40 lat minęło…
Dziennikarze RP | 28 mar 2022 22:17 | Brak komentarzy
Gdzie są chłopcy z tamtych lat
dzielne chwaty?
Gdzie są chłopcy z tamtych lat
Czas zatarł ślad…
20 marca 1982 roku to pamiętna data w moim życiu. Byłem wśród założycieli Stowarzyszenia Dziennikarzy PRL, kontynuatorki SDP. Dostałem legitymację nr 3. Towarzyszyła mi ambiwalencja uczuć. Czy postąpiłem właściwie? Uczciwie? Władza rozwiązała mi poprzednie stowarzyszenie dziennikarskie, z którego byłem dumny. To była organizacja, która skupiała elitę dziennikarstwa, należeć do niej było zaszczytem. Wstąpiłem do stowarzyszenia w 1974 roku, jako początkujący dziennikarz, z większą pasją niż umiejętnościami.
W październiku 1981 roku, z woli kolegów zostałem przewodniczącym zarządu oddziału rzeszowskiego SDP. Czułem się jak w oku cyklonu. Było tuż po Sierpniu, powiał wiatr od morza i pojawiły się nadzieje na zmiany, ale też lęki, czy nie dojdzie do rewolucji, która zawsze bywa też niszcząca.
W takiej to sytuacji „dałem się wybrać”. Rzeszowskie środowisko chciało zmiany. Ale rola „burzyciela” zupełnie mi nie odpowiadała. Dwie największe redakcje: „Nowin (dziennik PZPR) i Radio, w wyborach skreślały wzajemnie swoich kandydatów i wybór padł na mnie, ze środka, z Krajowej Agencji Wydawniczej i wcześniej z młodzieżowego „Prometeja”. Chciałem być prezesem wszystkich dziennikarzy regionu i to mi się w dużym stopniu udawało, bo postępowałem ostrożnie i z wyczuciem. ale przyszedł wstrząs: stan wojenny. Skończył się sen o zintegrowanym środowisku, bo zostaliśmy przez władze „zlikwidowani”.
Kiedy opadł wojenny kurz, zaczęły się dyskusje, co robić? Kontestować i obnosić się z bólem, czy zaczynać nowy rozdział? Jak to często bywa, przeważyły sprawy socjalne. Ceną były „lojalki” i w zdecydowanej większości koledzy je podpisywali, uważając, że nie ma innego wyjścia. Trwały prace nad układem zbiorowym pracy dziennikarzy. Pojawiło się pytanie, kto miał złożyć na nim podpis w imieniu środowiska? Dotychczasowe stowarzyszenie zostało rozwiązane, odrodzenie się pod starą nazwą nie wchodziło w rachubę, więc powstało nowe. Deklaracji wstępu doń nie podpisało w regionie zaledwie kilka osób (na ponad sto).
Mimo różnych kłopotów, czasem przeciwności i sytuacji trudnych do przewidzenia, nasze stowarzyszenie odradzało się. Atmosfera była coraz lepsza, do czego przyczyniał się prezes, Klemens Krzyżagórski, świetny dziennikarz, intelektualista i niezwykle życzliwy człowiek. Kontakty z nim i innymi, na ogół starszymi ode mnie kolegami, wspominam z dużym sentymentem. Wiele też z tych kontaktów skorzystałem. Kiedy w sali na Foksal wchodził na mównicę Wiktor Osiatyński, to była uczta dla uszu. Podziwiałem jego erudycję i nieprzeciętną wiedzę. Podobnych ludzi było więcej. Myślę dzisiaj, że moje wieloletnie kontakty z Zarządem Głównym, a przez kilka lat byłem nawet członkiem Prezydium ZG i były to częste spotkania, dawały mi jakby drugi „dyplom” uniwersytecki, z wiedzy i doświadczenia, których nie mógłbym znaleźć w podręcznikach akademickich.
Niestety, wielu moich kolegów z tych lat już nie żyje. Noszę ich nazwiska we wdzięcznej pamięci. A dylemat sprzed 40 lat: wstąpić, czy nie wstąpić, wydaje się dzisiaj pozbawiony sensu. Że dobrze zrobiliśmy, wystarczy popatrzeć, co robią ci lepsi, jedynie słuszni.
Józef Ambrozowicz
Tagi: 40 lat - SDP - SDRP - Stowarzyszenie Dziennikarzy Rzeczypospolitej Polskiej
Komentarze
Pozostaw komentarz: