Maraton dwóch panów
Henryk Zagańczyk | 6 mar 2013 12:00 | Brak komentarzy
Drugiego marca br. w Domu Dziennikarza przy ul. Foksal 3/5 odbyła się całodzienna prezentacja filmów o działalności powojennej „Żołnierzy Wyklętych”. Współorganizatorem przeglądu filmowego było SDP. Pomysł sam w sobie słuszny, pod warunkiem, że byłby to przegląd na zasadzie audiatur et altera pars. Niestety, tak nie było. Stracono okazję, aby młodemu pokoleniu Polaków ukazać dramatyczną sytuację powojenną w nowej Polsce.
Instytut Pamięci Narodowej do czegokolwiek rękę przyłoży, zazwyczaj źle się to kończy. Tak było również z imprezą filmową, pod wielopiętrową nazwą, którą chciano uczcić wzajemne wyrzynanie się Polaków pod koniec drugiej wojny światowej i tuż po niej. Oto epistolarne wyczyny kilku organizatorów, m. in. powołanego już IPN, Muzeum Powstania Warszawskiego i Stowarzyszenia Solidarność Walcząca Oddział Warszawa. Zachowuję oryginalne nazewnictwo i pisownię zaproszenia: „CHWAŁA ŻOŁNIERZOM WYKLĘTYM”, „PODZIEMNA ARMIA POWRACA”, „…JESZCZE SIĘ POLSKA O NAS UPOMNI…”
Tak, zaproszenia, bo to wszystko jednym tchem wymieniono i dodano: I. Warszawski Maraton Filmowy o Żołnierzach Wyklętych. Pierwszy – będą zatem kolejne. I „Podziemna armia powraca…”
Dla ścisłości dziejowej: „Maraton, mała miejscowość we wschodniej Attyce, w odległości 42,2 km od Aten. Ateńczycy pod wodzą Miltiadesa odnieśli tu w 490 p. n. e. zwycięstwo nad wojskami perskimi. Tradycja głosiła, że goniec wysłany z pola bitwy z wieścią o zwycięstwie przebiegł całą odległość między Maratonem, a Atenami i po przekazaniu wiadomości padł martwy…”(Słownik kultury antycznej). Jakże wymowne dopowiedzenie.
Po tym przydługim, ale koniecznym wstępie, ad rem. Znając twórczość realizatorską pana Adama Sikorskiego i żar ideowy pana Jana Żaryna, mogę stwierdzić jednoznacznie: nie było w tym „maratonie” refleksji, zadumy nad losem Polaków, narodu tak ciężko doświadczanego przez historię, przez układ stosunków międzynarodowych. O tym, że prawidłowo odbieram odgłosy „pomaratońskie” świadczy wypowiedź leciwej już i – niestety – bezrefleksyjnej, pewnej damy. Na nic układ sił międzynarodowych kształtujących się w czasie wojny i po wojnie. Jakże odprężająco zatem brzmi głos Ernesta Skalskiego opublikowany na portalu Studio Opinii pod datą 28 lutego 2013 roku.
Ernest Skalski już w lidzie pisze: „Kilkadziesiąt lat oszczerstw i kłamstw. Nic tylko „reakcyjne podziemie” i „bandy leśne”. Najmniejszej próby zrozumienia. I kilka lat odwróconej kliszy, nic tylko „Żołnierze wyklęci” i nadal niechęć zrozumienia i dowiedzenia się jak było naprawdę…”
„Raczej nie było to antykomunistyczne powstanie, lansowane aktualnie przez politykę historyczną. Czy też historię upolitycznioną, bo to na jedno wychodzi. Powstanie, a mieliśmy ich niemało, musi mieć jakiś cel, plan działania, jakieś kierownictwo i podporządkowaną mu strukturę. A generał Leopold Okulicki, Niedźwiadek, ostatni mianowany przez rząd RP na emigracji, komendant Armii Krajowej – rozwiązał ją. Nie przewidywał dalszej walki…
…Dojrzewa już trzecie pokolenie urodzone po wojnie. I nie dziwi, że dla większości ludzi, którzy jej nie pamiętają, jest ona schematem kształtowanym przez aktualne nasilenie propagandy polityczno-historycznej. Propagandę tę jednak prowadzą politycy, historycy, dziennikarze, którzy nie wiedzą – czy nie chcą korzystać z wiedzy – jak było naprawdę… Armia sowiecka wkraczała do Polski walcząc z Niemcami. Że władza, choć z mandatu Sowietów, choć wredna, była jednak polska i następowała po latach okupacji niemieckiej…”
***
I refleksja bardzo gorzka. Bo o nas, Polakach. A wypowiedział ją twórca naszego państwa, marszałek Józef Piłsudski. A przeczytać to można w IX tomie Pism zbiorowych. Przemawiając w Kaliszu 7 sierpnia 1927 roku na zjeździe Legionistów stwierdził ni mniej ni więcej:
„…Jestem człowiekiem, który przeżył rok 1918. Ja, proszę panów, wtedy po 20 godzin rozmawiałem z ludźmi, z jednym, drugim i trzecim, z dziesiątym i pięćdziesiątym, nie mogąc żadnego człowieka z drugim pogodzić, nie mając zupełnie możności postawić jednego obok drugiego z zamiarem współpracy. Z ludźmi, wyklinającymi tak łatwo swoich współbraci, odsądzającymi ich od czci i wiary, tak swobodnie, uniemożliwiającymi swoim kłótnickim systemem pracę. Powtarzam, dość było przeżyć koniec 1918 r., żeby zbrzydzić sobie rozmowę z Polakami, żeby powiedzieć sobie, iż jest niemożliwością rozmawiać z Polakiem.
Powiadam, zaliczam to do cudów swej pracy, że w tak dzikim chaosie wybrnąć mogłem, zmuszając Polskę do postawienia pierwszych swych kroków jako państwo. Całe moje przeświadczenie, które z tamtych czasów wyniosłem, było nie inne, jak to, że istnieje olbrzymia trudność doprowadzenia jakiejś narady z Polakami do końca… Jakie cudackie prawa myślenia wynajdywano, ażeby udowodnić, że ktoś jest tak winny, że trzeba go powiesić, zamiast z nim rozmawiać…”
Henryk Zagańczyk
Tagi: głupota - propaganda - SDP - Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich - żołnierze wyklęci
Komentarze
Pozostaw komentarz: