Oczy matki
Jolanta Czartoryska | 8 gru 2013 14:59 | Brak komentarzy
Czy widzieliście oczy matki, która właśnie dowiaduje się, że nie zna swojego własnego dziecka? Najpierw pojawia się niedowierzanie. – Niemożliwe! – Ja nie znam swojego syna? I po chwili w jej oczach maluje się strach i myśl: – Czego ja nie wiem o własnym dziecku?
Właśnie – czego nie wiemy o własnych dzieciach i dlaczego tak jest? Normalna matka zrobi dla swojej pociechy wszystko, co może, bo dziecko ma być pociechą. Ma również o swym dziecku jak najlepsze zdanie. Czasem jednak ukrywa jego wady, wybryki – nawet sama przed sobą. I nie wie po co, dlaczego tak robi. Przecież dziecko i tak pokaże, jakie jest naprawdę. Jeśli nie matce to innym, obcym ludziom.
Niedowierzanie i rozpacz matki dowiadującej się, że jej dziecko ma „drugie życie”, o którym ona nic nie wie, jest porażające dla obserwatora. Wyzwala współczucie, ale czasem też złość. Bo jakże często dzieci zachowują się źle, popadają w konflikt z prawem właśnie dlatego, że rodzice wcześniej ich nie dopilnowali. Nie ukształtowali tak, by później nie było kłopotu. Jakże często to właśnie rodziców w pierwszej kolejności należałoby rozliczyć z tego jak postępują sami ze sobą, w stosunku do współmałżonka, a w końcu – do własnego dziecka. Dzieci nie rodzą się złe, niegrzeczne, niewychowane, leniwe. Takie się stają, bo dorośli, a w tym szczególnie rodzice, nie traktują ich jak człowieka. Uważają, że dziecko to jeszcze nie człowiek. Traktując je brutalnie – uczymy brutalności, traktując z pogardą – wpajamy tę pogardę. Złe wsącza się powolutku w osobowość, w charakter dziecka, by wybuchnąć wcześniej lub później z niewiarygodną siłą.
Ilu rodziców może z czystym sumieniem powiedzieć, że naprawdę wpływa na rozwój swego dziecka? Ilu rozmawia z nim, spędza wolny czas, daje pozytywny przykład swoim zachowaniem? Ilu tłumaczy temu niedojrzałemu i niedoświadczonemu człowiekowi, dlaczego należy tak, a nie inaczej postępować w określonych sytuacjach? Niewielu. I coraz mniej. Dlaczego? Może z braku czasu, z lenistwa, z wygody, a może i ze zwykłego prostactwa w odbieraniu uczuć i przeżyć innych ludzi, także własnych dzieci. Śmiem twierdzić, że większość rodziców uważa, że fakt powołania do życia oraz sama różnica pokoleniowa daje im wyłączność na mądrość.
Są oczy matki, które długo będą mnie prześladować przez ich bezgraniczne zdziwienie, gdy okazało się, że jej syn nie jest takim niewiniątkiem, za jakiego go uważała. Nie zauważyła w zapracowaniu, w codziennym zabieganiu, że zagubiła rzeczywisty kontakt ze swoim synem. Teraz nie wie dlaczego . Ja też nie wiem. Domyślam się tylko.
Wiem natomiast jedno: nie wińmy własnych dzieci za nasze błędy. Zróbmy pośpieszny rachunek sumienia. Może jeszcze da się coś zrobić, żebyśmy byli – na nowo, jak we wczesnym dzieciństwie – powiernikami naszych dzieci i nie dowiadywali się tym, jakie one są w dramatycznych sytuacjach. Obserwujmy i uczmy się ich!
Jolanta Czartoryska
(Ten felieton ukazał się w dzienniku Super Nowości w wydaniu 16-18 sierpnia 2002 roku)
*
Od redakcji DziennikarzeRP.org.pl
Zamieszczony przez nas felieton, pochodzący z blogu pani doktor Jolanty Czartoryskiej, mimo upływu lat wciąż zachowuje aktualność, bo nieustannie zmusza do przemyśleń. Dziś i zawsze. Zbliżające się Święta to najlepszy czas na refleksję o życiu – własnym i powierzonej naszej opiece istocie. Której daliśmy życie!
Zdjęcie pochodzi z serwisu http://www.sxc.hu
Komentarze
Pozostaw komentarz: