Gdyby media…

| 30 kwi 2013  23:39 | Brak komentarzy

Rozu­miemy, że ambi­cją naszych gazet jest pozy­cja bar­dziej lub mniej atrak­cyj­nych biu­le­ty­nów poli­tycz­nych, ponie­waż, jak się to powszech­nie obser­wuje, Polacy naj­wy­raź­niej masowo i ze szcze­gólną uwagą śle­dzą, kto kogo w teatrze tej poli­tyki i jak. Polacy też w swej pod­świa­do­mo­ści odczu­wają potrzebę okru­cień­stwa i klę­ski, dla­tego zamiast zwy­kłych inte­re­su­ją­cych tele­wi­zji oglą­damy tele­wi­zyjne kro­niki wypad­ków samo­cho­do­wych i wszel­kich innych nie­szczęść, które wypie­rają z ekra­nów nawet takie nie­szczę­ście jak Palikot.

Nie może być zatem gwiazdą mediów Polak odno­szący świa­towe suk­cesy, nie możemy niczego dowie­dzieć się o takim, ani go zoba­czyć. Nie dowia­du­jemy się, jak doszedł do swego suk­cesu, jakie prze­szkody musiał poko­nać, co myśli o naszym spo­so­bie życia i jak widzi nasz świat, kto mu poma­gał, kto utrud­niał, a także czy miał choć tro­chę szczę­ścia – któ­rego my, czy­tel­nicy i widzo­wie, nie mamy do naszych mediów, uwa­ża­ją­cych się za informacyjne.

Co się za tym kryje? Być może to uza­sad­niona nie­chęć do suk­cesu samego w sobie, ponie­waż w poję­ciu dzien­ni­ka­rzy i ich sze­fów dobra wia­do­mość odstra­sza czy­tel­ni­ków i widzów, któ­rych naprawdę inte­re­suje wedle recepty Hear­sta tylko seks, zbrod­nia i pie­nią­dze. O ileż wię­cej pie­nię­dzy zebrałby Owsiak jako Kuba Roz­pru­wacz! I nie dziwmy się: gra poli­tyczna, w któ­rej uczest­ni­czą dzien­ni­ka­rze, wciąga jak hazard – i sami dra­pią się na szczyty wła­dzy jako ta czwarta, roz­da­jąca karty. Byle zejść, dra­piąc się do góry, do poziomu pew­nego nie­du­żego polityka.

Szkoda czasu na jakieś suk­cesy, kiedy można oglą­dać krwawe kata­strofy. Ich pod­sta­wowy walor – zawsze spo­ty­kają innych… I można dowoli być nie­za­do­wo­lo­nymi z bliź­nich, rządu i spo­łe­czeń­stwa. Zdo­by­li­śmy wszak wol­ność narze­ka­nia na wszystko, z poczu­ciem wyż­szo­ści wobec tych, któ­rzy na sta­no­wi­skach muszą z natury swej pozy­cji robić lub mówić głupstwa.

Nikt nie może zmu­szać też wol­nych mediów, by wie­działy, czym są i po co. Nie muszą wie­dzieć, że ludzi inte­re­suje suk­ces, z któ­rym się mogą iden­ty­fi­ko­wać jak z bram­kami Lewan­dow­skiego. Zwróć­cie Pań­stwo uwagę: Lewan­dow­ski strze­lił gole nie tylko Realowi, także naszym mediom, wyzna­ją­cym zasadę „suk­ces to nie my, nie ma się z czego cie­szyć”. Dowie­dzie­li­śmy się jak zaczy­nał, co komu zawdzię­cza, jaką ma rodzinę i dziew­czynę. I nie od razu, a dopiero dwa dni póź­niej bramki jego docze­kały się gry­ma­sów i sar­ka­stycz­nych uwag, dopiero wtedy poja­wiły się pierw­sze narze­ka­nia i pre­ten­sje. Jak to u nas. Teraz powi­nien był strze­lić pięć.

Powtórzmy po raz kolejny: dzien­ni­kar­stwo nasze nie jest obo­wią­zane wie­dzieć, że Ame­rykę, jej zmysł inno­wa­cyjny, impet psy­cho­lo­giczny, ambi­cję ludzką, wyobraź­nię roz­woju, indy­wi­du­alną i spo­łeczną, ukształ­to­wały w koń­co­wych dzie­się­cio­le­ciach XIX wieku i początku XX wieku gazety Ame­ryki. Opo­wia­dały o Gra­ha­mie Bellu, Toma­szu Edi­so­nie, Hen­rym For­dzie, o innych wyna­laz­cach, kon­struk­to­rach, wiel­kich biz­nes­me­nach, jak zaczy­nali, jak doszli do swej sławy, potęgi czy też pie­nię­dzy, kto im pomógł, kto prze­szka­dzał. Ame­ry­ka­nie z pasją czy­tali o takich ludziach, bo nor­malni ludzie lubią czy­tać i dobre wia­do­mo­ści, zaś opo­wieść o suk­ce­sie Ame­ry­ka­nina była podwój­nie dobrą wia­do­mo­ścią, przy­no­siła bowiem dumę z Ameryki.

I dziś w Pol­sce dobra wia­do­mość mogłaby wzbu­dzać dobry nastrój, pobu­dzać ambi­cję, utoż­sa­miać odbiorcę wia­do­mo­ści z jej boha­te­rem, infor­mo­wać, że boha­ter to czło­wiek, nie nad­czło­wiek, co uru­cha­mia myśli typu – może i ja bym potra­fił (mógł, spró­bo­wał, ruszył głową).

I mogłaby przy­no­sić tro­chę dumy ze swego kraju. Ale nie musi.

Jeste­śmy wraz z Czy­tel­ni­kami Stu­dia Opi­nii w luk­su­so­wej sytu­acji, mogąc sami sobie zapew­nić dobre wia­do­mo­ści. Powtó­rzymy tu trzy z nich, z ostat­nich paru dni na naszych łamach, o nie­zwy­kłych pol­skich suk­ce­sach i ludziach, o któ­rych nie prze­czy­tamy w naszych gaze­tach, ani któ­rych nie zoba­czymy w naszych telewizjach.

Nasze przyładowe gole — poniżej.

Zespół nasto­let­nich lice­ali­stów z Kra­kowa i Andry­chowa zwy­cię­żył w ogol­no­eu­ro­pej­skim kon­kur­sie budowy i wystrze­li­wa­nia minia­tu­ro­wych sate­li­tów. Zawody orga­ni­zo­wała Euro­pej­ska Agen­cja Kosmiczna (ESA), odbyły się w Holan­dii. […] Jak mówi Łukasz Gur­dek, czło­nek zespołu, dru­ży­nie udało się zebrać naj­bar­dziej dokładne dane z wielu urzą­dzeń, m.in. baro­me­tru, akce­le­ro­me­tru, żyro­skopu, odbior­nika GPS oraz odzy­skać puszkę z „sondą” bez uszkodzeń.

Pię­ciu pol­skich gim­na­zja­li­stów z zespołu „Space Team” wygrało kon­kurs astronautyczno-robotyczny Astro­bot. W nagrodę polecą do ame­ry­kań­skiego Cen­trum Kosmicz­nego im. J. F. Kennedy’ego na Przy­lądku Canaveral.

W fina­ło­wej rywa­li­za­cji naj­lep­sze dru­żyny budo­wały i pro­gra­mo­wały roboty, które w efek­cie musiały samo­dziel­nie wyko­nać zada­nia kon­kur­sowe – prze­jazd w labi­ryn­cie, znaj­do­wa­nie i trans­por­to­wa­nie piłe­czek do bazy. Zada­nia miały przy­po­mi­nać realne pro­blemy, z jakimi mie­rzą się inży­nie­ro­wie pro­jek­tu­jący badaw­cze misje kosmiczne.

Bez­za­ło­gowe samo­loty Stu­denc­kiego Mię­dzy­wy­dzia­ło­wego Koła Nauko­wego SAE w zawo­dach Aero Design West w Kali­for­nii zwy­cię­żyły w kla­sy­fi­ka­cji gene­ral­nej zarówno w kla­sie „Micro”, „Regu­lar” jak i ”Advan­ced”. Dru­żyna z PW jako pierw­sza w histo­rii zawo­dów zdo­była złoto we wszyst­kich kla­sach. […] Nasi stu­denci oprócz trzech pierw­szych miejsc w kla­sy­fi­ka­cji gene­ral­nej zdo­byli także sześć nagród dodat­ko­wych, co dało im miej­sce na podium w dzie­wię­ciu konkurencjach.

Pro­simy zwró­cić uwagę na daty. To są infor­ma­cje, które poja­wiły się w ciągu dzie­wię­ciu led­wie dni. Poka­zały się w Inter­ne­cie, m. in. u nas. I… tylko u nas. Żadne medium „kla­syczne” – ani dru­ko­wane, ani elek­tro­niczne – żadną z tych spraw się nie zain­te­re­so­wało. Podob­nie – fan­ta­stycz­nymi zupeł­nie suk­ce­sami pol­skich mło­dych infor­ma­ty­ków, któ­rzy dekla­sują swo­ich kon­ku­ren­tów we wszyst­kich nie­mal zawo­dach o świa­to­wym pre­stiżu. Wia­do­mo­ści o tym tra­fiają co naj­wy­żej na odle­głe miej­sca w gaze­tach; te główne są prze­cież zare­zer­wo­wane dla „małej Madzi”, koloru butów nowego papieża i glą­twy z ust polityków…

Żeby pozo­stać przy bli­skiej nam obu infor­ma­tyce: kto – poza wąskim gro­nem fachow­ców – zna nazwi­ska pro­fe­so­rów Diksa i Madeya, twór­ców suk­ce­sów naszej mło­dzieży? Dzięki nim w ran­kin­gach świa­to­wych Wydział Mate­ma­tyki i Infor­ma­tyki UW zaj­muje od lat pierw­sze miej­sca, bijąc uczel­nie o legen­dar­nej reno­mie – i to w sytu­acji, w któ­rej pol­skie szkoły wyż­sze trak­to­wane jako całość pla­sują się w pią­tej setce…

Dość tych przy­kła­dów. Wystar­czy pobieżny prze­gląd spe­cja­li­stycz­nych ser­wi­sów, by zna­leźć kil­ka­na­ście tego typu infor­ma­cji mie­sięcz­nie. Z któ­rych co naj­mniej kilka zasłu­guje nie na wzmiankę, ale na czo­łówkę gazety z tytu­łami zło­żo­nymi naj­więk­szą czcionką. I nie tylko na pół godziny Mie­cu­gowa przed nie­dzielną północą.

Powstaje pyta­nie: dla­czego niczego takiego nie obserwujemy?

Dodamy do przy­czyn z pierw­szej czę­ści tego tek­stu infor­ma­cję, że w zawo­do­wych mediach – poza bar­dzo nie­licz­nymi tytu­łami – nie zatrud­nia się dziś po pro­stu ludzi z odpo­wied­nią wie­dzą. Potra­fią­cych, po pierw­sze, w ogóle zro­zu­mieć wia­do­mość ze spe­cja­li­stycz­nego ser­wisu nauko­wego czy tech­nicz­nego, po dru­gie – doce­nić jej wagę, po trze­cie zaś – napi­sać wer­sję popu­larną języ­kiem zro­zu­mia­łym dla nor­mal­nego czy­tel­nika i sko­men­to­wać. Tych, któ­rzy potra­fią, zatrud­nia się za za mini­malną płacę… I dużo wię­cej dziś nie dostaną.

Płacą im tak dys­po­nenci mediów, wła­ści­ciele i sze­fo­wie redak­cji. W przy­gnia­ta­ją­cej więk­szo­ści – ludzie bez ści­słego, tech­nicz­nego czy przy­rod­ni­czego wykształ­ce­nia, a w dodatku o hory­zon­tach inte­lek­tu­al­nych mrów­ko­jada (śmierć mrów­kom, nawet genial­nym, lan­so­wa­nie mró­wek jako ide­ałów zakłóca nor­mal­ność biz­nesu). Biz­nes każe nie­mal wyłącz­nie robić kasę wia­do­mo­ściami z magla i szu­kać wszę­dzie kon­fliktu jako źró­dła zain­te­re­so­wa­nia, ponie­waż publi­czość to nie­wy­bredny motłoch, nie rozu­mie­jący świata.

Albo to tak śmier­telny cynizm. Nie wia­domo, co gorsze.

Oczy­wi­ście: mamy wol­ność i swo­bodę decy­zji gospo­dar­czej. Mają prawo robić to, co robią.

Tylko czy muszą…?

Stefan Bratkowski
Bogdan Miś

Tekst ukazał się pierwotnie na portalu Studio Opinii.

Komentarze

Pozostaw komentarz:





  • Międzynarodowa Legitymacja Dziennikarska

    legitymacja Członkowie naszego stowarzyszenia mogą uzyskać legitymacje dziennikarskie (International Press Card) Międzynarodowej Federacji Dziennikarzy FIJ (IFJ), z siedzibą w Brukseli.
  • POLECAMY

    Dziennikarz Olsztyński 4/2023  
    BEZPIEKA WIECZNIE ŻYWA Trafiamy na książkę Jacka Snopkiewicza „Bezpieka zbrodnia i kara?”, wydaną wprawdzie przed trzema laty, ale świeżością tematu zawsze aktualna. „Bezpieka” jest panoramą powstania i upadku Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, urzędu uformowanego na wzór radziecki w czasach stalinizmu.

    Więcej...


    Wojciech Chądzyński: Wrocław, jakiego nie znacie Teksty drukowane tutaj ukazywały się najpierw w latach 80. ub. wieku we wrocławskim „Słowie Polskim”, nim zostały opublikowane po raz pierwszy w formie książkowej w 2005 roku.

    Więcej ...


    Magnat prasowy, który umarł w nędzy 17 grudnia 1910 roku ukazał się w Krakowie pierwszy numer Ilustrowanego Kuryera Codziennego – najważniejszego dziennika w historii polskiej prasy. Jego twórca – pochodzący z Mielca – Marian Dąbrowski w okresie międzywojennym stał się najpotężniejszym przedsiębiorcą branży medialnej w Europie środkowej.

    Więcej ...


    Olsztyńscy dziennikarze jako pisarze Niezwykle płodni literacko okazują się członkowie Olsztyńskiego Oddziału Stowarzyszenia. W mijającym roku ukazało się sześć nowych książek autorów z tego grona. Czym mogą się pochwalić?

    Więcej ...



    Wyścig do metali rzadkich Niedawno zainstalowany w Warszawie francuski wydawca Eric Meyer (wydawnictwo o dźwięcznej nazwie Kogut) wydał na przywitanie dwie ciekawe pozycje, z których pierwszą chcemy przedstawić dzisiaj. To Wojna o metale rzadkie francuskiego publicysty Guillaume Pitrona, jak głosi podtytuł Ukryte oblicze transformacji energetycznej i cyfrowej.

    Więcej...

     

  • RADA ETYKI MEDIÓW

  • ***

    witryna4
    To miejsce przeznaczamy na wspomnienia dziennikarzy. W ten sposób staramy się ocalić od zapomnienia to, co minęło...

    Przejdź do Witryny Dziennikarskich Wspomnień

    ***

  • PARTNERZY

    infor_logo


  • ***

  • FACEBOOK

  • ARCHIWUM

  • Fundusze UE

    Komitety Monitorujące Reprezentacja Stowarzyszenia Dziennikarzy Rzeczypospolitej Polskiej jest pełnoprawny, członkiem Komitetów Monitorujących programy krajowe i programy regionalne. Aby wypełnić wszystkie wymogi postawione przed Stowarzyszeniem Dziennikarzy podajemy skład poszczególnych Komitetów Monitorujących.

    Więcej...