Gazety skażone PiS (część 3)
Dziennikarze RP | 18 sie 2024 14:06 | Brak komentarzy
Co się działo w redakcjach gazet po przejęciu koncernu Polska Press przez politycznych nominatów z PiS.
W lutym 2021 r. nominowany przez PiS prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów Tomasz Chróstny wyraził zgodę, by PKN Orlen pod wodzą Daniela Obajtka kupił koncern prasowy Polska Press. Decyzję prezesa UOKiK zaskarżył do sądu rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar, według którego przejęcie kontroli nad koncernem medialnym przez spółkę skarbu państwa obsadzoną przez politycznych nominatów mogłoby zagrozić wolności słowa. RPO zarzucił prezesowi UOKiK naruszenie przepisów m.in. Ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów i Konstytucji RP. W kwietniu Sąd Okręgowy w Warszawie przychylił się do wniosku RPO i wstrzymał zgodę prezesa UOKiK na przejęcie przez PKN Orlen spółki Polska Press*. Taka decyzja oznaczała, że Orlen nie mógł realizować swoich uprawnień właścicielskich, m.in. podejmować decyzji kadrowych: odwoływać członków zarządu spółki czy redaktorów naczelnych 20 dzienników regionalnych. Daniel Obajtek nie przejmował się jednak postanowieniem sądu. Dorota Kania, która została członkiem zarządu i redaktorem naczelnym Polska Press, szybko wzięła się do nowych porządków.
Pierwsze koty za ploty
Na pierwszy ogień poszli redaktorzy naczelni rzeszowskich „Nowin”, katowickiego „Dziennika Zachodniego”, „Kuriera Lubelskiego”, „Gazety Krakowskiej” i „Dziennika Polskiego”. Kania jeździła po redakcjach i osobiście wręczała wypowiedzenia. Miejsce doświadczonych redaktorów, cieszących się autorytetem, zajęli dziennikarze po cichu sympatyzujący z PiS lub otwarcie wspierający partię władzy. Marka Twaroga, szefa „Dziennika Zachodniego”, zastąpił Grzegorz Gajda z TVP Katowice. „Zwolnienie red. Marka Twaroga z funkcji redaktora naczelnego »Dziennika Zachodniego« to hańba i naruszenie jednej z podstawowych wolności. Wolności prasy i wolności pozyskiwania informacji przez obywateli. To uderzenie w samo serce demokracji!”, mówił oburzony Krzysztof Śmiszek, poseł Lewicy.
Jerzego Sułowskiego, redaktora naczelnego „Gazety Krakowskiej” i „Dziennika Polskiego”, wymieniono na Wojciecha Muchę, kolegę Kani z „Gazety Polskiej”, „Gazety Polskiej Codziennie” i portalu Niezależna.pl. O zarządzonych na 10 maja 2020 r. przez ówczesną marszałkinię Sejmu Elżbietę Witek tzw. wyborach kopertowych na prezydenta RP Mucha pisał: „To zwycięstwo Andrzeja Dudy pozwoliło nabrać wiatru w żagle Zjednoczonej Prawicy i było początkiem pasma zwycięstw. Czy po pięciu latach uda się dobić osinowym kołkiem truchło nieboszczki III RP? To prawdopodobne, bo prezydent Duda dał się poznać jako sprawny i solidny przywódca, który potrafi walczyć o wyznaczone cele. Sondaże wskazują, że to się podoba Polakom. Pamiętajmy jednak, że licho nie śpi, a kołki i młotki są w naszych rękach. Wszyscy na wybory!”.
Rycerze Andrzeja Dudy
Na stołku szefa „Gazety Lubuskiej” ulokowano Janusza Życzkowskiego, wicenaczelnego Radia Zachód. Wadim Tyszkiewicz, były wieloletni prezydent Nowej Soli i senator niezależny, nie zostawił suchej nitki na nowym naczelnym: „Dramat. Ciąg dalszy rozmontowywania państwa. Obajtek robi swoje. PiS przejęło »Gazetę Lubuską«. Życzkowski to partyjny sługus. Człowiek bez honoru, ale wiernie wypełniający służalczą rolę wobec PiS. Awans za zasługi w Radiu Zachód dla pisowskiej propagandy. To on opublikował nagranie z wizyty A. Dudy w Nowej Soli według starej sprawdzonej zasady: »uprzejmie donoszę«, na podstawie czego zostały postawione zarzuty prokuratorskie niektórym osobom. Za pieniądze Polaków Kaczyński umacnia swoje autorytarne rządy. Żegnaj, demokracjo, witaj, dyktaturo”.
Pisząc o zarzutach prokuratorskich, Tyszkiewicz miał na myśli film z wiecu wyborczego Andrzeja Dudy w Nowej Soli w 2020 r., który Życzkowski zamieścił w mediach społecznościowych. Na nagraniu młoda kobieta krzyczała niecenzuralne słowa pod adresem prezydenta. Film szybko rozniósł się po sieci m.in. dzięki politykom PiS, a na demonstrującą maturzystkę wylała się fala hejtu ze strony rządowych mediów, m.in. „Wiadomości” TVP i TVP Info.
Wkrótce po tym policjanci zatrzymali kobietę, co, jak uznał potem sąd, było bezprawne, a policja musiała wypłacić odszkodowanie. Maturzystka została też uniewinniona od zarzutu znieważenia prezydenta. Jak tłumaczył jej adwokat, na wiecu wyborczym Andrzej Duda był kandydatem, a nie prezydentem, a wolność wypowiedzi gwarantuje konstytucja. Bezczelny Życzkowski, świadek w procesie dziewczyny, przyznał, że upubliczniając nagranie, zdecydował się na taką „formę kary społecznej”.
Zastępcą Życzkowskiego został natomiast Marcin Kędryna, współpracownik Dudy i były dyrektor Biura Prasowego Kancelarii Prezydenta RP. Kędryna podobno rozstał się z Dudą w wyniku konfliktu z Krzysztofem Szczerskim (szefem gabinetu), a także z Marianną Rowińską (nieformalną doradczynią prezydenta).
Jajcarz, kolega i hejterka
Na czele „Głosu Wielkopolskiego” stanął Wojciech Wybranowski, związany m.in. z „Naszym Dziennikiem”, „Do Rzeczy” i portalem TVP Info. W latach 90. Wybranowski działał w Radykalnej Akcji Antykomunistycznej, powstałej w Poznaniu w 1995 r. po zwycięstwie Aleksandra Kwaśniewskiego w wyborach prezydenckich. W maju 1997 r. Wybranowski pojechał z kolegami do Paryża, gdzie obrzucili parę prezydencką jajkami, gdy ta udawała się na koncert. Paryski sąd skazał wówczas Wybranowskiego na trzy miesiące więzienia w zawieszeniu na pięć lat.
Redaktorem naczelnym „Gazety Pomorskiej”, „Expressu Bydgoskiego” oraz „Nowości – Dziennika Toruńskiego” został Marcin Habel, który nie jest nawet dziennikarzem, za to przez wiele lat pracował w Kujawsko-Pomorskim Urzędzie Marszałkowskim, gdzie był naczelnikiem wydziału odpowiedzialnego za turystykę. Podobno jego atutem było to, że kolegował się z Samuelem Pereirą, jednym z czołowych funkcjonariuszy pisowskiej propagandy.
Redaktorem naczelnym „Kuriera Porannego” i „Gazety Współczesnej” Dorota Kania mianowała Adama Jakucia, absolwenta białostockiej Akademii Teatralnej, szefa biura i doradcę wojewody podlaskiego Bohdana Paszkowskiego (PiS). Wcześniej Jakuć przez kilka miesięcy był dyrektorem programowym Radia Białystok, ale ponoć odszedł po protestach dziennikarzy, którzy zarzucali mu, że nie ma doświadczenia dziennikarskiego.
Na zastępczynię Jakuć wziął sobie Agnieszkę Siewiereniuk-Maciorowską, byłą pracownicę Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Białymstoku, zwolnioną za oczernianie w mediach swojego pracodawcy. Potem Maciorowska przebranżowiła się i została naczelną oraz główną komentatorką lokalnego portalu Dzień Dobry Białystok. Gdy PiS doszło do władzy, zaczęła pojawiać się w TVP Info, gdzie zachwalała rządzących i wylewała pomyje na opozycję. „Nie znam tak obrzydliwego kłamcy jak Donald Tusk. Znaczy – nie, znam, Rafał Trzaskowski. To jest jeszcze większy Tusk, jeśli chodzi o kłamstwa”, mówiła w programie TVP Info „#Jedziemy” Michała Rachonia. Maciorowska (przedstawia się w mediach społecznościowych jako „Caryca Wszechświata i Okolic”) znana jest z wulgarnego języka, ma też na koncie wiele spraw sądowych. Została skazana m.in. w procesie karnym za pomówienie Konrada Dulkowskiego, prezesa Ośrodka Moni- torowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych, oraz za rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji o prezydencie Białegostoku Tadeuszu Truskolaskim.
Jeszcze zanim Maciorowska oficjalnie objęła stanowisko wicenaczelnej, dziennikarze „Kuriera Porannego” i „Gazety Współczesnej” wysłali list do zarządu Polska Press (czyli do Doroty Kani), wyrażając sprzeciw wobec jej nominacji. Napisali, że Maciorowska „jest znana z posługiwania się językiem nienawiści w przestrzeni publicznej” i „nie zachowuje podstawowych zasad etyki dziennikarskiej – bezstronności, rzetelności i obiektywizmu”. Wysłanie listu okazało się błędem, bo niemal natychmiast zwolniony został wicenaczelny Bartosz Wacławski.
Nowe porządki
W ciągu kilku miesięcy od przejęcia Polska Press przez PKN Orlen zostali zwolnieni niemal wszyscy „starzy” redaktorzy naczelni dzienników regionalnych. Razem z szefami odeszło wielu dziennikarzy, którzy nie chcieli swoimi nazwiskami firmować pisowskiej propagandy. Zgodnie z przewidywaniami gazety zamieniły się w tuby propagandowe władzy. W artykułach wychwalano rząd i lokalnych polityków PiS, niewygodnych tematów nie poruszano. I tak przed kolejnym finałem WOŚP dziennikarze Polska Press w całej Polsce dostali wytyczne, że powinni się ograniczyć, a najlepiej powstrzymać od pisania o tym wydarzeniu.
Trzeba było uważać, co się pisze, gdyż nawet drobne odstępstwo od nowej linii redakcyjnej surowo karano. Przekonał się o tym Jan Miszczak, dziennikarz z przeszło 50-letnim stażem, felietonista rzeszowskich „Nowin”. Miszczak podpadł prześmiewczym felietonem: „(…) Moja niesłuszna niechęć do prezesa Orlenu Daniela Obajtka była spowodowana stałym wprowadzaniem mnie w błąd przez media niezależne. Na szczęście ich autonomia została w porę zatrzymana przez samego Obajtka, gdy kierowany przez niego Orlen wykupił całą gamę pism Wydawnictwa Polska Press”. Jak ujawnił tygodnik „Polityka”, felieton nie spodobał się nowemu redaktorowi naczelnemu „Nowin” Arkadiuszowi Rogowskiemu, który w mejlu do Miszczaka napisał: „Niestety postanowiłem zakończyć z Panem współpracę, ponieważ jako redaktor naczelny nie mogę pozwolić na to, by dziennikarz czy publicysta podważał zaufanie do gazety, dla której pisze”.
Po zaledwie sześciu miesiącach pracy pod nowym kierownictwem dramatyczny apel opublikowała Karina Obara, dziennikarka „Gazety Pomorskiej”: „Nie mogę już dłużej pracować w Polska Press i w »Gazecie Pomorskiej«. Nie potrafię spojrzeć sobie w lustrze w twarz. (…) Dostałam zakaz komentowania wydarzeń politycznych. Nie pozwolono mi także rozmawiać z niezależnymi ekspertami o tym, co się w Polsce dzieje. Od czasu do czasu zdarzał się wyjątek – miałam porozmawiać z »ich ekspertem«, który oceni sytuację zgodnie z linią partii rządzącej. Nie mogłam. Na liście były głównie nazwiska, które znacie z mowy nienawiści i pogardy dla drugiego człowieka. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam kneblowania i nacisku, zakazu pisania o tym, co jest obowiązkiem dziennikarskim. (…) Nie można milczeć, gdy w Polsce łamane są prawa człowieka. A mnie i moich kolegów komentujących wydarzenia polityczne, zmuszono do milczenia. Chcesz tu pracować – żadnego analizowania wydarzeń politycznych (…). Żeby czytelnicy w regionach nie wiedzieli, nie myśleli samodzielnie, głosowali tak, jak chce obecny rząd. Żyję w konflikcie wewnętrznym. Wstyd mi. Moje ciało odmawia posłuszeństwa. Nie chcę pracy, która jest hańbą. Nie umiem zamknąć oczu na to, co PiS robi z naszym krajem. Nie mogę zasnąć, gdy wiem, że małe dzieci umierają w lesie na wschodniej granicy. Nie potrafię nie czuć krzywdy dziewczyny-matki z Pszczyny, która zmarła na sepsę przez wprowadzenie w Polsce chorego prawa. (…) Brzydzę się hipokryzji, wycierania sobie gęby Bogiem, nepotyzmu i służalczości. Chcę żyć w prawdzie, w wolności słowa, demokracji i odwadze”, napisała na Facebooku Obara, wywołując powszechne poruszenie (wpis miał 9,6 tys. reakcji, 6 tys. udostępnień i ponad 900 komentarzy).
Pisowska linia programowa
Orlenowskie media miały już tak zszarganą opinię, że osoby nominowane w corocznym plebiscycie Osobowość Roku wycofywały swoje kandydatury. (W regionach, w których wydawane są gazety Polska Press, można głosować na lokalnych liderów w pięciu kategoriach: kultura; działalność społeczna i charytatywna; biznes; polityka, samorządność i społeczność lokalna oraz nauka). Ludzi wkurzało nie tylko upolitycznienie gazet, ale też to, że głosować można było jedynie za pomocą płatnego SMS-a. Dyrektor Teatru Muzycznego Capitol we Wrocławiu Konrad Imiela napisał do redaktora naczelnego „Gazety Wrocławskiej”, że ten plebiscyt jest „jedynie podstępną maszynką do zarabiania pieniędzy przez wydawnictwo i nie ma nic wspólnego ze szlachetnością, równym traktowaniem czy nawet niewinną zabawą”. Na Facebooku zaś dodał, że „plebiscyt wspiera finansowo gazetę znaną z eskalowania nastrojów ksenofobicznych we Wrocławiu, a w tle stoi niejaki Obajtek”. Ireneusz Popiel, burmistrz Ornety, poprosił mieszkańców, by zamiast na niego głosować, kupili karmę dla bezdomnych psów i kotów. Z kolei Olgierd Geblewicz, marszałek województwa zachodnio-pomorskiego, zachęcał do wsparcia finansowego chorego dziecka. Jednak godzina próby przyszła jesienią 2023 r., wraz z kampanią do parlamentu. Orlenowskie gazety stanęły po stronie PiS, zamieszczając ogłoszenia wyborcze polityków tej partii, a odmówiły kandydatom opozycji. Daria Gosek Popiołek, posłanka Lewicy z Krakowa (ogłoszenia chciała zamieścić „Dzienniku Polskim” i „Gazecie Krakowskiej”), dostała pismo od pełnomocnika zarządu Polska Press, że „wydawca uznał, iż nie do pogodzenia z linią programową tytułu są wartości lewicowe i rozumienie polskiej racji stanu prezentowane przez przedstawicieli komitetu wyborczego Nowej Lewicy”. Podobne tłumaczenie usłyszała Maja Nowak, jedynka na liście lubuskiej Trzeciej Drogi i liderka partii Szymona Hołowni w regionie (ogłoszenia wyborcze chciała zamieścić w gazecie „Nasze Miasto Gorzów”). Z odmową publikacji ze strony Polska Press spotkała się również posłanka PSL Urszula Nowogórska, która chciała zamieścić artykuł sponsorowany w nowosądeckim i podhalańskim dodatku „Gazety Krakowskiej”.
Po dwóch i pół roku rządów politycznych namiestników Jarosława Kaczyńskiego w Polska Press sytuacja spółki jest nieciekawa. W 2022 r. miała ona 23 mln zł straty, rok wcześniej 30 mln zł (danych za 2023 r. jeszcze nie podano). Spadła sprzedaż gazet, a serwisy internetowe mają coraz mniej użytkowników. Prezes PKN Orlen Ireneusz Fąfara zapowiedział, że pozbędzie się Polska Press, co akurat jest racjonalne, bo państwowy moloch energetyczny nie jest przecież od wydawania gazet.
Andrzej Sikorski
Przegląd nr 33 (1284) 12-18.08.2024
Komentarze
Pozostaw komentarz: