Red. Pawlicki na celowniku policji?
Andrzej Maślankiewicz | 23 lis 2014 23:41 | Brak komentarzy
Za bałagan w wyborach samorządowych, spowodowany nie tylko niesprawnym systemem, odpowiedzialna jest Państwowa Komisja Wyborcza. Nie można więc się dziwi, że w sytuacji, gdy brak pełnych wyników wyborczych, kiedy pojawiają się zadziwiające komunikaty o cząstkowych wynikach, podawane jak sącząca się woda z zepsutego kranu, to ludzie się buntują. Obywatele, wyborcy w państwie demokratycznym, mają prawo się oburzać i protestować, ale w granicach dopuszczalnych norm. Szturm na siedzibę Państwowej Komisji Wyborczej, a następnie okupacja pomieszczeń, stanowiła przekroczenie wszelkich norm dopuszczalnego, demokratycznego protestu. Była po prostu wyrazem politycznego chuligaństwa.
Nie używam dosadniejszych określeń, wcześniej wypowiedzianych przez prezydenta i panią premier, żeby nie posądzono mnie o stronnicze spojrzenie, ale także nie podzielam opinii pewnej pani redaktor, która stwierdziła, że wyłamywanie drzwi w PKW i szturmem wdzieranie się do pomieszczeń instytucji państwowej jest „obroną naszego honoru”.
Wzniecający burdy, wszczynający awantury na ulicach, protestujący przy użyciu siły, nawet w najbardziej słusznej sprawie, nie muszą bronić mojego honoru. Sam potrafię. Natomiast awanturnikom spod PKW stanowczo się przeciwstawiam, tak samo zresztą jak działaniom policji wobec dziennikarzy bezprawnie zatrzymanych w lokalu PKW.
Redaktorzy Jan Pawlicki z TV Republika i Tomasz Gzela fotoreporter znaleźli się w siedzibie PKW nie po to by organizować tam zadymę, mobilizować tłum do ataku na PKW, ale byli tam w ramach dziennikarskich obowiązków. Relacjonowali zdarzenie w jego pełnym wymiarze od początku do ostatniej sekwencji. Z protestującymi, z ich agresją mieli tyle wspólnego, że znajdowali się w tym samym miejscu, w tym samym czasie, w centrum awantury, ale jednocześnie na jej obrzeżach.
Policjanci w czasie akcji „oczyszczania terenu„ potraktowali dziennikarzy na równi z awanturnikami. Policja chce teraz ukarania Jana Pawlickiego i Tomasza Gzeli stawiając im zarzut „naruszenia miru domowego”.
Według piśmiennictwa prawniczego, wdarcie się do danego obiektu to wejście przy użyciu przemocy, np. przez odepchnięcie siłą gospodarza lub wyłamanie drzwi. Przyjmuje się, że „nieopuszczanie obiektu” następuje m. in. wtedy, gdy sprawca znalazł się w danym miejscu legalnie, ale potem stał się osobą niepożądaną i mimo żądania uprawnionej osoby nie opuścił go.
Dziennikarze nie wdarli się do siedziby PKW siłą, nie używali przemocy pracując w miejscu publicznym, a na żądanie opuszczenia lokalu nie sprzeciwiali się policyjnym poleceniom. Ich obowiązkiem i posłannictwem było relacjonować zajścia do samego końca. Tomasz Gzela fotografował wyprowadzanie osób przez policję, a Jan Pawlicki – jak oświadczył – pokazując dziennikarską legitymację poprosił o wypowiedź policjanta dowodzącego. W odpowiedzi usłyszał: bierzcie go!
Reporterzy TV Republika, stacji działającej niewiele ponad rok, dali się poznać z operatywności i odwagi. Kiedy relacjonowali krwawe wydarzenia z kijowskiego Majdanu. narażali nie tylko swoje zdrowie, ale w wielu sytuacjach życie, gdy wychodzili na pierwszą linię walk. Jednym z tych reporterów był Jan Pawlicki, w życiu prywatnym jak mówią o nim koledzy redakcyjni – ostoja spokoju, w pracy – solidny redaktor, rasowy reporter. Trudno więc mieć za złe Pawlickiemu, że w PKW starał się jak najwierniej relacjonować wydarzenia do samego finału.
Utrudnianie dziennikarzom wykonywanie ich obowiązków, w świetle obowiązującego prawa, jest nie tylko karygodne, ale po prostu karalne. Nie dopuszczalne jest również utrudnianie dostępu do informacji publicznej. ( Ustawa z 6 września 2001 roku, art. 5 pkt 3) .W przypadku zdarzeń w PKW informacją były rozgrywające się wydarzenia. W tym kontekście usuwanie dziennikarzy z pomieszczeń PKW nie miało uzasadnienia, a zatrzymanie Jana Pawlickiego i Tomasza Gzela, posiada znamiona nadużycia władzy.
Zastanawiający jest również fakt dlaczego to właśnie Jan Pawlicki został zatrzymany i postawiony przed sądem, a wielu innych dziennikarzy, mimo, że nie opuszczali siedziby PKW w biegu, nie potraktowano podobnie. Może reporter TV Republika miał szczególne „względy” z powodów tylko policji znanych? Dlatego znalazł się na celowniku.
Myślę, że wyjaśnienia tej kuriozalnej sytuacji, naprawienia ewidentnego błędu policjantów, którzy w stosunku do dziennikarzy zachowali się nieprofesjonalnie, oczekiwać trzeba od pani minister spraw wewnętrznych Teresy Piotrowskiej i komendanta głównego policji Marka Działoszyńskiego. Na tym szczeblu wysokich urzędników państwowych można oczekiwać znajomości prawa, w tym również prawa prasowego.
Andrzej Maślankiewicz
Komentarze
Pozostaw komentarz: