W krainie cudów
Dziennikarze RP | 17 cze 2015 18:47 | Brak komentarzy
Po wyborach prezydenckich 2015 roku obudziliśmy się w tej samej, ale już nie w takiej samej Polsce. Oto bowiem stał się cud i wybory prezydenckie wygrał Andrzej Duda, namaszczony przez Prezesa kandydat PiS. Ba, ten cud miał miejsce po raz drugi, bo Duda zwyciężył już w pierwszej turze, rozegranej dwa tygodnie wcześniej. Minimalnie, zaledwie o jeden procent, ale jednak. Dlatego tylko jego najzagorzalsi zwolennicy liczyli na ponowny triumf, zwłaszcza wobec powszechnej mobilizacji stronników Bronisława Komorowskiego.
Jednak nawet zapowiedzenie przez niego referendum, m.in. w sprawie słynnych JOW-ów (jednoosobowych okręgów wyborczych) niewiele pomogło, a nawet zaszkodziło. Bo część wyborców uznała, że nie chcą prezydenta-chorągiewki, który z niedzieli na poniedziałek zmienia poglądy tylko po to, aby przejąć głosy wyborców muzyka rockowego Pawła Kukiza. I okazało się, że po raz drugi przegrał, tym razem aż trzema procentami! Były to głównie głosy młodych ludzi bez wykształcenia, ze wsi i małych miasteczek. Polska wyraźnie, nie po raz pierwszy, pękła w tych wyborach na dwie części: Ściana Wschodnia głosowała za Dudą, a północno-zachodnie województwa – za urzędującym prezydentem. Nota bene, ze względu na wyniki do Ściany Wschodniej można też zaliczyć woj. mazowieckie, choć sama Warszawa postawiła raczej na Komorowskiego.
Na pół pękło również środowisko dziennikarskie, chociaż ten podział widoczny jest już od dawna. W czasie wyborów tylko się wzmocnił. Z jednej strony media głównego nurtu (tzw. mainstream) a z drugiej – tzw. dziennikarze niepokorni. To znaczy obrzydzający wszystko, co związane jest z władzą, a konkretnie z Platformą Obywatelską. Prezydent-elekt nie jest już dla nich obrzydliwy, bo „swój”. Trudno ich zresztą nazwać dziennikarzami; ze względu na swoje nieukrywane sympatie i działalność są raczej propagandystami PiS. Było to wyraźnie widać nie tylko w prawicowych tygodnikach „Do rzeczy” czy „W sieci”, ale również w Internecie, zwłaszcza na portalach społecznościowych (tzw. social media). Prawdziwa euforia ogarnęła ich w drugim dniu wyborów na Facebooku i Twitterze, gdzie podawano sobie wiadomości typu: „Cena budyniu na bazarze wzrosła do 53,50, a bigosu spadła do 46,50”. Był to swoisty szyfr oznaczający notowania obu kandydatów: Dudy (budyń) i Komorowskiego (bigos). Zamiennie stosowano kryptonimy: podwawelska (Duda) i myśliwska (Komorowski). Pod koniec dnia Łukasz Warzecha z satysfakcją odnotował: „No to pozamiatane!”
Inna sprawa, że „niepokornym” dorównywali dziennikarze „reżimowi”, zwłaszcza z TVN oraz Tomasz Lis, naczelny „Newsweeka Polska” i prowadzący audycję w publicznej TVP. Nie ukrywał swoich preferencji wyborczych, a w czasie rozmowy z Tomaszem Karolakiem, popierającym Komorowskiego aktorem, przywołał rzekomy cytat córki Dudy na Twitterze, jakoby jej ojciec po wygraniu wyborów oddał Oscara za film „Ida”. A ten profil okazał się po prostu fałszywką potwierdzającą, że życie wirtualne dorównuje już życiu realnemu, a nawet je wyprzedza. Zrozumiałe więc, że po wyborach nikt z PiS-u do programu Lisa nie przyszedł. Ciekawe, czy kierownictwo TVP będzie tolerować taką sytuację? Nasuwa się też pytanie, jak owi „niepokorni” będą patrzeć na nową władzę w osobie prezydenta? I czy cud wyborczy powtórzy się w Polsce jesienią?
Marek Książek
Komentarze
Pozostaw komentarz: