Damy radę
Dziennikarze RP | 28 sie 2013 17:39 | Brak komentarzy
Z Agnieszką Wołk-Łaniewską, redaktorem naczelnym „Dziennika Trybuna”, rozmawia Bojan Stanisławski.
„Dziennik Trybuna” – to brzmi dumnie?
W pewnym sensie tak. Polska zasługuje na jakiś lewicowy dziennik. W oceanie prawicowej prasy jest to jakaś szansa na udział w debacie publicznej. Uważam, że założenie tego dziennika to odważna, potrzebna i pożyteczna decyzja.
A czy z tym „oceanem prawicowej prasy” można dziś skutecznie konkurować? Walka o rząd dusz została chyba przez lewicę przegrana.
I tak, i nie. Przestrzeń publiczna jest w pełni zdominowana przez prawicę, ale ludzka świadomość kształtuje się nie tylko pod wpływem propagandowych bodźców, ale i życiowego doświadczenia zarówno jednostek jak i całych grup. Tymczasem doświadczenia transformacji ustrojowej są dla większości społeczeństwa bardzo drastyczne. Prawica spowodowała schizofreniczną sytuację – ludzie chcą lewicowych rozwiązań, ale szukają dla nich prawicowej legitymacji. „Dziennik Trybuna”, im aktywniej będzie się rozwijał, tym większe ma szanse pomóc Polkom i Polakom uporządkować ich polityczny i filozoficzny światopogląd.
Rynek opiera się na konkurencji. Powtarzam pytanie – czy „Dziennik Trybuna” może realnie konkurować z prawicowymi gigantami? Zwłaszcza, że mówimy o zjawiskach bardzo dobrze spozycjonowanych na rynku i – co sama przyznajesz – w powszechnej świadomości.
Zgoda, ale rynkowo do tego podchodząc sytuacja jest bardzo dobra. Wszak skoro w całej publicznej przestrzeni obserwujemy nieokiełznane harce prawicy, niekiedy tragiczne, niekiedy komiczne, to rynek na jeden masowy publikator o lewicowym profilu musi się znaleźć.
W zawłaszczonej przez prawicę przestrzeni trudno chyba dziś zdefiniować konkretnie swoją lewicową tożsamość…
Zupełnie nie. Lewicowa tożsamość nie jest wypadkową konfliktu między różnymi skrzydłami prawicy, tylko mechanizmem rozumienia i przetwarzania rzeczywistości i – oczywiście – jej zmiany. Zgodnie ze słynną jedenastą tezą o Feuerbachu.
Właśnie problem polega tym, że wiedza o tym kim był Feurebach i kto sformułował jedenastą tezę i wszystkie pozostałe jest marna. Trudno zahaczyć się o jakąś symbolikę, odwoływać się do powszechnienie znanych schematów. Wszystko opanowane jest przez prawicę.
Fakt, mamy pod górkę, ale to nie powód by składać broń. Trzeba odzyskać przestrzeń – symboliczną i realną – zawłaszczoną przez prawicę.
Przy pomocy „Dziennika Trybuna”?
Tak. Między innymi. W końcu pojawiło się jakieś medium, które przedkłada lewicową perspektywę, które używa lewicowego języka, które odwołuje się do konkretnych zjawisk i proponuje konkretne – lewicowe właśnie – rozstrzygnięcia. A zatem, tak – przy pomocy „Dziennika Trybuna”.
Jak to jest być redaktorem naczelnym jedynego lewicowego dziennika w Polsce?
Normalnie. Mamy fantastyczny zespół redakcyjny. Borykamy się wprawdzie z – jak mi się wydaje naturalnymi – problemami inicjatywy, która wciąż jest na rozruchowym etapie. Ale pracuje się wyjątkowo dobrze. W końcu wielu z nas ma swój publikator, instrument dzięki któremu możemy aktywnie udzielać się w debacie publicznej. O to nam przecież chodzi. To jest nasz cel. Jesteśmy też zapraszani przez różne stacje telewizyjne i radiowe jako komentatorzy. Pojawiają się nowe nazwiska, nowe osoby. To bardzo optymistyczne.
Może nazbyt optymistyczne? Niektórzy mówią, że „Dziennik Trybuna” nie ma szans się utrzymać.
Nie rozumiem, mamy się pogrążyć w jakiejś otchłani pesymistycznych perspektyw, bo „niektórzy mówią”? Bez przesady. „Dziennik Trybuna” to ewenement na polskim rynku medialnym. Nie widzę obiektywnych powodów, dla których „nie ma szans się utrzymać”. Damy radę.
Wiele osób o nowej „Trybunie” jeszcze nie słyszało.
To prawda. Ale takie stwierdzenie idzie w sukurs mojej tezie – im więcej osób będzie wiedziało, tym bardziej rosła będzie popularność naszej gazety.
Co z reklamą? PR-em?
Tym zajmuje się wydawca. Zespół redakcyjny ma tworzyć dobrą lewicową gazetą. Według mnie wywiązuje się z tego zadania znakomicie.
Jakie cele stawiasz sobie jako redaktor naczelny „Dziennika Trybuna”?
Przed chwilą to powiedziałam – chcę tworzyć, wraz z zespołem, dobry lewicowy dziennik. Poza tym chcę aby nasze łamy stały się przestrzenią dyskusji o tym co lewica może dziś w Polsce zrobić, aby odzyskać to co utraciła…
Albo oddała walkowerem.
Nie da się ukryć, że refleksji na pewnym etapie zabrakło, ale biczowanie siebie czy kogoś innego nie ma za bardzo sensu. Dysponujemy nowym polskim lewicowym dziennikiem. Używajmy go tu i teraz, spoglądając w przyszłość. Naprawdę tragedią byłoby dla tej inicjatywy gdyby jej kształt miały warunkować błędy sprzed lat. Jeżeli ktoś ma coś do powiedzenia o lewicy – zapraszamy do współpracy.
Komentarze
Pozostaw komentarz: