O kondycji polskiego teatru
Dziennikarze RP | 26 lis 2019 23:00 | Brak komentarzy
BEZ WIERSZÓWKI nr 9-10 (171-172)
Z Tomaszem Miłkowskim rozmawia Barbara Janiszewska
Barbara Janiszewska: Gdybyś miał porównać polski teatr 30 lat temu i obecnie, to…?
Tomasz Miłkowski: To długi okres. Początkowo można mówić o kontynuacji, jeżeli za punkt zwrotny przyjmuje się rok 1997 – rok pamiętnych premier Krzysztofa Warlikowskiego i Grzegorza Jarzyny. Niektórzy uważają, że od tego roku polski teatr wkroczył w XXI wiek. Pojawiają się na afiszu nowe nazwiska, wzrasta zainteresowanie nowym teatrem zachodnim, rośnie oferta performansów, pojawia się wiele nieinstytucjonalnych inicjatyw aktorskich.
Strukturalnie zmieniło się niewiele – nadal dominuje teatr repertuarowy, finansowany ze środków publicznych (państwowych i samorządowych), choć pojawiło się kilka znaczących teatrów niezależnych, działających pod skrzydłami fundacji (Komuna Warszawa, Fundacja Krystyny Jandy) lub prywatnych (Teatr 6. piętro, Capitol i Kamienica w Warszawie).
Czy Polacy (i Polki) nadal kochają teatr i „zdobywają” bilety na spektakle, chociaż mają czasami możliwość obejrzenia wartościowego spektaklu na przykład w TVP?
Na początku transformacji ustrojowej gwałtownie topnieje widownia. Z ponad 10 milionów widzów w końcowej fazie PRL pozostaje 6-7 milionów. Zdarzają się spektakle, na których frekwencja nie przekracza 15 procent widowni. Jednak kryzys mija, publiczność powoli wraca, choć nie osiągnęła jeszcze poziomu sprzed 30 lat. Wiele spektakli jest obleganych, a Teatr Telewizji nawet w okresie swojej świetności nie stanowił zagrożenia dla teatru żywego planu. Powiem więcej – spektakle po emisji w telewizji nadal cieszą się, czasem nawet zwiększonym, powodzeniem.
W teatrze mamy do czynienia ze zmianą pokoleniową – czy „skutkuje” to zmianą repertuaru? Po jakie teksty sięgają obecnie twórcy teatralni?
Początkowo można było wiązać pewne kategorie repertuaru z nową generacją – na przykład fala brutalistów albo spektakli modelowanych na zapisach sytuacji realnych. Tę nowość czuło się także w języku – dość wskazać na dramaturgię Doroty Masłowskiej. Dzisiaj jednak młodzi reżyserzy (albo niedawno jeszcze młodzi) ochoczo sięgają po klasykę rodzimą i obcą. Kilka lat temu mieliśmy do czynienia z prawdziwą epidemią inscenizacji Dziadów. Tak więc trudno wiązać obecność jakichś nurtów repertuarowych z kategorią pokolenia, choć bez wątpienia młodzi silniej odczuwają potrzebę manifestacji postaw społecznych czy politycznych. Mam na myśli cały nurt, jak to nazywam „teatru po klątwie”, czyli spektakli powstałych po wielkim, kluczowym moim zdaniem dla polskiego teatru, spektaklu „Klątwa” w Teatrze Powszechnym w Warszawie w reżyserii Olivera Frljicia.
Nowe (i nowatorskie) są również wizje teatru – teatr wychodzi na ulice, powstała Teatroteka… Czy chodzi tylko o przyciągnięcie widza?
Pomysłów nie brakuje. Czasem źródłem pomysłów bywa konieczność – jak w przypadku Teatru Żydowskiego, który pozbawiony swojej siedziby przy placu Grzybowskim w Warszawie, pojawia się we wszystkich możliwych miejscach, niekojarzonych dotąd z teatrem (gmach Sinfonii Varsovia na Pradze, Dworzec Gdański, Zachęta, Synagoga Nożyków itp.).
Warto zwrócić uwagę na szalony przyrost liczby festiwali i konkursów. Nie ma w tym nic złego. To nawiązanie do tradycji spektaklu jako święta – teatr dobrze się czuje w takich okolicznościach. Zawsze wielkim powodzeniem cieszyły się jubileusze, benefisy, występy gościnne. To dobrze „siedzi” w tradycji.
Osobiście, bardzo się cieszę z powrotu dobrej kondycji Warszawskich Spotkań Teatralnych i flagowych festiwali międzynarodowych, takich jak „Dialog” czy Malta.
Martwi mnie niechęć miasta Warszawy do międzynarodowego festiwalu mimu, który heroicznie organizuje Barłomiej Ostapczuk przy wsparciu Teatru Dramatycznego i niechęć miasta Wrocławia, które pożałowało śmiesznych pieniędzy, aby podtrzymać żywot międzynarodowego festiwalu monodramu (WROSTJA), który od pół wieku organizował Wiesław Geras.
Jakbyś umieścił w tym wszystkim Klub Krytyki Teatralnej, który dba o pokazywanie i promocję wszystkiego, co najwartościowsze w polskim teatrze – ludzie, spektakle?
Trzeba znać swoją skalę – Klub nie jest organizatorem pism teatralnych, festiwali czy setek konkursów, nie rozdaje pieniędzy, bo ich nie ma. Niektórym patronujemy, większość wspieramy, na miarę swych sił. Prowadzimy własny portal teatralny (www.aict.art.pl), jesteśmy obecni na Facebooku i wydajemy od dwunastu lat internetowe pismo „Yorick”, czasem publikujemy książki, organizujemy seminaria, warsztaty, spotkania. To jedynie wspomaganie pracy teatrów i całej sieci placówek kulturalnych (także szkół), które mają w programach popularyzację wiedzy o teatrze.
Słowem staramy się, ale to tylko wsparcie, niezdejmujące obowiązków z instytucji za to odpowiedzialnych.
W tej rozmowie nie może zabraknąć informacji o nagrodach KTT – cenionych w całym środowisku – i patronach: Boy, Solska, Treuggutt, Żurowski (nagroda dla młodych krytyków).
Przyznajemy nagrody, ściślej czynią to kapituły – w przypadku nagród Boya (naj- starszej, przyznawanej od roku 1957) i Solskiej (najmłodszej, służącej wyróżnianiu wybitnych aktorek) kapitułą jest urzędujący Zarząd polskiej sekcji Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Teatralnych Klubu Krytyki Teatralnej SDRP.
O randze tych nagród świadczą nazwiska laureatów – listę nagrodzonych Boyem otwiera Kazimierz Dejmek, a Solską – Danuta Szaflarska.
Nagrody Stefana Treugutta przyznaje powołana przez nas Kapituła artystom za szczególne osiągnięcia w Teatrze Telewizji. Chuchamy i dmuchamy na ten teatr, bo to jedna z ważniejszych form podtrzymywania szerokiego zainteresowania teatrem.
Ale najbardziej dumni jesteśmy z Nagrody im. Andrzeja Żurowskiego (wybitnego szekspirologa, wieloletniego prezesa naszego Klubu). Dzięki hojnemu wsparciu prezydenta Gdyni i pomocy marszałka województwa pomorskiego od sześciu lat dopingujemy młodych krytyków do doskonalenia warsztatu. Wyniki są doprawdy świetnie i nie ma słów wdzięczności, jakie mógłbym zaadresować do pana prezydenta Szczurka i redaktorki Aliny Kietrys, inicjatorki tego konkursu. Młodzi krytycy to nasza przyszłość.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała BARBARA JANISZEWSKA
***
Tomasz Miłkowski – dziennikarz, krytyk teatralny i literacki, absolwent polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego, doktor nauk humanistycznych – autor rozprawy o teatrze Cypriana Norwida. Od roku 2000 przewodniczy polskiej sekcji Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Teatralnych (AICT/IACT), szef Klub Krytyki Teatralnej Stowarzyszenia Dziennikarzy RP.
Komentarze
Pozostaw komentarz: