Jerzy Domański: Nie okradaj suwerena
Dziennikarze RP | 4 lis 2019 17:08 | Brak komentarzy
Gwar jak w szkole na przerwie. Stroje wyjściowe. Wyczytywanie kolejnych nazwisk. Dyplom w okładkach. Uścisk ręki. Zdjęcie. I tak ponad 400 razy. Ten wstęp może zmylić czytelników, ale to nie jest relacja z inauguracji roku szkolnego czy akademickiego. Choć wręczanie zaświadczeń o wyborze do Sejmu miało wiele wspólnego ze szkołą. A na dodatek Sejm ma być dla nas prawdziwą szkołą demokracji. Ma być.
Ale wiadomo, że nie jest. Oglądałem długą relację z tej uroczystości w telewizji. I to z rosnącym zainteresowaniem. A to z dwóch powodów. Po pierwsze, ze względu na prowadzącego ceremonię. Sędzia Wiesław Kozielewicz, przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej, ma niewątpliwie talent do robienia show. Wyraźnie lubi występy publiczne i kamery. Zadanie miał niełatwe, bo stawiła się zdecydowana większość z 460 posłanek i posłów. W tym takie primadonny jak prezes wiadomej partii, premier, szefowie partyjni i polityczni celebryci. Przewodniczący PKW nie dał im się przyćmić.
A drugim powodem zapatrzenia się na tę, nie tak przecież ważną, uroczystość była zwykła ludzka ciekawość. Zastanawiałem się, jak zagospodarują swoje paręnaście sekund wybrańcy narodu. Patrzyłem na długi korowód. Od bardzo młodych, co do których mam wątpliwość, czy posłowanie nie jest ich pierwszą pracą, po mocno leciwych weteranów wielu kadencji. Mamy w Sejmie tylko 55 debiutantów. W tym ledwie kilkoro z potencjałem. Indywidualności pojawiły się głównie na lewicy.
Na Wiejskiej zdecydowana większość to karna armia głosująca tak, jak każe interes partyjny. Jeśli mają osobiste ambicje, to wiążą się z one z budowaniem pozycji w strukturach władzy. Albo zajęciem możliwie dobrego miejsca w peletonie walczącym o władzę. I co ten staro-nowy parlament ma zmienić w życiu suwerena? Jak poprawi mankamenty funkcjonowania państwa? Kilkanaście milionów głosujących Polaków ma przecież swoje oczekiwania.
Sejm i Senat są więc na starcie w bardzo trudnym położeniu. I dobrze będzie, jeśli nie dorzucą do już rozpalonego pieca nowych problemów. To program minimum. Choć i to skromne oczekiwanie może być zbyt optymistyczne. Czarny scenariusz to pogłębianie procesów zawłaszczania państwa przez jeden obóz polityczny. I politycy zajmujący się głównie budowaniem osobistych wpływów oraz bogaceniem się na majątku państwowym. Piszę o tym, bo prawie żaden polityk nie protestuje przeciwko powszechnemu powtarzaniu, że w Polsce wszyscy z władzy kradną, a ci, którzy teraz rządzą, chociaż się dzielą. Może by na początek stworzyć jakiś ponadpartyjny blok niekradnących?
Felieton pochodzi z tygodnika „Przegląd”, nr 44 (1034) 28.10-3.11.2019
Komentarze
Pozostaw komentarz: