PO MEDIACH Z ANGORĄ (58)
Dziennikarze RP | 13 paź 2024 23:36 | Brak komentarzy
Brzytwą po mediach
Stały bohater moich opowieści Maciej Świrski znów wrócił na czołówki. Tym razem jako pan na włościach w Polskiej Fundacji Narodowej. Onet doniósł, że w latach 2017 – 2022, korzystając ze służbowej karty, jako członek jej zarządu wydał ponad 400 tysięcy złotych. Spał w drogich hotelach, latał klasą biznes, wynajmował limuzyny i ucztował w eleganckich restauracjach, bo pracował – jak tłumaczy – „nad strategicznymi projektami”.
Wszystko to za publiczne pieniądze. Na posiłki w ciągu jednego dnia potrafił wydać na siebie 3 tysiące złotych, a bilet lotniczy do Nowego Jorku kosztował go „jedne” 7,3 tysiąca. Żył po pańsku, a z plebsem w samolocie się nie bratał. Później został przewodniczącym KRRiT i jest nim do dziś. Po raz kolejny pytam: jak długo jeszcze ten człowiek będzie pełnił funkcję publiczną? Jak długo ten cwany gość będzie unikał Trybunału Stanu i śmiał się w nos wszystkim uczciwym ludziom?
Inny przypadek politycznej mizerii to Krzysztof Czabański – przewodniczący Rady Mediów Narodowych, ciała całkowicie bezużytecznego i zbędnego, wartego jedynie likwidacji. Czabański nareszcie został przez Sejm odwołany z funkcji przewodniczącego RMN, którą notabene powołano niezgodnie z konstytucją. Odwołanie cieszy; zasługiwał na nie od dawna, bo naruszył postanowienia ustawy zakazującej członkom RMN posiadania udziałów lub uczestniczenia w spółce, która jest dostawcą usług medialnych, a Czabański, zasiadając w Radzie Instytutu Lecha Kaczyńskiego, ma wpływ na działalność m.in. TV Republika.
Prawdopodobnie za miesiąc zostanie wybrany nowy członek rady, związany z koalicją rządową, i PiS straci w niej przewagę. Może to oznaczać ewentualne powołanie nowych władz TVP i zatrzymanie procesu jej likwidacji. A wówczas likwidacja RMN nie będzie już rządzącym potrzebna, bo wybór nowego członka zapewni koalicji większość w radzie. Jeśli tak się stanie, to nowa ustawa medialna będzie zbędna, bo i bez niej zmiany w mediach publicznych mogłyby zostać nie tylko przeprowadzone, lecz także zaakceptowane. Niespodziewanie Rada Mediów Narodowych – skazana przez wielu na pożarcie – wróciłaby w blasku fleszy i w pełnej chwale! To jeden z możliwych scenariuszy, który wcale mnie nie cieszy. Nie chcę płacić na utrzymywanie organu służącego wyłącznie politykom do ich gierek! Oczekuję prawdziwie publicznych mediów i publicznego nad nimi nadzoru. A tego warunku ani obecna, ani przyszła RMN nie spełni. Przypomnę też, że Rada Mediów Narodowych miała zostać zlikwidowana!
Wiele jednak faktów potwierdza moje przypuszczenia, bo prace nad ustawą medialną wciąż są w fazie konsultacji i końca ich nie widać. Niedawno szef sejmowej podkomisji ds. mediów, poseł KO Maciej Wróbel, powiedział, że nowa ustawa trafi na biurko prezydenta w sierpniu 2025 roku! Biurko jakiego prezydenta? Czy rządzący znają przyszłość, wiedzą już, kto wygra, i przewidują, że nowy prezydent ją podpisze? Nie będę po raz kolejny przedstawiał założeń przewidywanej ustawy, bo one wciąż są nieprzewidywalne i zmieniają się często, więc po co się do nich przywiązywać. Mówi się na przykład o tym, że dziewięciu członków KRRiT byłoby losowanych spośród kandydatów wskazanych przez środowiska związane z mediami, ale szczegółów brak. Propozycja już wywołała rozbawienie. Ale zostawmy to. Założenie, że prezydent Duda nie podpisze ustawy, jest świetną wymówką, by jej nie procedować. Rozgrzesza też prezydenta, który nie musi jej wetować. Główni uczestnicy tej gry są zadowoleni, a zadowolenie koalicjantów będzie pełne, jeśli koalicja przejmie Radę Mediów Narodowych, bo wtedy wszystko ułoży się po ich myśli. Tylko ci, którzy mieli nadzieję, że po latach istnienia pseudopublicznych mediów partyjnych przyjdzie czas na prawdziwe media publiczne, będą musieli, jak zwykle, obejść się smakiem.
MAREK PALCZEWSKI
TELEWIZOR POD GRUSZĄ
Wizyta u lekarza w przychodni czy szpitalu zawsze jest stresująca! Na samą myśl, że się zbliża i już niebawem do niej dojdzie, spinamy się – jesteśmy podenerwowani. Ten wzrost napięcia wyczuwa się u wszystkich pacjentów siedzących w poczekalni. Bo też trudno być spokojnym, gdy nie wiadomo, czym zakończy się wizyta w gabinecie doktora. Jak bardzo nas pogrąży informacją o aktualnym stanie naszego zdrowia! A nuż odkryje coś niepokojącego, jakieś symptomy nowej choroby, o której nie mieliśmy zielonego pojęcia! Zgroza, ciarki przechodzą po plecach (katolikom – po krzyżu)!
Z tego zapewne powodu wielu ludzi, szczególnie młodych, omija ośrodki zdrowia wielkim łukiem. Nie chcą się dać przebadać i dowiedzieć, jaki jest ich stan zdrowia! Bagatelizują pogarszające się samopoczucie. Zrzucają je na karb przepracowania, braku słońca, przesilenia wiosennego itp. A gdy naprawdę zaczyna im jakieś choróbsko doskwierać, szukają pomocy w internecie, a nie u lekarza. Często też korzystają z porad swoich rówieśników, przyjaciół, którzy mieli ze zdrowiem podobne problemy i sobie z nimi poradzili. Tak przynajmniej twierdzą. Z takimi wytrawnymi znawcami medycyny wszyscy mamy do czynienia. Ich specjalizacją jest podważanie kompetencji lekarzy. Ignorują, kpią z ich analiz, diagnoz i zaleceń, bo przecież oni wiedzą najlepiej, co choremu dolega – jaką miksturę, terapię należy mu zaaplikować, żeby wyzdrowiał i stanął na nogi.
Ba, zawsze tej totalnej krytyce lekarzy towarzyszy jakaś opowieść o sąsiadce, teściowej, koledze… którzy podupadli na zdrowiu i znikąd nie było dla nich ratunku ani żadnej pomocy. I pewnie marnie by skończyli, gdyby nie zażyli (tu pada nazwa) tego cudownego specyfiku, nieznanego medykom. Przy takich argumentach służba zdrowia jest bezradna – nie ma racji bytu. Siłą rzeczy wszelkie poważne dyskusje tracą sens. Game over! Przewlekle chorym słuchającym owych mrożących krew w żyłach historii nie pozostaje nic innego, jak tylko skorzystać z owych bezcennych porad!
ANTONI SZPAK
Komentarze
Pozostaw komentarz: