Prowincja czeka na wyrównanie poziomów
Ryszard Sławiński | 20 sty 2014 17:11 | Brak komentarzy
W cztery lata po reformie administracyjnej kraju w pociągu relacji Poznań-Warszawa spotkałem starego dobrego znajomego, który uczestniczył w rządowym zespole przygotowującym reformę likwidującą gierkowskie 49 województw tworząc w ostatecznym kształcie Polskę 16 województw. Nie tak to miało być, ale większości sejmowej nie da się w 100 procentach zadekretować. Województw miało być mniej bądź o jedno więcej. Ze względów czysto historyczno-politycznych nie można było wrócić do 17 województw, bo tyle było w PRL-u.
Czy w rozważaniach o zmianie braliście pod uwagę problem utraty prestiżu mieszkańców 32.województw, które traciły status ośrodków dyspozycji wojewódzkiej?
– Nie rozumiem, o jaki prestiż chodzi – usłyszałem od byłego wicewojewody małego województwa w dużym mieście.
O taki najzwyklejszy, że mieszkaniec stolicy małego regionu czuł się dowartościowany, mieszkał bowiem w wojewódzkim mieście.
Czy to nie jest ważne? – zapytałem.
– Nie wiem czy to jest ważne, czy nie. W takim ujęciu kwestii nowego podziału kraju wtedy nie rozpatrywaliśmy – usłyszałem od mojego rozmówcy.
Po reformie Buzka, jak to się dziś nazywa, wypadki potoczyły się całkiem innym torem niż to uzasadniano w ustawie. Nastąpił totalny demontaż struktur władzy, usług publicznych oraz placówek usługowych o charakterze wojewódzkim. Zdemontowano ciążenia komunikacyjne. Zlikwidowano wiele instytucji, przenosząc je bez uzasadnienia do nowych dużych województw bądź w wielu przypadkach je likwidowano uznając, że nie są już potrzebne. Ten demontaż dotyczył także służby zdrowia. Władza i usługi publiczne od mieszkańców byłych województw oddalały się coraz bardziej. Struktury metropolitalne nowych województw zachłannie odbierały byłym miastom wojewódzkim wszelkie przejawy władzy. Wokół nowych metropolii tworzyły się pierścienie satelitarne gmin i miasteczek ciążących do wojewódzkich central. Lojalne, serwilistyczne wręcz zachowania dawały i dają wiele z dzielonego tortu na przykład unijnych pieniędzy z rozdania lat 2007 – 2013. O ile byłe miasta wojewódzkie w tym pierwszym rozdaniu co nieco otrzymały, to w nowym projekcie zagospodarowana unijnych miliardów już o byłych województwach się nie wspomina. Poza inwestycjami krajowymi typu dokończenie autostrad czy remonty i rozbudowa sieci kolejowej, pozostałe pieniądze władze metropolii trzymają dla siebie i sobie najbliższych.
W ciągu 15 lat funkcjonowania nowej Polski Wojewódzkiej wytworzyło się wiele nieprzyjemnych relacji społecznych. Stolica, która dla swojego rozwoju obficie korzysta z pracy przybyszów nazwała ich pogardliwie „słoikami”, bo na weekendy wyjeżdżają do swoich domów i wracają do stolicy z wałówką, by za niewielkie pieniądze pracować, pracować, pracować… Inne wielkie miasta swoich przybyszów nazywają po prostu burakami. Ani to grzeczne, ani ładne. Dowodzi jednak rozwarstwienia, pogardy dla przyjezdnych i pokazuje nierówność mieszkańców w jednym kraju.
*
Badacze zjawisk społecznych powinni zająć się dysproporcjami społecznymi, jakie narosły od reformy Buzka. Całe regiony dramatycznie biednieją, ludność ulega pauperyzacji, likwidacja niemal wszystkich urzędów, instytucji publicznych wytworzyła stan beznadziei, marazmu. Wiele dawnych gałęzi przemysłu zlikwidowano, nie buduje się nowych zakładów wytwórczych. W wielu miastach i miasteczkach bez pardonu likwidowano jedyne zakłady pracy, które żywiły lokalne społeczności. Przybywa więc bezrobotnych. Restauracji, zajazdów, pizzerii i hurtowni jest już wystarczająco. Apele kolejnych ekip do przedsiębiorców o tworzenie nowych miejsc pracy pozostają apelami, ponieważ racjonalnie działający przedsiębiorca nie utworzy miejsca pracy w odpowiedzi na apel, lecz według jego potrzeby. Co bardziej wykształceni młodzi ludzie albo wyjeżdżają za granicę, albo szukają swojej szansy w dużych miastach. Do rodzinnego miasta czy miasteczka nie mają po co wracać. Prowincja nie dość, że biednieje, to także się starzeje.
Pomysł Sojuszu Lewicy Demokratycznej powrotu do 49. województw ma wielu, coraz więcej zwolenników. To nie jest kwestia resentymentów. To sprawa nadziei, że może w ten sposób przywróci się prowincji godność i nowe szanse. Oponenci pytają: a co z powiatami? Ich kompetencje da się rozdzielić między gminy i nowe województwa. Inni twierdzą, że powrót do starego układu zaowocuje zwiększeniem liczby urzędników i wzrostem kosztów ich utrzymania. Nieprawda. Gdy było 49 województw na urzędników wydawano 450 mln zł rocznie. Przy 16 województwach urzędnicy konsumują 800 mln zł, a hydra urzędnicza się rozrasta i jest coraz liczniejsza.
Jestem za pomysłem Millera. Nawet jeśli nie uda się narysować nowej – starej mapy administracyjnej kraju, to fakt, że lewicowa partia upomniała się o los gwałtownie pauperyzującej się co najmniej połowy terytorium kraju i coraz bardziej biedniejącej ponad połowy mieszkańców, wart jest pochwały i co najmniej rozważenia. Mamy Polskę dwóch prędkości i dwóch zasobności. Prowadzenie dalszej polityki metropolitalnej może doprowadzić do tego, że będziemy mieć Polskę trzech, a może nawet czterech prędkości. Warto o tym mówić, warto uprzytamniać rozbuchanym aglomeracjom, że poza nimi jest jeszcze szara, coraz bardziej prowincjonalna, biedniejąca Polska. Chwała lewicy, że się o nią upomina.
Ryszard Sławiński
*
Od redaktora naczelnego dziennikarze.org.pl
Jako czynny dziennikarz i zarazem działacz organizacji dziennikarskiej, tuż po utworzeniu 49. województw odwiedziłem wiele z nich. Przeprowadziłem wówczas sporo rozmów z równie wieloma działaczami społecznymi i samorządowymi, redaktorami naczelnymi nowych tytułów prasowych, które powstały we wszystkich nowych województwach. RSW Prasa Książka Ruch nie żałowała pieniędzy na rozwój tych tytułów, a które stały się zaczynem i promotorem rozwoju intelektualnego środowisk twórczych dotychczasowych miast i regionów powiatowych. Byłem świadkiem, swoistym uczestnikiem tych zdarzeń. Z radością przyglądałem się powstawaniu środowiska kulturalnego w Łomży, gdzie oprócz tygodnika powstało przy redakcji Stowarzyszenie Prasoznawcze STOPKA. Solą twórczą ziemi w Suwałkach stał się miejscowy tygodnik. Tak było też w Koninie, w Słupsku i w innych województwach. Czasopisma między tymi województwami rywalizowały o laur najlepszego. W wielu dawnych powiatowych miastach powstawały nowe dzielnice mieszkaniowe, nowe ulice. Słowem: tytuły prasowe były zaczynem twórczym (np. we wspomnianej Łomży). Niektórym z tych czasopism pomagałem (jako przewodniczący centralnej społecznej komisji zatrudnienia dziennikarzy i wykładowca ID UW) współtworzyć redakcje.
O tym rozwoju zaniedbanych dawnych regionów – mogliby i powinni! – powiedzieć dawni pracownicy i działacze społeczni. To dzięki nim „teren” rozkwitał.
Henryk Zagańczyk
Komentarze
Pozostaw komentarz: