Podzwonne dla telewizji
Dziennikarze RP | 7 sie 2013 12:53 | Brak komentarzy
Gdy niecały rok temu otrzymywałem nominację na członka Rady Programowej rzeszowskiego ośrodka TVP, jeden z kolegów, wybitny, wieloletni dziennikarz telewizyjny powiedział mi: “oby się nie okazało, że jesteś członkiem ostatniej rady programowej w TV”. Wtedy słowa te przyjąłem z uśmieszkiem niedowierzania. Co prawda z dziennikarstwem telewizyjnym nigdy – poza udziałem w kilku programach publicystycznych czy krótkimi wypowiedziami – nie miałem nic wspólnego, ale wydawało mi się, że jakimś absurdem jest wieszczenie zagrożenia dla publicznych mediów. Przez lata, my dziennikarze prasowi zatrudnieni często na dziwnych zasadach w prywatnych tytułach zazdrościliśmy “telew+-izorom” i radiowcom stabilnych warunków pracy, możliwości funkcjonowania związków zawodowych, wysokich jak na lokalne warunki zarobków, wpisywania honorariów do podstawy wyliczania urlopu, niedostępnego dla nas “socjału”.
Praca w Radzie Programowej diametralnie zmieniła moje zdanie. Mając dostęp do szczegółowych danych, bieżącą informację o sytuacji nie tylko w naszym oddziale, stałem się pesymistą. Jeden z szefów centrali TVP jakiś czas temu wprost powiedział, że najlepszym rozwiązaniem dla ratowania budżetu telewizji publicznej jest likwidacja części oddziałów. Mimo że na razie z powodów prawnych jest to niemożliwe (istnieje ustawowy zapis regulujący liczbę regionalnych anten), to wszystko idzie w tym kierunku.
Od pewnego czasu oddziały są traktowane po macoszemu. Podczas, gdy centrala na sobie nie oszczędza, a władze TVP tworzą nowe, nikomu niepotrzebne stanowiska sowicie opłacane, stale przykręcany jest kurek pieniędzy dla terenu. A bez wsparcia z “góry” oddziały nie mogą istnieć. Lwia część ich przychodów to wpływy z abonamentu, z reklam szczególnie małe oddziały nie wyżyją.
Stałe cięcia budżetów sprawiają, że oddziały mają coraz poważniejsze problemy w realizacji zadań “misyjnych”. Przykładem jest drastyczne obcięcie pieniędzy na programy kulturalne, które praktycznie znikają z anteny. Oddział rzeszowski przez lata dokumentował np. lokalny folklor, co miało ogromne znaczenie dla nie tylko popularyzacji, ale przede wszystkim zachowania pamięci o lokalnej tradycji, zwyczajach, kulturze, która przemija. Teraz nie ma na to pieniędzy. Szokującą informacją dla mnie był fakt, że z braku funduszy zarzucono realizację programów interwencyjnych. Każdy dziennikarz z troszkę większym stażem wie, że nie da się robić ciekawych materiałów (zarówno telewizyjnych, prasowych czy radiowych) bez kontaktu z odbiorcami. Największe “hity” zawsze powstawały dzięki interwencjom telewidzów, słuchaczy czy czytelników. Bez takiego kontaktu każda redakcja musiałaby mówić czy opisać o nudnych konferencjach prasowych, czy relacjonować przecinanie wstęg.
Kwoty przeznaczone na poszczególne bloki tematyczne są śmiesznie małe i kompletnie oderwane od rzeczywistości. Co można w oddziale wyprodukować za 200 tysięcy złotych rocznie przeznaczone na programy sportowe? Transmisja na żywo dużych zawodów np. piłkarskich czy żużlowych to nie jest kwestia postawienia na bieżni jednego operatora z kamerą. To konieczność zatrudnienia całego sztabu ludzi, użycia wielu kamer, wozów transmisyjnych. Są to koszty sięgające nawet 100 tys. złotych za imprezę. Tego rocznego budżetu starczyć więc może raptem na dwie duże sportowe gale. Podobna sytuacja w przypadku imprez kulturalnych. Trudno zorganizować duży koncert za mniej niż 100 tysięcy złotych, zwłaszcza, że w grę często wchodzi tu konieczność dostosowania miejsca imprezy, wynajęcia specjalistycznego sprzętu, którym publiczna TV nie dysponuje, zorganizowania odpowiedniego nagłośnienia. Kuriozalny jest fakt, że w tym roku po raz pierwszy z powodów finansowych zrezygnowano z bezpośredniej transmisji festiwalu w Łańcucie – jednej z największych tego typu imprez kulturalnych w Polsce. Pod znakiem zapytania stoi transmisja przyszłorocznego finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Też z powodów finansowych.
Zapaść finansowa sprawia, że praktycznie niemożliwe jest realizowanie poważnych, pracochłonnych programów dokumentalnych. Stworzenie programu przyrodniczego, to znów co najmniej dziesiątki tysięcy i wiele dni pracy w terenie, programu historycznego nie da się zrobić na zasadzie “gadających głów” opowiadających o danym wydarzeniu. Taki program wiąże się z długimi zdjęciami w plenerze czy wynajmowanych za duże pieniądze historycznych wnętrzach (nawet państwowe instytucje w tej chwili żądają horrendalnych opłat za samo filmowanie swych ekspozycji), wreszcie zatrudnienie grup rekonstrukcyjnych. Jeżeli ktoś marzy, że telewizja publiczna może przygotować program podobnych do programów Discovery czy Planete mija się z rzeczywistością.
Z informacji, które dostaję od dziennikarzy z różnych ośrodków wynika, że ciężka sytuacja finansowa w ogromnej mierze przekłada się na atmosferę pracy. Siłą rzeczy członkowie zespołu przestają pracować na rzecz całego ośrodka, lecz każdy – mówiąc kolokwialnie – dba o własny interes i własną kieszeń. Dochodzi do poważnych konfliktów personalnych, wychodzących na zewnątrz. Sytuację potęguje jeszcze fakt, że do tzw. firm zewnętrznych ma odejść pół tysiąca pracowników TVP. Gwarantuje im się jedynie rok pracy na dotychczasowych zasadach, z wielkim prawdopodobieństwem można przyjąć, że później skazani będą na umowy śmieciowe.
Centrala TVP trzyma w niepewności pracowników wciąż nie podając kogo te “przesunięcia” będą dotyczyć, w jakim stopniu dotknie to oddziały. Niedawno Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji wysłała do rad programowych pismo z prośbą o zajęcie stanowiska wobec planów finansowych na kolejny rok. Problem w tym, że nie podano żadnych konkretnych informacji i danych nad którymi można by dyskutować, ani preliminarzy, ani planów wobec oddziałów.
Niepokój wzbudza też stworzenie Telewizji Regionalnej (co jest powrotem do świetnego, a kiedyś zarzuconego pomysłu TVP3). Według planów zwiększy ona nawet o kilka godzin dziennie udział ośrodków na antenie. Pomysł doskonały, ale pomimo że start TVP Regionalnej planowany jest na wrzesień, oddziały nie dostały konkretnych informacji na temat finansowania tych dodatkowych audycji. Jest jedna jedna kuriozalna sytuacja o której w swym piśmie wspomnieli ostatnio koledzy z Rady Programowej TVP w Katowicach. Programy regionalne są nieobecne w sieciach kablowych i satelitarnej, co mocno ogranicza ich zasięg i możliwość konkurowania z prywatnymi stacjami.
Jeżeli władze TVP i KRRiT nie podejmą szybko działań to obawiam się, że proroctwo mojego starszego kolegi z telewizji może się spełnić.
Szymon Jakubowski
Autor jest przewodniczącym rzeszowskiego oddziału SDRP, członkiem Rady Programowej TVP Rzeszów oraz wydawcą portalu podkarpackahistoria.pl
Komentarze
Pozostaw komentarz: