Sławomir Popowski: Pokorni „Niepokorni“

| 9 lut 2013  21:03 | Brak komentarzy

gazetaInfor­ma­cja, że grupa „nie­po­kor­nych” dzien­ni­ka­rzy (Ziem­kie­wicz, Semka, Warze­cha, Mazu­rek), któ­rzy – po ”afe­rze tro­ty­lo­wej” – dwa mie­siące wcze­śniej wie­szali psy na swoim chle­bo­dawcy, Grze­go­rzu Haj­da­ro­wi­czu, posta­no­wiła wró­cić do wyda­wa­nej przez niego „Rzecz­po­spo­li­tej” – wywo­łała lawinę śmie­chów na Face­bo­oku. I iry­ta­cję u spo­rej czę­ści wier­nych, zain­fe­ko­wa­nych IV RP wiel­bi­cieli pra­wi­co­wych szczujni. Słusz­nie. Ktoś, kto wcze­śniej odgra­żał się, że już nigdy z Haj­da­ro­wi­czem „nie będzie wcho­dził w żadne alianse”, a teraz sku­lił uszy po sobie, ogon wziął pod sie­bie i potul­nie zastu­kał do kasy (bo taki był ton więk­szo­ści komen­ta­rzy) – musiał budzić zastrze­że­nia, co do swo­jej wia­ry­god­no­ści. Co naj­mniej – wiarygodności…

Sprawa jest jed­nak poważ­niej­sza, niż potocz­nie się wydaje. Domi­nika Wie­lo­wiey­ska kilka tygo­dni temu, przy oka­zji wyroku w spra­wie dr. Miro­sława G i jego uza­sad­nie­nia przez sędziego Igora Tuleyę – słusz­nie (choć nad wyraz łagod­nie) przy­po­mniała, że IV RP ze wszyst­kimi jej sza­leń­stwami, to były nie tylko służby, ale też usłużne media. I wymie­nia: kie­ro­waną przez Wild­ste­ina TVP; co i jak pisały o dok­to­rze G. „Rzecz­po­spo­lita” Pawła Lisic­kiego oraz nie­ist­nie­jący już „Dzien­nik”, reda­go­wany w 2007 przez ekipę Roberta Kra­sow­skiego i Michała Kar­now­skiego. A także Dorota Kania z tygo­dnika „Wprost”, na czele któ­rego stał wów­czas Sta­ni­sław Janecki.

Wła­dza – pisze Domi­nika Wie­lo­wiey­ska – pod­rzu­cała kan­dy­da­tów na prze­stęp­ców, a media obra­biały tych osob­ni­ków zgod­nie z jej ocze­ki­wa­niami. Dzięki temu mogły liczyć na coraz tłust­sze kąski i inte­res się krę­cił. Czy ktoś pamię­tał o pro­stej zasa­dzie: czło­wiek podej­rzany, póki sąd go nie skaże, jest wciąż nie­winny? A gdzie tam. Niech więc nikt się nie dziwi, że tablo­idy i nie­które media dziś przy­pu­ściły fron­talny atak na sędziego Igora Tuleyę. Trzeba jakoś bro­nić tej pro­pa­gandy, którą upra­wiało się sześć lat temu.

Myślę, że cho­dzi jed­nak o coś wię­cej. Kiedy w TOK FM, czy w Loży Pra­so­wej TVN słu­cha­łem poświę­co­nych tej spra­wie komen­ta­rzy głów­nych przed­sta­wi­cieli śro­do­wi­ska tzw. dzien­ni­ka­rzy „nie­po­kor­nych” (lubią też sie­bie nazy­wać „nie­za­leż­nymi” – rów­nie bez­za­sad­nie) – mia­łem wra­że­nie, że nie cho­dzi, ani o Tuleyę, ani tym bar­dziej o Miro­sława G, lecz że jest to dal­szy ciąg tej samej wojny ze znie­na­wi­dzoną przez nich III RP; wojny o ”rząd dusz”, w imię któ­rego nie liczą się żadne racje i argu­menty, za to dopusz­czalne są wszyst­kie moż­liwe chwyty ery­styczne, choćby naj­po­dlej­sze i poni­żej pasa, wszelka dema­go­gia, oczy­wi­sta hipo­kry­zja i cynizm.

Jestem daleki od demo­ni­zo­wa­nia tzw. „nie­po­kor­nych”, ale też prze­strze­gam przed baga­te­li­zo­wa­niem ich poli­tycz­nej i ide­olo­gicz­nej aktyw­no­ści. Co wię­cej, uwa­żam ich jeśli nie głów­nymi win­nymi, to co naj­mniej współ­od­po­wie­dzial­nymi za kata­stro­falny poziom debaty publicz­nej, któ­rej ton i ”język nar­ra­cji”, (kie­dyś ich ulu­bione okre­śle­nie), narzu­cają. I to coraz sku­tecz­niej. Prze­cież od kilku lat niczym innym się nie zaj­mu­jemy, niż pro­sto­wa­niem i zwal­cza­niem dema­go­gicz­nych bzdur, wypo­wia­da­nych z naj­wyż­szą powagą przez Kaczyń­skiego, PiS oraz jego pra­wi­co­wych kon­do­tie­rów w mediach. A wszystko w warun­kach „demo­kra­tycz­nego szan­tażu”, na zasa­dzie (i dla przy­kładu, bo podob­nych można przy­to­czyć wię­cej): skoro są ludzie o ”wraż­li­wo­ści jude­oscep­tycz­nej” (bo prze­cież nikt dziś – jesz­cze dziś – nie przy­zna się do anty­se­mi­ty­zmu), albo o ”wraż­li­wo­ści homo­fo­bicz­nej”, to mają prawo do publicz­nego wyra­ża­nia swo­ich opi­nii. W rze­czy­wi­sto­ści to nic innego, jak tylko pełne hipo­kry­zji żero­wa­nie na fobiach oraz kom­plek­sach pol­skiego „ciem­no­grodu” i ”oszo­łom­stwa”, dla któ­rego doma­gają się rów­nych praw, nie tylko w poli­tyce, ale i w spo­rze inte­lek­tu­al­nym. Ina­czej mówiąc: rów­no­upraw­nie­nia dla głupoty.

Wyja­śnijmy więc jesz­cze kilka spraw. Śro­do­wi­sko tzw. „nie­po­kor­nych”, wywo­dzące się z krę­gów mło­dych pra­wi­cow­ców, sku­pio­nych we ”Fron­dzie”; zasi­lone „pam­per­sami” Wie­sława Walen­dziaka i – dodat­kowo – odrzu­tami z ”Gazety Wybor­czej” oraz osob­ni­kami cier­pią­cymi na pato­lo­giczny „kom­pleks Mich­nika” – co naj­mniej od 2005 r jest w ofen­sy­wie. Oni bar­dzo nie lubią i gorąco pro­te­stują, jeśli ktoś nazwie ich „pisow­cami”, czy też „poli­tycz­nymi i ide­olo­gicz­nymi komi­sa­rzami” Jaro­sława Kaczyń­skiego. Na dowód przy­ta­czają, że to prze­cież Kaczyń­ski wyrzu­cił Wild­ste­ina z pre­ze­sow­skiego stołka w TVP. Ale w więk­szo­ści, przy­naj­mniej ci z czo­łówki, to wła­śnie Kaczyń­skiemu zawdzię­czają stołki w mediach IV RP i póź­niej­sze kariery, cią­gnąc za sobą cały ogon pomniej­szych gwiazd i gwiaz­de­czek „nie­po­kor­nej” publicystyki.

Zgoda, można dys­ku­to­wać kto, kogo potrak­to­wał instru­men­tal­nie: filo­zo­fu­jący publi­cy­ści pra­wicy – Kaczyń­skiego, czy odwrot­nie. Ważne, że obie strony tego być może nie­for­mal­nego kon­traktu, jed­na­kowo poj­mo­wały politykę.

Post­po­li­tycz­ność”, „post­mo­der­nizm” były w swoim cza­sie, w śro­do­wi­sku pro­pi­sow­skich, pra­wi­co­wych mediów na topie naj­po­pu­lar­niej­szych ter­mi­nów, odmie­nia­nych  przez wszyst­kie przy­padki i wyko­rzy­sty­wa­nych w walce ze znie­na­wi­dzo­nym przez nich libe­ra­li­zmem. I – przed czym słusz­nie prze­strze­gał na tych łamach Ste­fan Brat­kow­ski – to nie przy­pa­dek też, że wła­śnie Carl Schmitt – nie­miecki filo­zof poli­tyczny, teo­re­tyk pań­stwa auto­ry­tar­nego; współ­twórca tzw. teo­lo­gii poli­tycz­nej i dzia­łacz NSDAP – stał się ich naj­waż­niej­szym i w swoim cza­sie naj­czę­ściej cyto­wa­nym myśli­cie­lem. Po pierw­sze – był gorą­cym kato­li­kiem, po dru­gie – nie­na­wi­dził libe­ra­łów, (nie mówiąc już o lewicy), a po trze­cie – i naj­waż­niej­sze – miał odwagę powie­dzieć, że w poli­tyce nie liczą się żadne war­to­ści, tylko cel i sku­tecz­ność; że kon­flikt jest istotą poli­tyki, a reszta to lewac­kie, albo libe­ralne zawra­ca­nie głowy. Wresz­cie, że – wycho­dząc z takiego zało­że­nia – w imię naj­wyż­szego dobra, (a dobry Bóg jest prze­cież jego wyra­zem) można czy­nić nawet zło. W domy­śle: pod warun­kiem, że o tym, co jest dobrem, a co złem decy­do­wać będą wła­ściwi ludzie… Zresztą, co to zna­czy decy­do­wać, skoro z góry wia­domo: „nie­ważne, Pol­ska taka, czy siaka, byle była kato­licka”, „nie­ważne jaka, ale czyja”… Ma być nasza…

Do dziś w śro­do­wi­sku pra­wi­co­wych publi­cy­stów domi­nuje takie wła­śnie poj­mo­wa­nie poli­tyki. Ziem­kie­wicz, po mar­no­traw­nym powro­cie do ”Rzecz­po­spo­li­tej”, zamie­ścił tekst, w któ­rym zade­kla­ro­wał się jako neo-endek i wiel­bi­ciel Romana Dmow­skiego, któ­rego uważa za naj­wy­bit­niej­szego pol­skiego poli­tyka wszech­cza­sów. Bo to wła­śnie on – pisze Ziem­kie­wicz – spro­wa­dził poli­tykę do tego, co jest jej istotą: do walki i gry inte­re­sów, że liczy się wyłącz­nie sku­tecz­ność i – czego prze­zor­nie nie dopo­wie­dział – że w imię tej sku­tecz­no­ści można pozwo­lić sobie na wszystko. A reszta jest już tylko grą pozo­rów dla ciem­nego ludu.

Tym też można wytłu­ma­czyć zachwyty mniej lub bar­dziej cywi­li­zo­wa­nych i kul­tu­ral­nych „nie­po­kor­nych” dla Vik­tora Orbana. Zna­ko­mi­cie o tym piszą na łamach „Poli­tyki” Mariusz Janicki i Wie­sław Władyka:

To, jak pol­ska pra­wica pisze o Orba­nie, dobrze ilu­struje jej praw­dziwe prio­ry­tety, cza­sami nie dość wyraź­nie arty­ku­ło­wane na pol­skim grun­cie. To, że węgier­ski szef rządu i jego par­tia prze­jęli media, inge­rują w sądow­nic­two, bez­par­do­nowo nisz­czą poli­tycz­nych prze­ciw­ni­ków, nie budzi żad­nych zastrze­żeń… Bo cho­dzi o bar­dziej gene­ralną ten­den­cję. Orban uczy pol­ską pra­wicę, że toczy się zasad­ni­cza walka dobra ze złem, gdzie w obro­nie dobra (kon­ser­wa­tyw­nej, reli­gij­nej tra­dy­cji) można sto­so­wać dowolne metody. One są dobre z defi­ni­cji, bo służą dobrym celom…”

Krótko mówiąc, że walka z rze­czy­wi­stymi i wyima­gi­no­wa­nymi wro­gami kon­ser­wa­tyw­nego, pra­wi­co­wego raju pol­skiego nie może być pro­wa­dzona w bia­łych ręka­wicz­kach, a ”od praw czło­wieka (zwłasz­cza nie­któ­rych ludzi) waż­niej­sze są prawa narodu, który domaga się dba­nia o tożsamość”.

Takie podej­ście okre­śla rów­nież tak­tykę dzia­ła­nia. Cynizm, hipo­kry­zja? – A kto by się przej­mo­wał podob­nymi zarzu­tami. „Lek­cja z Orbana, suflo­wana od kilku mie­sięcy Kaczyń­skiemu – piszą auto­rzy „Poli­tyki” – jest nastę­pu­jąca: innymi meto­dami zdo­bywa się wła­dzę, a innymi rzą­dzi. Dziś trzeba… uda­wać nor­malną sys­te­mową opo­zy­cję, która – jak w każ­dej demo­kra­cji – chce zlu­zo­wać zmę­czoną i wypa­loną wła­dzę. Potem wpro­wa­dzić wewnątrz kraju ide­olo­giczny rygor, zemścić się za kilka lat upo­ko­rzeń, ode­brać, co nasze, zmie­nić kon­sty­tu­cję, poumiesz­czać swo­ich ludzi gdzie się da, i ich tam usta­wowo zary­glo­wać na lata”.

Nie­po­korni” już raz, w 2005 r, gdy PiS szedł do wła­dzy – posta­wili na taką kartę, udzie­la­jąc bez­gra­nicz­nego popar­cia Kaczyń­skiemu. Nie wyma­gało to zresztą wiel­kich poświę­ceń, bo jego „pro­jekt IV RP”, był rów­nież ich wyma­rzo­nym pomy­słem na Pol­skę. A do tego dawał szansę speł­nie­nia naj­więk­szego ich marze­nia: wyklu­cze­nia z tzw. main­stre­amu elit liberalno-demokratycznych, koja­rzo­nych głów­nie z Gazetą Wybor­czą – w mnie­ma­niu nie­po­kor­nych, rze­komo główną winną ich wie­lo­let­niej, upo­ka­rza­ją­cej mar­gi­na­li­za­cji. I – co by nie mówić – odnie­śli suk­ces. Wycią­gnięci z ide­olo­gicz­nego i medial­nego mar­gi­nesu dostali w nagrodę od Kaczyń­skiego klu­czowe i lukra­tywne sta­no­wi­ska w mediach publicz­nych i tych zwią­za­nych ze Skar­bem Pań­stwa, a także w róż­nego rodzaju spół­kach Skarbu Pań­stwa i radach nad­zor­czych. Dzięki temu, z powo­dze­niem mogli reali­zo­wać swoją stra­te­gię, któ­rej sens był pro­sty, jak kon­struk­cja cepa: wystar­czy, że przez kilka będziemy u wła­dzy, a zbu­du­jemy wła­sne zaple­cze, zdo­bę­dziemy wrogi dotąd „salon”, wej­dziemy do ”main­stre­amu” i nikt już nas stam­tąd nie usunie…

Nie­po­korni” prze­żyli chwile grozy po 2007 r, gdy Kaczyń­ski został odsu­nięty od wła­dzy i zawa­lił się – wyda­wa­łoby się już osta­tecz­nie – „pro­jekt IV RP”. Ale prze­trwali. W dużej mie­rze dzięki indo­len­cji samej zwy­cię­skiej PO, która mając w ręku wszyst­kie atuty wręcz demon­stra­cyj­nie pod­kre­ślała swój dystans wobec tego, co się dzieje w mediach, (może kie­dyś słono za to zapła­cić). A także dzięki wspar­ciu finan­so­wemu zwią­za­nych z PiS-em firm i kor­po­ra­cji, utrzy­mu­ją­cych mno­żące się jak grzyby po desz­czu „szczujnie”.

