PO MEDIACH Z ANGORĄ (51)
Dziennikarze RP | 11 sie 2024 13:00 | Brak komentarzy
Brzytwą po mediach
Nie ma to jak śmiać się z własnych dowcipów. Ubaw może być po pachy, jeżeli przy okazji kogoś wkręcimy, żeby pokazać, jaki jest głupi i łatwowierny. Poniekąd udało się to twórcy internetowego Kanału Zero Krzysztofowi Stanowskiemu. Czy jednak autor tego happeningu powinien być z niego dumny?
Stanowski podrzucił biznesmenowi Stonodze filmik, rzekomo z zebrania redakcji Kanału Zero, na którym Stanowski mówi, że nie będzie atakował Zbigniewa Ziobry i Funduszu Sprawiedliwości („Ziobry nie ruszamy”, „ja nie chcę świecić oczami”) ani grał w jednej drużynie z Giertychem. Okazało się, o czym wkrótce poinformował Stanowski na YouTubie, że nagranie było inscenizacją zebrania – ustawką przeprowadzoną i spreparowaną w celu ośmieszenia biznesmena Zbigniewa Stonogi i wszystkich, którzy uwierzyli w prawdziwość nagrania.
W filmie znajdowały się „zaszyfrowane” informacje wskazujące, że zebranie było fejkiem, bo nie zgadzała się chronologia wydarzeń, o których mówili jego uczestnicy. Ryba jednak połknęła haczyk: Stonoga opublikował nagranie w mediach społecznościowych na dowód słuszności swoich oskarżeń o konszachty Stanowskiego z PiS-em, a wytrawni (jak się wydawało) dziennikarze z samozadowoleniem pisali, że potwierdziło ono, iż Stanowski i Kanał Zero celowo nie atakują polityków tej partii.
Stanowski triumfował, bo „zrobił bekę” ze Stonogi i z wielu dziennikarzy, którzy nie zweryfikowali informacji. Zapewne też uwierzył, że tą pseudoprowokacją odsunął od siebie zarzuty o współpracę z PiS-em. Ale zainscenizowany fejk wcale nie dowodzi, że takiej współpracy nigdy nie było lub nie ma. Spreparowanie dowodu o sobie, który ma świadczyć, że czegoś się nie robi, nie jest na to dowodem, natomiast dowodzi tylko tego, że grupa „inscenizatorów” nagrała fejka, odtwarzając prawdopodobnie dość wiernie przebieg swoich kolegiów redakcyjnych. W czasie zebrania padają wulgaryzmy, a zespół chichocze na wiadomość o wciągnięciu przez silnik samolotu pracownika lotniska (autentyczne wydarzenie na lotnisku Schiphol w Amsterdamie, zakończone śmiercią tego człowieka). Odpowiedzią na pytanie jednej z uczestniczek zebrania, czy przeżył, jest autentyczny śmiech pozostałych. Już ta reakcja powinna wzbudzić podejrzenia widzów, chyba że część uznała, że mają do czynienia z redaktorami pozbawionymi elementarnej wrażliwości na ludzką tragedię.
Niektórzy dziennikarze zachłysnęli się „prowokacją” Stanowskiego. Wyjaśniam więc, że ten happening nie miał nic wspólnego z prowokacją dziennikarską. Wiele lat temu dla „Studiów Medioznawczych” napisałem artykuł, w którym podałem warunki uzasadnionej prowokacji, m.in. takie, że musi ona mieć ważny cel społeczny oraz stanowić środek ostateczny, służący do sfinalizowania dziennikarskiego śledztwa, kiedy nie ma innych możliwości udowodnienia winy negatywnego bohatera opowieści. Nie powinna być zatem stosowana dla wygłupu (dziś powiedziałbym: „dla beki”), tylko po to, by zabawić się cudzym kosztem. Pytam: co chciał tą rzekomą prowokacją udowodnić Stanowski? Że Stonoga szuka haków na niego? Że dziennikarze bywają łatwowierni i uwierzą w to, w co chcą wierzyć?
To wiedzieliśmy już wcześniej, choć może nie o wszystkich, którzy dali się nabrać. Naprawdę jednak „eksperyment” Stanowskiego dowiódł tego, że umie on robić kasę. Co najmniej 5 milionów wejść na film o fejkowym zebraniu wiele mówi o jakości nie tylko Kanału Zero, ale również o powadze dziennikarstwa jako takiego, które zamiast zajmować się istotnymi problemami społecznymi czy politycznymi, zjada własny ogon, bawiąc się w zastawianie medialnych pułapek na cienkiego zwierza.
MAREK PALCZEWSKI
TELEWIZOR POD GRUSZĄ
telewizyjnej rozrywce mają swoje ugruntowane miejsce programy związane ze światem mody. Nie ma ich za wiele, ale trudno ich nie zauważyć. Przebiły się i są widoczne! W programach owych dyskutuje się ze śmiertelną powagą, ale to wcale nie oznacza, że wieje w nich nudą i nie ma się z czego pośmiać! Atrakcją każdego takiego widowiska są filmowe relacje z pokazów nowych kolekcji sławnych kreatorów mody! Prezentacje te nie zawsze wzbudzają zachwyt dyskutantów. Ilość ochów i achów jest umiarkowana. Największe jednak emocje pojawiają się w trakcie omawiania obecnie obowiązujących i nadchodzących trendów w modzie. Uczestnicy dysput z analityczną wnikliwością wyjaśniają, kto, co, kiedy, gdzie i z jakiego powodu tak, a nie inaczej się ubrał, uczesał, ogolił – zmienił swoje emploi. Wybitni znawcy tematu, rodzimi kreatorzy mody, styliści, dziennikarze i blogerzy spierają się o każdy detal, szczegół. Ustanawiają kryteria, granicę, za którą jest już tylko démodé, obciach i wstyd na całą wiochę. Toteż ludzie podążający za modą, uzależnieni od niej, śledzą nowinki modowe.
Chcą być na czasie – zachwycać rodzinę, przyjaciół i znajomych swoim ubiorem, obuwiem, fryzurą, wyglądem! Miesiąc temu obejrzałem program, w którym z grubsza omawiano wizerunek pierwszej damy – Agaty Dudy. Odradzano jej, i to zdecydowanie, eksperymentowanie z ubiorem. Wszyscy zgodnie zalecali żonie prezydenta trzymanie się sprawdzonych, obowiązujących na Zachodzie wzorców. Sugerowano pani Agacie, by w swoich kreacjach inspirowała się przyodziewkiem księżniczki Kate, Michelle Obamy, a nie kanclerz Merkel czy byłej europosłanki Kempy. I słusznie. Skoro pierwsza dama nie ma nam nic do powiedzenia, to niech ma chociaż coś do pokazania!
Świat mody jak żaden inny przyciąga do siebie niczym magnes różnej maści oszołomów, mitomanów i błaznów, którzy potrafią jedynie swoim wyglądem i zachowaniem koncentrować na sobie uwagę innych osób! WRÓĆ – skłamałem! Świat polityki przyciąga ich jeszcze WIĘCEJ!
ANTONI SZPAK
Komentarze
Pozostaw komentarz: