Stanisław Głąbiński (1924-2013)
Dziennikarze RP | 22 mar 2013 14:21 | Brak komentarzy
Staszek, zmarły 7 marca 2013 roku, dożył dumnego wieku, bo prawie 90 lat (rocznik 1924). Dumą usłana była również jego droga dziennikarska jako publicysty i pisarza. W roku 1958 przygarnęła go do pracy Mincowa, wówczas nie tylko żona władającego polska gospodarką Hilarego Minca, lecz także szefowa PAP. Znalazł tam dziennikarskie miejsce, chociaż wiedziała o jego AK-skiej przeszłości, a przecież selekcyjny dobór kadr był nakazem chwili. Ostrogi dziennikarskie zaczął zdobywać w redakcji krajowej. Pierwszy egzamin korespondenta zagranicznego zdał w październiku 1956 roku delegowany do Budapesztu, w trudnym okresie dla Węgier. Po budapeszteńskiej próbie skierowano go na bardzo trudne placówki do Pekinu, następnie do Nowego Jorku i Waszyngtonu.
Pamiętam z lektury PAP- owskich biuletynów, że nierzadko częściej gościł w biuletynie specjalnymi pogłębionymi opracowaniami czy na mających jeszcze węższy krąg odbiorczy „białych kartkach”, niż w serwisach przeznaczonych dla prasy. Do lektury tych tekstów zaglądali politycy i naukowcy.
Był wybitnym dziennikarzem nie tylko Polskiej Agencji Prasowej, wyspecjalizowany w tematyce międzynarodowej. Nieprzypadkowo poświęcił Agencji książkę „PAP w herbie”. W latach 1983-1986 szefował także agencji prasowej Interpress. Pamiętam, że poproszono PAP by go tam „wypożyczyć”. Zaangażowany był po stronie lewicy, członkostwo partii zaczął w 1947 od PPS.
Do zaangażowania się społecznie nie bardzo się palił. Pamiętam dwa nasze wypady do zakładów pracy by przekonywać , ze wszystko idzie prawidłową drogą. Mnie to przekonywało, jego nie bardzo. Jechał z obowiązku.
Praca nas obu na placówkach zagranicznych bardzo zredukowała nasze kontakty. Powitałem go znów dopiero w latach dziewięćdziesiątych na spotkaniach klubu publicystyki międzynarodowej. Z upływem lat narastające kłopoty zdrowotne sprawiły, ze zjawiał się tam rzadziej i rzadziej zabierał glos. Potem na spotkania często się spóźniał, trzymał jednak fason do końca. Sądzę, że zasłużył, by utrwalić się w kanonach polskiego dziennikarstwa.
Eugeniusz Guz