Wresz­cie, z pomocą przy­szli „poży­teczni idioci” w tzw. mediach main­stre­amo­wych, któ­rzy odkryli, że w prze­strzeni publicz­nej wię­cej można zaro­bić na emo­cjach i adre­na­li­nie, ani­żeli na zdro­wym roz­sądku, racjo­nal­nym myśle­niu itp; że im więk­sza bzdura, im więk­sze cham­stwo pre­zen­to­wane na ekra­nie, czy w ete­rze, tym wyż­sze słupki oglądalności/słuchalności. I kasa. A to wszystko gwa­ran­tują „nie­po­korni”… więc nie­mal roz­ry­wani, bie­gają od sta­cji, do sta­cji, prze­no­szą się z pro­gramu do pro­gramu, infe­ku­jąc mózgi i krok po kroku budu­jąc wła­sne zaple­cze. Krzy­czą: jeste­śmy „nie­po­korni” i ”nie­za­leżni”, bo kry­ty­ku­jemy wła­dzę, a takie jest wil­cze prawo każ­dej opo­zy­cji… Ale to nie jest zwy­czajna opo­zy­cja, która w przy­padku zwy­cię­stwa będzie prze­strze­gała obo­wią­zu­ją­cych dotąd reguł gry. To – jak słusz­nie pod­kre­śla i z upo­rem prze­strzega Wal­de­mar Kuczyń­ski – opo­zy­cja anty­sys­te­mowa, która wal­czy o wła­dzę, po to wła­śnie, żeby te reguły zmie­nić i aby już nigdy rok 2007 się nie powtórzył…

Pamię­ta­jąc o tym „nie­po­korni” kładą się spać i budzą z Car­lem Schmit­tem pod poduszką. A my – w prze­ci­wień­stwie do nich, rze­komo „pokorni” –  sta­jemy bez­radni wobec mani­pu­la­cji, cyni­zmu i hipo­kry­zji leją­cych się z mediów; mamy wra­że­nie, że taplamy się w bło­cie, w jakiejś nie­rze­czy­wi­stej Pol­sce, coraz bar­dziej odda­la­ją­cej się od zdro­wego rozsądku.

Źródło: Studio Opinii
Autor: Sła­wo­mir Popowski

Komentarze

Pozostaw komentarz:





  • Międzynarodowa Legitymacja Dziennikarska

    legitymacja Członkowie naszego stowarzyszenia mogą uzyskać legitymacje dziennikarskie (International Press Card) Międzynarodowej Federacji Dziennikarzy FIJ (IFJ), z siedzibą w Brukseli.
  • POLECAMY

    Dziennikarz Olsztyński 4/2023  
    BEZPIEKA WIECZNIE ŻYWA Trafiamy na książkę Jacka Snopkiewicza „Bezpieka zbrodnia i kara?”, wydaną wprawdzie przed trzema laty, ale świeżością tematu zawsze aktualna. „Bezpieka” jest panoramą powstania i upadku Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, urzędu uformowanego na wzór radziecki w czasach stalinizmu.

    Więcej...


    Wojciech Chądzyński: Wrocław, jakiego nie znacie Teksty drukowane tutaj ukazywały się najpierw w latach 80. ub. wieku we wrocławskim „Słowie Polskim”, nim zostały opublikowane po raz pierwszy w formie książkowej w 2005 roku.

    Więcej ...


    Magnat prasowy, który umarł w nędzy 17 grudnia 1910 roku ukazał się w Krakowie pierwszy numer Ilustrowanego Kuryera Codziennego – najważniejszego dziennika w historii polskiej prasy. Jego twórca – pochodzący z Mielca – Marian Dąbrowski w okresie międzywojennym stał się najpotężniejszym przedsiębiorcą branży medialnej w Europie środkowej.

    Więcej ...


    Olsztyńscy dziennikarze jako pisarze Niezwykle płodni literacko okazują się członkowie Olsztyńskiego Oddziału Stowarzyszenia. W mijającym roku ukazało się sześć nowych książek autorów z tego grona. Czym mogą się pochwalić?

    Więcej ...



    Wyścig do metali rzadkich Niedawno zainstalowany w Warszawie francuski wydawca Eric Meyer (wydawnictwo o dźwięcznej nazwie Kogut) wydał na przywitanie dwie ciekawe pozycje, z których pierwszą chcemy przedstawić dzisiaj. To Wojna o metale rzadkie francuskiego publicysty Guillaume Pitrona, jak głosi podtytuł Ukryte oblicze transformacji energetycznej i cyfrowej.

    Więcej...

     

  • RADA ETYKI MEDIÓW

  • ***

    witryna4
    To miejsce przeznaczamy na wspomnienia dziennikarzy. W ten sposób staramy się ocalić od zapomnienia to, co minęło...

    Przejdź do Witryny Dziennikarskich Wspomnień

    ***

  • PARTNERZY

    infor_logo


  • ***

  • FACEBOOK

  • ARCHIWUM