne.

Bez kompleksowego rozwiązania wszystkich tych problemów o jakimkolwiek pluralizmie i obiektywizmie w mediach publicznych mowy nie będzie, zaś komercyjne coraz bardziej dzielić się będą za te „za” i te „przeciw”, co zaowocuje pogłębiającą się polaryzacją i dekompozycją naszego społeczeństwa. A o profesjonalizmie i obiektywizmie dziennikarskim czytelnicy, słuchacze i widzowie będą mogli zapomnieć.

Marek Kuliński

Komentarze

Pozostaw komentarz:





  • Międzynarodowa Legitymacja Dziennikarska

    legitymacja Członkowie naszego stowarzyszenia mogą uzyskać legitymacje dziennikarskie (International Press Card) Międzynarodowej Federacji Dziennikarzy FIJ (IFJ), z siedzibą w Brukseli.
  • POLECAMY

    Dziennikarz Olsztyński 4/2023  
    BEZPIEKA WIECZNIE ŻYWA Trafiamy na książkę Jacka Snopkiewicza „Bezpieka zbrodnia i kara?”, wydaną wprawdzie przed trzema laty, ale świeżością tematu zawsze aktualna. „Bezpieka” jest panoramą powstania i upadku Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, urzędu uformowanego na wzór radziecki w czasach stalinizmu.

    Więcej...


    Wojciech Chądzyński: Wrocław, jakiego nie znacie Teksty drukowane tutaj ukazywały się najpierw w latach 80. ub. wieku we wrocławskim „Słowie Polskim”, nim zostały opublikowane po raz pierwszy w formie książkowej w 2005 roku.

    Więcej ...


    Magnat prasowy, który umarł w nędzy 17 grudnia 1910 roku ukazał się w Krakowie pierwszy numer Ilustrowanego Kuryera Codziennego – najważniejszego dziennika w historii polskiej prasy. Jego twórca – pochodzący z Mielca – Marian Dąbrowski w okresie międzywojennym stał się najpotężniejszym przedsiębiorcą branży medialnej w Europie środkowej.

    Więcej ...


    Olsztyńscy dziennikarze jako pisarze Niezwykle płodni literacko okazują się członkowie Olsztyńskiego Oddziału Stowarzyszenia. W mijającym roku ukazało się sześć nowych książek autorów z tego grona. Czym mogą się pochwalić?

    Więcej ...



    Wyścig do metali rzadkich Niedawno zainstalowany w Warszawie francuski wydawca Eric Meyer (wydawnictwo o dźwięcznej nazwie Kogut) wydał na przywitanie dwie ciekawe pozycje, z których pierwszą chcemy przedstawić dzisiaj. To Wojna o metale rzadkie francuskiego publicysty Guillaume Pitrona, jak głosi podtytuł Ukryte oblicze transformacji energetycznej i cyfrowej.

    Więcej...

     

  • RADA ETYKI MEDIÓW

  • ***

    witryna4
    To miejsce przeznaczamy na wspomnienia dziennikarzy. W ten sposób staramy się ocalić od zapomnienia to, co minęło...

    Przejdź do Witryny Dziennikarskich Wspomnień

    ***

  • PARTNERZY

    infor_logo


  • ***

  • FACEBOOK

  • ARCHIWUM

  • Fundusze UE

    Komitety Monitorujące Reprezentacja Stowarzyszenia Dziennikarzy Rzeczypospolitej Polskiej jest pełnoprawny, członkiem Komitetów Monitorujących programy krajowe i programy regionalne. Aby wypełnić wszystkie wymogi postawione przed Stowarzyszeniem Dziennikarzy podajemy skład poszczególnych Komitetów Monitorujących.

    Więcej...