Biało-czerwona autopsja
Dziennikarze RP | 12 lis 2018 16:53 | Brak komentarzy
Stałem na wysokości dawnej „Chinki” w Alejach Jerozolimskich. Była 14.30. Tłok biało-czerwony wzmagał się, osiągając przed 15. stan krytyczny, porównywalny z tłokami w tramwajach w latach 50/60. Czekaliśmy cierpliwie na prezydenta, który pierwszy raz w historii marszów, miał coś do Polaków powiedzieć – do nas. Powiedział ładnie, krótko i bez obawy, że go z dezaprobatą wygwiżdżą. „Dla wszystkich jest miejsce pod biało-czerwoną flagą.” Co by to było, gdyby przed nami stanął B. Komorowski? Pewnie jak zwykle skompromitowałby się swoja wypowiedzią i z okrutnymi gwiazdami oraz w wielkim BULU odprowadziliby go w ustronne miejsce jego ochroniarze. Odśpiewaliśmy ochoczo hymn (4 zwrotki). Wszyscy byli wzruszeni. Przemieściłem się w strategiczny punkt obserwacyjny za jednym z zaparkowanych samochodów (Renault Clio) i jak zwykle chciałem wszystko i wszystkich zobaczyć…
„Chwała bohaterom!!!” Skandowało wielokrotnie przechodzących 50 tysięcy biało-czerwonych flag. Zwróciłem uwagę na jednego, młodego murzyna, zintegrowanego z białymi kolegami i koleżankami, który aktywnie z całego serca uczestniczył w skandowaniu. Po chwili następne tysiące skandowały: „Bóg, honor i ojczyzna!!!”. Stojąc z boku aktywnie włączałem się głosem i flagą do patriotycznych zawołań. Następna grupa skandowała: „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę!!!” Rozkrzyczana drobna blondynka z zaciśniętą złowrogo piąstką i wyzywającą miną, piskliwie wykrzykiwała to hasło najgłośniej.
Na melodię Guantanamery śpiewano chóralnie: „Biało-czerwone, te barwy Biało-czerwone, Biało-czerwone to barwy niezwyciężone…” i „Ta głupia Hanka, ta głupia Hanka, czy bufetowa? Czy może barmanka???”. Jeszcze jedna piosnka śpiewana ochoczo przez tłum: „Hajka Walcowa, ta wredna żydowska krowa…”.
Okropnie, bo fałszywie, albo bez jakiejś, wyraźnej melodii brzmiało zawołanie: „Polska!!! Biało-czerwoni!!!”.
Sporo dziewcząt i pań miało na głowach rodzaje wianków z krepinowymi kwiatami, na zmianę białymi i czerwonymi. Twarzowe. Panowie mieli często na głowach biało-czerwone kapelusze, czapki z napisem Polska lub rozczochrane „narodowe” peruki. Strzelały i płonęły race białe i czerwone, huczały petardy.
Wiekowo od +0, do „nieskończoności”. Rodziny popychały wózki z małymi dziećmi, tatusiowie nieśli na barana nieco większe dzieci, te starsze samodzielne szły, albo z kolegami, albo z rodzicami, powiewali małymi chorągiewkami. Seniorzy dreptali dzielnie pomalutku, niektórzy siedzieli na wózkach inwalidzkich. Jedna z pań mnie zagadnęła, dlaczego nie maszeruję z innymi. Skłamałem, że mam tylko jedną nogę. Spojrzała na moje granatowe adidasy i powiedziała: Przepraszam pana bardzo. Ukłoniłem się z gracją…
Przy mnie przepychało się w tłumie czterech olbrzymów w szarych historycznych szynelach i wysokich czako z dużymi polskimi orłami. Chyba coś a la Księstwo Warszawskie. Widziałem ich po chwili na czele pochodu wraz z innymi w różnych strojach historycznych. Za nimi jechało kilkunastu motocyklistów, którzy jeżdżą na motorach do Katynia. Mieli okazały transparent. „Polonia dla Polski” – taki transparent miała grupa powiewająca flagami amerykańskimi, mignęła mi flaga australijska, przemaszerował pan z flagą hiszpańską i tablicą „Madryt”
Pochód w naturalny sposób jakby się rozdzielił, bo jego pierwsza część była zorganizowana przez władze państwowe, a reszta formowała się sama, spontanicznie. Gigantyczna biało-czerwona rzeka płynęła falując w stronę „Poniatoszczaka”. Po dwóch godzinach zaczęło się trochę przerzedzać. Dołączyłem do ogona pochodu i ruszyłem w stronę Pragi. Na podświetlonym od dołu moście było jednocześnie tyle ludzi, że obawiałem się o jego wytrzymałość. Widoczność się poprawiła i horyzont sięgał do Marszałkowskiej. Stadion też świecił na biało-czerwono. Błonia przy stadionie stopniowo wypełniły się całkowicie. Liderzy przemawiali, ale nic nie słyszałem, bo akustyka była zła, a ja sam jestem dość głuchy. Podobno gdzieś tam spalono flagę UE?
Około 20 zabłysły kolorowe reflektory, pokazując biało-czerwony koncert świetlny. Po tym zaczęły strzelać kunsztowne race. Atmosfera zapanowała szczególna. Lały się łzy wzruszenia i zachwytu… Tłok w biało-czerwonym, uśmiechniętym narodowo – świątecznie metrze M-2 do Świętokrzyskiej, podobnie w drugim M-1 aż do Wierzbna.
Po 21 zmęczony, ale szczęśliwy dotarłem do siebie.
Jerzy Burski
Komentarze
Pozostaw komentarz: