Polska opowieść wigilijna Anno Domini 2014

| 23 gru 2014  17:15 | Brak komentarzy

Szopka wykonana z PRL-owskiej plasteliny. Autor: Marcel Novek

Szopka wykonana z PRL-owskiej plasteliny. Autor: Marcel Novek

Chociaż Karol Dickens został już prawie zapomniany, to przy okazji świąt Bożego Narodzenia, moje pokolenie z przyjemnością wraca do jego „Opowieści wigilijnej”, jak, nie przymierzając, różne stacje TV do filmu „Kevin sam w domu”. Opowieść wigilijna to piękna przypowieść o konieczności bycia dobrym dla innych nie tylko w okresie świąt, ale przede wszystkim, na co dzień. Czy to tylko marzenie senne?

W noc wigilijną zwierzęta mają swoje przysłowiowe pięć minut. W tę jedyną, magiczną noc w roku mogą nareszcie powiedzieć wszystko, co im się nie podoba i co je boli. Ale…. Tak było dotychczas. W tym roku jednak zdarzyło się coś niezwykłego…

*

Usłyszałam w nocy, jak zegar wybija północ i właśnie miałam zamiar przewrócić się na prawy bok, gdy nagle… zobaczyłam w drzwiach zaprzyjaźnionego psa sąsiadów, Czarnego. Kudłaty, zawsze uwiązany na łańcuchu przy budzie, a tu nagle… u mnie w pokoju! Zdziwiłam się, ale Czarny to sympatyczny i mądry kundel. Przysiadł na tylnych łapach, przekrzywił swoim zwyczajem łeb na bok i zagadał do mnie:

– Słuchaj sąsiadko. Sorry, ale taki mamy klimat, że… po prostu się urwałem z tego ciężkiego łańcucha. Głuchy ani ślepy nie jestem i widzę, co się dzieje. My, psy, swój rozum mamy. Już nie mogę patrzeć na to wszystko i wybrałem wolność!

Po tych słowach wpatrywał się we mnie badawczo, oczekując, co powiem.

– Czarny, a co twoja pani na to, że się urwałeś? – zapytałam nieśmiało, nie chcąc mu zabierać ważnego poczucia odzyskanej wolności.

– A co mnie to obchodzi! Najważniejsza jest wolność, kobieto! Tylko wolność się liczy! Wszyscy to wiedzą, a ty nie? – wpatrywał się we mnie podejrzliwie, świdrując na wylot.

– No tak, co fakt to fakt. Chyba cię rozumiem, ale… – odpowiedziałam pojednawczo.

Nie skończyłam zdania, gdy nagle, zza Czarnego zaczęła wyłaniać się cała sąsiedzka i nie tylko, menażeria. Otworzyłam szeroko oczy i mówię:

– Zaraz, zaraz, chwileczkę! Co tu się właściwie dzieje, czy wy nie pomyliliście sobie dat? Przecież Wigilia dopiero jutro?

– Nie, nie, z kalendarzem, wszystko w porządku, ale… my mamy już tego dosyć i postanowiliśmy przyjść do ciebie. Chcemy w końcu komuś wszystko wygarnąć. Ty czasami piszesz, to może puścisz to w świat? – powiedział lew, sadowiąc się bez nuty zażenowania w moim najlepszym fotelu.

Nie ma, co ukrywać, przestraszyłam się lwa i jego swobodnego zachowania, jednakże nie będę dyskutować z królem puszczy. Ale, ale…

– A skąd ty się właściwie tutaj wziąłeś lwie? Przecież w Polsce nie ten klimat, nie ten step, nie ta temperatura?

Lew spojrzał na mnie bezczelnie, podnosząc głowę i patrząc spod lekko przymkniętych powiek, rzucił od niechcenia:

– A co to, o zjawisku bilokacji nie słyszałaś?

– Co fakt, to fakt, słyszałam. Ostatnio nawet bardzo często – powiedziałam tonem kapitulacji i dodałam. – W porządku, rozumiem, ale powiedz mi…w jaki sposób tutaj dotarłeś?

– No, jak to jak? – roześmiał się lew. – Wiadomo! Tanimi liniami lotniczymi. Szybko, można coś przyoszczędzić, bo taaaanio jak barszcz.

– Wigilijny! – roześmiał się głośno lis, który wygodnie rozłożył się na podłodze.

Zdałam sobie sprawę, że nie pozbędę się gości. Dzielnie podjęłam, zatem wyzwanie.

– No dobra, ale właściwie, czego ode mnie oczekujecie o tak późnej porze i do tego wyprzedzając kalendarz?- zapytałam rzeczowo.

Zaczął się istny harmider! Jeden przez drugiego mówił, po co przyszedł i co go gnębi. Każdy coś krzyczał, gestykulując przy tym energicznie. Wyłowiłam coś piąte przez dziesiąte, ale zrozumiałam, że: psy miały dosyć łańcuchów, ptaki tuczu przemysłowego i wolier, zające, lisy i sarny myśliwych, myszy kotów, jastrzębi i bocianów, żaby i ślimaki Francuzów, konie chciwych górali i eksportu do Włoch, osły salami, kury rosołu…Uff…I tylko wszyscy razem chcieli…ekologów!

W końcu stojący z boku niedźwiedź powoli, rozsuwając łapą stojących na przodzie, podszedł do mnie i powiedział, przeciągając sylaby:

– Wiesz co, siedzę sobie w lesie i nie znam się na tych waszych ludzkich sprawach, ale z tego, co słyszę, to chyba… przesadzacie z tym… bałaganem. Jak tak dalej pójdzie, to nie tylko wy stracicie wszystko, co macie najlepszego, ale i nas… po cichutku, załatwicie, jak to mówicie „na cacy”. Na pewno słyszałaś o tym, że ci wasi posłowie chcieli ostatnio w nocnym głosowaniu zabrać nam wszystkie lasy? No, to już doprawdy przesada! Gdy robiliście sobie wolność na swoją modłę, nic nie mówiliśmy. Sprzedawaliście wszystko, jak i komu chcieliście. Śmiałem się z tych waszych wycen, ale co mnie to w końcu obchodzi. Ale teraz, gdy dobieracie się powoli do naszych wspólnych lasów, to… żebyście potem nie mówili, że nie ostrzegałem. Nie uważajcie, że my, zwierzęta jesteśmy, głupie! Swój rozum mamy!

Mówiąc te słowa powoli i dobitnie wpatrywał się we mnie tymi swoimi okrągłymi ślepiami, jakie nie jeden raz widziałam w dziecięcych kreskówkach. Wyraźnie czekał czy podejmę temat, a może zapytam, o co mu dokładnie chodzi i czym właściwie mi grozi.

W tym momencie jednak Czarny, wyraźnie skrępowany, odezwał się:

– Ja tam nie znam się na lasach, ale niedźwiedź na pewno wie, co mówi. Ty lepiej go posłuchaj! My, zwierzęta, w przeciwieństwie do ludzi, dokładnie wiemy, że wszystko ma swoje granice. Ludzie też to powinni wiedzieć, ale… no, cóż. Różnie jest! Ty, sąsiadko najlepiej wiesz, że ja nie jestem żaden elegant, bo widzisz, jak się rzucam na jedzenie, gdy przynosisz puszkę konserwy. Jednak wybacz, ale to przechodzi już nawet pieskie pojęcie, żeby ta ciągle pohukująca synogarlica napychała się jakimś żarciem na środku naszej wspólnej polany! Moja gospodyni doprowadziła do porządku całe podwórko. Nie było jej łatwo, bo naharowała się bardzo. Teraz nie wpuszczamy tu byle kogo, no, sorry, każdego. I popatrz, co się dzieje. Synogarlica bezwstydnie wparowała z jakimś …sorry, śmieciowym jedzeniem i robiąc bałagan, wcinała w najlepsze, nie patrząc, że inni stoją i …się oblizują.

– Nikt nie chce jej zrobić krzywdy, ale niech ona lepiej nas nie prowokuje – dodał lew, skromnie spuszczając wzrok i skubiąc pazurki.

*

Kury, gdy usłyszały o jedzeniu, jedna przez drugą zaczęły gdakać, że one mają dosyć swojego jedzenia: tylko ziarno i ziarno! Ile można?! W końcu z tego narastającego chaosu wyłowiłam sens, że one też chcą dostawać część jedzenia dla psów, które przynoszę Dolarowi, ich sąsiadowi z podwórka uwiązanemu przy budzie. Dotarło do mnie, że one gdaczą, żebym nie wierzyła temu, że one mają kurzy móżdżek. Wyszło na to, że rozumu im wystarcza, aby wiedzieć, co jest dobre i że samym ziarnem nikt się przecież nie naje. Jakieś urozmaicenie się należy. No nie? Po tym ostatnim zapytaniu zgodnie spojrzały na koguta, który właśnie w tym momencie zapiał swoje głośne:

– Kukurykuuuu! Cisza! Dosyć kury głupie! Może wy i nie macie kurzych mózgów, ale macie słuchać tego, co ja mówię. Kukurykuuuu!

– No dobra, ale co ty masz właściwie do powiedzenia, kogucie? – zapytał siedzący w kąciku bóbr, kończący cichutko podgryzać nogę od mojego fotela. Kaczor też spojrzał pytająco.

– No jak to co! Kukurykuuuu! Oto, co mam do powiedzenia. Uważam, że ludziom przydałoby się trochę mocnej ręki, bo wszyscy tylko gadają, gdaczą, a właściwie, jak się tak wsłuchać, to plotą głupstwa jeden przez drugiego, jak nie przymierzając Wy! Nie to, co ja! Gdy ja zapieję na moje kury, to one od razu wiedzą, co mają robić. – stwierdził wyraźnie z siebie zadowolony kogut.

Po tych słowach spojrzał z wyzwaniem w stronę siedzącego cichutko kaczora w otoczeniu swoich kaczek. Zdałam sobie sprawę, że tego drobiu nazbierało się w moim pokoju wcale niemało, ale do tej pory wszyscy siedzieli cichutko, spoglądając jeden na drugiego.

– Wiesz co kogucie – wyrwała się nagle najstarsza kwoka – nie bądź taki mądry, bo teraz to ja tu jestem najważniejsza. Czy ci się podoba, czy nie, to ja tu jestem teraz… szefem!

Te słowa powiedziała, na wszelki wypadek, nie patrząc na dotychczasowego szefa.
– Wszyscy wiemy, że pewności siebie ci nie brakuje, ale… cóż, nie zawsze masz rację – kontynuowała.

– Ja nie mam racji? – zapiał kogut wojowniczo. – Ja nie mam? To… dobrze! – nagle rzucił tonem wskazującym na kapitulację. – Jak świat światem tego jeszcze nie było, aby kury dały sobie radę same bez koguta, ale… proszę bardzo. Mogę się nie wtrącać. Rządźcie sobie same. Ciekawe, co z tego wyjdzie.

Po tych słowach kogut zaczął zbierać się do wyjścia, ale ta najodważniejsza kwoka zapytała tonem, z którego wyzierał strach, że może posunęła się za daleko:

– Ty, tak serio… szefie?

– A tak, serio! Szczerze mówiąc, już dawno miałem was dość! Ile można się użerać z takim towarzystwem? Jedna tak, druga siak, jeszcze inna szuka innego koguta. Wystarczy! Muszę wreszcie odpocząć! – powiedział z rezygnacją kogut.- Ale… ponieważ zawsze się o was troszczyłem, wyciągałem z kłopotów i wiem, że nie macie doświadczenia, to tak na wszelki wypadek, rozkazuję, aby… nie ogłaszać wyborów. Skoro zaczęłaś mnie krytykować, to rozumiem, że uważasz się za najmądrzejszą. Zarządzam…, że do przyszłej Wigilii właśnie ty będziesz szefową. A potem?…Się zobaczy!- dodał tak cichutko, że tylko ja go usłyszałam.

Po tych słowach kogut oparł się o ścianę, założył skrzydło za skrzydło i oglądając, nie wiadomo z jakiego powodu, swoje własne pióra, przestał się odzywać.

Gdy kogut kończył swoją tyradę, zobaczyłam kątem oka, że wśród blisko skupionych kaczek, zapanowało poruszenie. Wszystkie nachylały się do kaczora, który stał wyprostowany i nie wiadomo czy słuchał, co kaczki kwaczą. Było widać, że się zastanawia.

Rozejrzałam się po pokoju. Sowa siedziała na szafie i przypatrywała się z góry wszystkim, strzygąc uszami. Lis leżał i drzemał. Wyglądało, jakby przestało go interesować to zgromadzenie. Bóbr właśnie oblizywał się po skończonym piłowaniu mojego fotela i miał bardzo zadowoloną minę. Osioł stanął tyłem do wszystkich i zastanawiałam się, po co właściwie tu przyszedł, skoro ma wszystko w ..tyle. Koń rozmawiał cichutko o czymś z zającem, który cały się trząsł.

U kaczek było wyraźnie już po naradzie, bo kaczor wyszedł na przód i powiedział:
– To wszystko, co wy tu powiedzieliście, jest po prostu śmieszne, a nawet głupie.

Po tych słowach w pokoju poszedł szmer niezadowolenia.

– Co wy myślicie, że to wystarczy zmienić szefa i będziecie mieć, co chcecie, że będzie, jak powinno być? A niech sobie kogut ustępuje, ale ja wiem, i my tu wszystkie kaczki to wiemy, że jak świat światem jeszcze tak nie było, żeby kury czy kaczki chodziły tak sobie, samopas. Gęsi…czy są gęsi? Nie ma? – rozejrzał się kaczor – no właśnie, zawsze ktoś ma wszystko w nosie, dobrze, że chociaż my nie mamy i walczymy dalej – no, więc gęsi chodzą gęsiego, kaczki chodzą też w określonych szykach, a kury? Mają siedzieć cicho i słuchać!

– No, no, uważaj, kaczor… – odezwał się spod ściany kogut.

Kaczor kontynuował: – Ty Czarny też nie bądź taki mądry, żeś się w końcu urwał z łańcucha. Wolność! Cóż to znaczy? Z wolności trzeba umieć korzystać i…my ci, Czarny, zresztą wszystkim, pokażemy, jak to trzeba robić! Pamiętasz, jak o mało nie wpadłeś pod samochód na drodze, gdy się urwałeś pierwszy raz? No właśnie! To ty sobie lepiej, Czarny, uważaj! Pilnujesz tu wszystkiego i jesteś nam bardzo potrzebny!

Popatrzyłam na Czarnego, który opuścił łeb, jakby nagle brakło mu pewności siebie i pewności, że wolność jest taka wspaniała.

– Lew też niech nie będzie taki mądry – kontynuował kaczor – bo zjawisko bilokacji to jest, ale w filmach…jak to się mówi…sajens fikszyn. Może się okazać, że nawet być królem puszczy nie wystarczy, aby…rządzić. Po tych słowach wyraźnie zauważyłam, że lew jakby się skurczył w sobie.

– A reszta tu obecnych i… nieobecni powinni wiedzieć, że musi zapanować porządek: w kurniku, na podwórku, w lesie i w ogóle… wszędzie. Już my się o to postaramy!

Kaczki zaczęły skrzydłami bić brawo, a pozostałe zwierzęta wyglądały tak, jakby zastanawiały się jak też będą wyglądać te przyszłe porządki. Zaległa cisza, w której pojawił się gong zegara wybijający pierwszą po północy.

Nagle zdałam sobie sprawę, że chyba kończy się czas, w którym zwierzęta mówią, a ja nie dowiedziałam się, po co one właściwie do mnie przyszły w tę wyjątkową noc i co chciały mi powiedzieć. Okazało się, że w ferworze wzajemnych sporów zapomniały o najważniejszym: celu swojej wizyty u mnie! Czas upłynął i… zabrał im mowę! Nie żegnając się, ze spuszczonymi głowami gęsiego zebrani zaczęli opuszczać moją sypialnię.

Sowa sfrunęła z szafy. Widząc moją minę, zdążyła mi jeszcze rzucić na odchodne: Nie przejmuj się, kobieto. Wy, ludzie weźcie się do roboty, a na pewno dacie sobie radę ze swoimi problemami. Z tego wszystkiego, co usłyszałaś, po prostu koń by się uśmiał!
Obudziłam się, a w moich uszach dźwięczało pytanie skierowane do sowy: Naprawdę?!

Jolanta Czartoryska

Komentarze

Pozostaw komentarz:





  • Międzynarodowa Legitymacja Dziennikarska

    legitymacja Członkowie naszego stowarzyszenia mogą uzyskać legitymacje dziennikarskie (International Press Card) Międzynarodowej Federacji Dziennikarzy FIJ (IFJ), z siedzibą w Brukseli.
  • POLECAMY

    Dziennikarz Olsztyński
    3/2024
     
    BEZPIEKA WIECZNIE ŻYWA Trafiamy na książkę Jacka Snopkiewicza „Bezpieka zbrodnia i kara?”, wydaną wprawdzie przed trzema laty, ale świeżością tematu zawsze aktualna. „Bezpieka” jest panoramą powstania i upadku Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, urzędu uformowanego na wzór radziecki w czasach stalinizmu.

    Więcej...


    Wojciech Chądzyński: Wrocław, jakiego nie znacie Teksty drukowane tutaj ukazywały się najpierw w latach 80. ub. wieku we wrocławskim „Słowie Polskim”, nim zostały opublikowane po raz pierwszy w formie książkowej w 2005 roku.

    Więcej ...


    Magnat prasowy, który umarł w nędzy 17 grudnia 1910 roku ukazał się w Krakowie pierwszy numer Ilustrowanego Kuryera Codziennego – najważniejszego dziennika w historii polskiej prasy. Jego twórca – pochodzący z Mielca – Marian Dąbrowski w okresie międzywojennym stał się najpotężniejszym przedsiębiorcą branży medialnej w Europie środkowej.

    Więcej ...


    Olsztyńscy dziennikarze jako pisarze Niezwykle płodni literacko okazują się członkowie Olsztyńskiego Oddziału Stowarzyszenia. W mijającym roku ukazało się sześć nowych książek autorów z tego grona. Czym mogą się pochwalić?

    Więcej ...



    Wyścig do metali rzadkich Niedawno zainstalowany w Warszawie francuski wydawca Eric Meyer (wydawnictwo o dźwięcznej nazwie Kogut) wydał na przywitanie dwie ciekawe pozycje, z których pierwszą chcemy przedstawić dzisiaj. To Wojna o metale rzadkie francuskiego publicysty Guillaume Pitrona, jak głosi podtytuł Ukryte oblicze transformacji energetycznej i cyfrowej.

    Więcej...

     

  • RADA ETYKI MEDIÓW

  • ***

    witryna4
    To miejsce przeznaczamy na wspomnienia dziennikarzy. W ten sposób staramy się ocalić od zapomnienia to, co minęło...

    Przejdź do Witryny Dziennikarskich Wspomnień

    ***

  • PARTNERZY

    infor_logo


  • ***

  • FACEBOOK

  • ARCHIWUM

  • Fundusze UE

    Komitety Monitorujące Reprezentacja Stowarzyszenia Dziennikarzy Rzeczypospolitej Polskiej jest pełnoprawny, członkiem Komitetów Monitorujących programy krajowe i programy regionalne. Aby wypełnić wszystkie wymogi postawione przed Stowarzyszeniem Dziennikarzy podajemy skład poszczególnych Komitetów Monitorujących.

    Więcej...